Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ponad stu uchodźców z Ukrainy w gminie Kluki, w Sami Swoi Noclegi. Potrzeby są ogromne

Magdalena Buchalska-Frysz
Magdalena Buchalska-Frysz
Uchodźcy z Ukrainy w Sami Swoi Noclegi w Klukach
Uchodźcy z Ukrainy w Sami Swoi Noclegi w Klukach Magda Buchalska-Frysz
Już w sumie ponad stu uchodźców z Ukrainy przebywa na terenie gminy Kluki. Wszystkim schronienia udzieliły prywatne osoby, głównie właściciele firmy Sami Swoi Noclegi, którzy rozlokowali Ukraińców w dawnym hotelu i starej szkole w Klukach

Uchodźcy z Ukrainy w Klukach

Gdy przychodzi pora obiadu czy kolacji jadalnia i sala na dole dawnego hotelu w Klukach wypełnia się śmiechem dzieci, słychać pokrzykiwania, czasami płacz. Ukraińskie maluchy nie do końca zdają sobie sprawę, że tuż za granicą Polski, która udzieliła im schronienia, toczy się okrutna wojna. Część z nich jednak jest nieufna, najchętniej chroni się za plecami mamy. Inne patrzą uważnie, uśmiechają się, ale nieśmiało.

Mamy czasami płaczą...

Uśmiechają się też mamy, choć równie nieśmiało, w jadalni nie słychać głośnych rozmów, wszyscy są mili, uprzejmi, proponują nawet herbatę, ale wciąż jeszcze niepewni, trochę wylęknieni. Na telefonach śledzą wiadomości z Ukrainy, na filmach w internecie widzą, jak w gruzach znikają kolejne domy, bloki, zbombardowany przez rosyjskie wojska szpital dziecięcy...

- Czasami dostrzegam, jak kobiety płaczą, gdy wydaje im się, że nikt nie widzi - mówi Katarzyna Dybała, która prowadzi firmę Sami Swoi razem z mężem. - Albo wychodzą na spacer i wracają z czerwonymi oczami.

W budynku dawnego hotelu w Klukach, który obecnie należy do firmy sami Swoi Noclegi, dziś przebywają w większości kobiety i dzieci, od maluchów po nastolatki. Wojna przegoniła ich z Ukrainy, na razie rzuciła do Kluk, choć nikt nie wie, jak potoczą się ich losy. Na razie próbują przystosować się do obecnych warunków.

W Klukach mają dach nad głową, własne pokoje, są łazienki, kuchnia, posiłki, życie toczy się jakby normalnie. W dużej sali dziewczyny wybierają dla siebie ubrania z darów od mieszkańców. Masza, Ukrainka mieszkająca od kilku lat w Polsce, dwoi się i troi, by dopasować wszystkim odpowiednie ubrania. I żeby każdy dostał coś ładnego. Zaczęły się już nawet zajęcia z nauki języka polskiego, trochę dla dorosłych, trochę dla dzieci. Niedługo część kobiet być może pójdzie do pracy, chce ich zatrudnić właściciel jednej z firm w regionie.

- Jedną z sal, w której teraz znajdują się składowane rzeczy, przekształcimy na taką salę zabaw dla dzieci - mówi Katarzyna Dybała. - Część mam będzie mogła pójść do pracy, wtedy inne zajmą się dziećmi.

Córeczka urodzi się w kwietniu

A grono maluchów wkrótce się powiększy. Już niedługo na świat przyjdzie córeczka pani Rity, która do Polski przyjechała z czwórką dzieci - 14-letnią Wierą, o rok młodszą Witaliną, 5-letnim Maksimem i 4 -letnim Daniłem. Mieszkali w Nikopolu, w południowej części Ukrainy, w obwodzie dniepropetrowskim. 7 marca wyjechała z dziećmi z Ukrainy, 9 była już tutaj.

- Wynajmowaliśmy mieszkanie nad morzem - mówi Ukrainka. - Stamtąd zaczęły iść rosyjskie wojska, słyszeliśmy strzały, bomby, okna drżały. Ze względu na dzieci trzeba było uciekać.

Ledwie dostali się do pociągu, który był już tak przepełniony, że nikogo nie zabierał. Dzięki pomocy żołnierzy udało im się jednak wsiąść do pociągu. Żołnierze powiedzieli ludziom, że kobieta w ciąży, z dziećmi, musi jechać. W Ukrainie zostawiła swoją mamę i siostrę. I na razie zupełnie nie wie, co będzie dalej, teraz przed nią poród, a przecież cały czas musi zajmować się pozostałą czwórką, choć starsze córki dużo pomagają.

Na weekend są zabezpieczeni...

Firma Sami Swoi Noclegi schronienie Ukraińcom udzieliła też w budynku starej szkoły w Klukach. Uchodźcom oddali dół budynku, na górze mieszkają właściciele firmy.

Krzysztof Dybała pomocy Ukraińcom udziela od chwili, gdy w ich kraju rozpoczęła się wojna. I nie zamierza przestać mimo, że już napotkał na swojej drodze wiele problemów. A te dotyczą głównie zaopatrzenia i wyżywienia tak dużej liczby osób. Jak podkreśla, ogromną pomoc otrzymał od mieszkańców, którzy przywozili i cały czas dowożą dary - ubrania, środki do higieny, kosmetyki czy żywność. To właśnie ta ostatnia potrzebna jest teraz najbardziej.

- Zastanawiam się, dlaczego gmina nie angażuje się bardziej - mówi jeden z mieszkańców. - Przecież gminny magazyn jest pełen darów. Dla kogo to wszystko?

Krzysztof Dybała też nie kryje rozczarowania zakresem pomocy od gminy.

- Nie wiem, czy gmina zdaje sobie sprawę, ile kosztuje wyżywienie dla stu osób - mówi. - Teraz porozumiałem się już z województwem, powinno być łatwiej. Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie. Dotąd 99 procent pomocy pochodziła z własnych środków i pomocy osób prywatnych. W telewizji mówi się o pomocy 120 zł czy 40 zł od osoby, ale przecież nikt jeszcze złotówki tego nie widział - zastrzega.

Renata Kaczmarkiewicz, wójt gminy Kluki, jest zaskoczona takimi informacjami, jak zapewnia, pracownik GOPS jest w stałym kontakcie z byłym hotelem i reaguje na ich potrzeby, wydając to, co jest w danej chwili potrzebne. Po naszym telefonie pojechała do byłego hotelu zobaczyć osobiście, jak wygląda sytuacja.

- Byłam sprawdzić, bo zaniepokoiły mnie te informacje - mówi Renata Kaczmarkiewicz. I jak zapewnia, na ten moment jest tam wszystko, czego potrzeba. - Nasi pracownicy na bieżąco monitorują sytuację - dodaje. - Nie uważam, żebyśmy coś w tym zakresie zaniedbali.

Katarzyna Kochelska, kierownik GOPS w Klukach dodaje, że jest w stałym kontakcie z właścicielką. Jak mówi jest zawsze dostępna pod telefonem, nawet prywatnym, jeśli czegoś brakuje na własną rękę stara się na szybko zorganizować jakąś zbiórkę.

- Cały czas dostają od nas prowiant, ubrania, pościele, chemię. Na te chwilę wszystko jest zabezpieczone. My jako samorządy też wiedzieliśmy do końca, co podlega pod gminę, co pod wojewodę, kto zawarł porozumienia i na jakiej podstawie. Teraz już wszystko się trochę wyjaśniło. Naprawdę nic złego się nie dzieje. Turmot jest zabezpieczony, tam nikt głodem nie przymiera.

Jak podkreślają przedstawiciele gminy, na weekend uchodźcy w Klukach są zabezpieczeni. A co dalej?

- W piątek po południu miały trafić tam jeszcze dary, które zebrano w szkole - mówi Błażej Lewiński, kierownik ds. organizacyjno-administracyjnych i zarządzania kryzysowego w gminie. - Miałem tez telefon od jednej z mieszkanek, że też chciałaby poczynić tam jakiś zakup żywności. Na weekend mają więc zabezpieczenie, myślę, ze nawet na część poniedziałku. A później zobaczymy, co będzie dalej. Swoich funduszy na ten cel praktycznie nie mamy. A uchodźców z pewnością przybędzie.

Ktoś przyniósł worek parówek...

Przez jakiś czas darmowe obiady dla uchodźców w Klukach zapewniała też restauracja Buenos Aires z Bełchatowa, teraz udało się porozumieć z firmą cateringową Candy z Głuchowa. Część obiadów dają za darmo, za część trzeba zapłacić. Oczywiście posiłki, głównie śniadania i kolacje, przygotowywane są też na miejscu z produktów, które oferują darczyńcy.

- Kupujemy np. 200 bułeczek w piekarni w Klukach - mówi Krzysztof Dybała. - Dziś ktoś przyniósł worek parówek i dwa worki żeberek. Nawet nie wiem kto...

Dotąd przez noclegi, których udzielają państwo Dybałowie przewinęło się około 150 uchodźców. Zdarzało się, że jakaś grupa niespodziewanie przyjechała w nocy i trzeba było się nimi zająć.

- Ostatnio nie mieliśmy miejsca dla trzynastu osób - mówi Krzysztof Dybała. - Pomogła nam pani Sylwia Drążczyk i ludzie z grupy WYR4x4, którzy w ciągu dwóch godzin znaleźli dla nich dach nad głową. Lekarz z Kluk też nam pomógł.

Mimo, że od ponad dwóch tygodni ich życie kręci się wokół uchodźców z Ukrainy, w Klukach nie zamierzają przystopować. W weekend będą mieć gotowy budynek na Nowym Świecie, na wylocie z Bełchatowa, gdzie będą mogli przyjąć kolejnych 75 osób. Już jutro przyjadą materace, kołdry, poduszki i wiele innych rzeczy. Dlaczego tak bardzo zaangażowali się w pomoc uchodźcom?

- To nie są dla nas żadni uchodźcy, to są nasi znajomi, znajomi naszych znajomych - mówi Krzysztof Dybała. - 90 procent moich pracowników to Ukraińcy, wcześniej wynajmowaliśmy pokoje osobom z Ukrainy, które pracowały w Polsce - dodaje. Zresztą Ukraińcy, to dla nich też rodzina. Z Ukrainy pochodzi bowiem synowa państwa Dybałów, Masza, która teraz całe dnie spędza w Klukach, opiekując się przyjezdnymi, jeżdżąc z nimi do lekarza, zajmując się tłumaczeniem.

- My sobie poradzimy - podsumowuje Krzysztof Dybała. - Tym bardziej, że mamy obiecane wsparcie z województwa. Tylko szkoda, że tak bardzo angażują się mieszkańcy, a gmina mało się interesuje - mówi trochę rozgoryczony. - A przecież mamy już chyba najwięcej uchodźców w powiecie.

Uchodźcy z Ukrainy w Sami Swoi Noclegi w Klukach

Ponad stu uchodźców z Ukrainy w gminie Kluki, w Sami Swoi No...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto