Pani Edyta z Bełchatowa jest matką czwórki dzieci. Najstarsza córka jest już pełnoletnia, a trojaczki obecnie chodzą do gimnazjum. Dziś przyznaje, że pomoc państwa się przyda, bo dotąd musieli razem z mężem radzić sobie sami z wychowywaniem czwórki dzieci. Dodatek otrzymywała tylko na jedno z dzieci, jako matka wychowująca dziecko niepełnosprawne. Jeśli spełni kryterium dochodowe, to w ramach rządowego programu „500+” otrzyma na trójkę dzieci 1,5 tys. zł. Jeśli nie, to do domowego budżetu wpłynie tysiąc złotych. Zaznacza od razu, że przy ogromnych wydatkach na dzieci, to na pewno nie będzie przysłowiowa „manna z nieba”, ale pieniądze, które przydadzą się na inwestycję w edukację. Bo przecież utrzymanie dzieci sporo kosztuje.
- To już duże dzieci, które potrafią sporo zjeść, chcą się dobrze ubrać, po prostu mają coraz większe potrzeby - mówi pani Edyta. - Jeśli otrzymam pieniądze, to chciałabym je przeznaczyć na korepetycje czy dodatkowe lekcje. Może udałoby się odłożyć na studia - planuje bełchatowianka.
Pomysł finansowego poparcia dla rodzin popiera. - To jest już normą w krajach zachodnich, gdzie rodzice otrzymują pieniądze na dzieci - mówi pani Edyta.
Wśród bełchatowian, tak jak w całym kraju, są też rodzice, którzy nie kryją rozgoryczenia. Rządowy program wprowadza bowiem kryterium dochodowe dla rodzin, które maja tylko jedno dziecko.
- Razem z mężem pracujemy, ale nie zarabiamy aż tyle, żeby się przelewało, niestety kryterium dochodowego raczej nie spełnimy - mówi Karolina Zasada, nauczycielka z Bełchatowa, która ma 5-letnią córeczkę.
- To nie jest sprawiedliwe i nie ma co ukrywać, że czujemy się gorzej potraktowani, bo takie pieniądze też chcielibyśmy przeznaczyć na dziecko, a niestety najprawdopodobniej ich nie dostaniemy. W czym moje dziecko jest gorsze od innych? - pyta.
Według zapowiedzi rządu, program ma być wdrażany od początku kwietnia. W Beł-chatowie jego realizacją zajmie się Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Według wstępnych szacunków urzędników, upra-wnionych do skorzystania programu jest około 4 tys. rodzin, a pieniądze mają trafić do ponad 10 tys. dzieci z terenu miasta.
Do obsługi takiej „rzeszy” interesantów zaplanowano wstępnie siedem osób. Czy to jednak nie za mało?
- Oczywiście, że są obawy, jak to będzie funkcjonować, ale ustaliliśmy z miastem, że liczebność obsady będziemy korygować w zależności od potrzeb - mówi Marianna Byko-wska, dyrektor MOPS w Beł-chatowie. - Rozważany jest wariant obsady pracowniczej oparty na pracownikach MOPS-u i urzędu miasta.
Jak mówi Artur Kurzeja, sekretarz Urzędu Miasta w Bełchatowie, w związku z realizacją nie jest planowane zatrudnianie nowych urzędników.
- Ustaliliśmy wspólnie z MOPS, że taka obsada powinna zapewnić odpowiednią obsługę mieszkańców - mówi Artur Kurzeja. - Czy będzie potrzeba zatrudnienia w przyszłości? Nie ma co „gdybać”, bo to czyste teoretyzowanie - dodaje sekretarz.
Wiadomo już, że interesanci będą obsługiwani w pomieszczeniach urzędu miasta przy ulicy Kościuszki. Na parterze w tzw. „budynku B”, z którego niedawno urzędnicy przenieśli się do wyremontowanej siedziby przy ul. Czyżewskiego.
Choć do rozpoczęcia programu jeszcze dwa miesiące, to mieszkańcy już pytają o szczegóły. - Mieszkańcy pytają o realizację zarówno telefonicznie, jak i osobiście - mówi Marianna Bykowska.
Dyrektor MOPS-u apeluje jednocześnie do bełchatowian, aby ci, kiedy już rozpocznie się nabór wniosków, nie zgłosili się wszyscy w jednym dniu.
- Każdy ma trzy miesiące na złożenie tego wniosku, co skutkowało będzie i tak wypłatą wstecz pieniędzy za miesiące liczone od początku kwietnia - mówi dyrektor Bykowska. - Chcemy po prostu uniknąć ogromnych kolejek, dlatego prosimy mieszkańców o cierpliwość. Pośpiech nie jest wskazany.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?