Wesoła, życzliwa jak słoneczko. Tak w bursie szkolnej przy ul. Broniewskiego w Piotrkowie zapamiętają 16-letnią Karolinę. Nastolatka, uczennica I klasy sąsiedniego Zespołu Szkół Po-dnadgimanzjalnych nr 3 utonęła w pierwszych dniach stycznia w lodowatym Bugaju. Prokuratura rozpatruje już tylko dwie wersje wydarzeń - nieszczęśliwy wypadek lub samobójstwo, które wydaje się najbardziej prawdopodobne. Jeżeli - jak podkreśla Witold Błaszczyk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie - to było samobójstwo, to być może jego motywy zdradzi pamiętnik dziewczyny, który śledczy muszą przeczytać.
Do zdarzenia doszło wieczorem, 3 stycznia. Karolina, zawsze punktualna i obowiązkowa, nie wróciła na czas do bursy. Po godz. 18 opiekunowie znający dziewczynę od razu wezwali policję, ta wszczęła poszukiwania. Ciało wyciągano z Bugaja w nocy. Dziewczyna utonęła w miejscu, gdzie zbiornik ma ledwie 1,2 metra głębokości.
W szkole z kolegami zmarłej spotkał się psycholog. Był też wzywany zaraz w noc tragedii. Ale śmierć nastolatki wstrząsnęła też obcymi. Na forach internetowych dużo pełnych żalu komentarzy, pożegnań, które piszą rówieśnicy nieznający Karoliny.
Po tygodniu, w bursie, mimo pozorów codzienności, śmierć podopiecznej jest ciągle szokiem.
- Ciągle mam w pamięci jej postać z Jasełek, gdy była Aniołem...- mówi jedna z opiekunek. - Mamy zdjęcia, dopiero będą wywołane...
Jeżeli śmierć nastolatki okaże się samobójstwem, będzie to pierwszy taki przypadek w policyjnych statystykach w 2012 roku w powiecie piotrkowskim. Tylko w grudniu ubiegłego roku w całym powiecie na życie - przez powieszenie i pod kołami pociągu - targnęły się cztery osoby. Najmłodsza była po trzydziestce.
Ale i początek 2011 był fatalny - samobójstwo przy ul. Wroniej, w Areszcie Śledczym, tragedia w Majkowie, gdzie 52-latek strzelił sobie w głowę. Taką śmierć wybrał też 65-letni piotrkowianin, który nacisnął spust w czerwcu.
Oprócz skutecznych, są także nieudane próby samobójcze. W 2011 roku w powiecie piotrkowskim było ich kilkadziesiąt: w marcu dwie nastolatki chciały się rzucić z mostu w Sulejowie, w maju 23-latek rzucał się z kładki nad torami PKP, a 27-latka skakała z okna. Gorący był czerwiec:
policja uratowała 73-latka, który czekał na śmierć na torach w Kosowie (gm. Moszczenica), potem wieszającego się 52-latka w Piotrkowie. We wrześniu kolejna próba samobójcza na torach w Kosowie... Czasem, jak beznamiętnym głosem mówią doświadczeni policjanci, zdarzają się po dwie próby w tygodniu. Najczęściej samobójcy sięgają po sznur.
Motywy są różne, często znane tylko samemu samobójcy. W przypadku młodzieży jest łatwiej o diagnozę, bo, jak przypomina piotrkowska psycholog z nastoletnim doświadczeniem w pracy z dziećmi i nastolatkami, depresja to naturalna część procesu dorastania. Stąd tak ważna jest obserwacja i wyłapywanie każdej zmiany w zachowaniu, bo to one, m.in. wycofanie, izolacja, zamykanie się w sobie, mogą świadczyć o narastającym problemie.
A młody człowiek, jak przypomina Katarzyna Zatorska, psychoterapeuta uzależnień i koordynator punktu konsultacyjnego pomarańczowej Linii w Piotrkowie, sam niechętnie sięga po pomoc specjalisty. Od niego woli zaufane koleżanki, kolegów, a do fachowców najczęściej zwracają się zaniepokojeni rodzice.
Bo pomocy psychologów, pedagogów, psychoterapeutów czy psychiatrów w Piotrkowie nie brakuje. Niestety, co przyznają sami prowadzący punkty, jest ona ograniczona czasowo i finansowo, np. telefony w ramach Pomarańczowej Linii działają od godz. 16 do 18, do tej samej godziny pracuje Poradnia Pedagogiczno-Psychologiczna, a na telefony w Ośrodku Interwencji Kryzysowej Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, gdzie dyżurują na zmianę psycholog, pedagog, socjoterapeuta i prawnik, można dzwonić tylko popołudniami, maksymalnie do godz. 19. Policyjny telefon zaufania (647 90 90) po południu jest głuchy, a także policyjny, antynarkotykowy telefon zaufania to automatyczna sekretarka, która prosi o nagranie zgłoszenia...
Czytaj dalej na następnej stronie...
- Przez całą dobę jest ogólnopolski, bezpłatny telefon zaufania - przypomina Katarzyna Zatorska, która w swoim doświadczeniu nie miała jeszcze przypadku natychmiastowej interwencji. Choć ma świadomość, że pomoc jest ograniczona, to jednak, kto jej szuka, to zajdzie. Na Pomarańczową Linię rocznie dzwoni ok. 100 osób, a do OIK przy ul. Norwida tylko w 2011 roku z problemem zgłosiło się prawie 700 osób. Większość chciała uzyskać bezpłatną poradę prawnika, samych zgłoszeń związanych z problemami osobistymi i osobowościowymi było kilka, ale jak przyznaje koordynator OIK, Marzenna Rumińska-Filipek, ludzie wiedzą, że mogą tu uzyskać pomoc.
W Bełchatowie osoby potrzebujące pomocy czy porady do końca grudnia mogły dzwonić na telefon zaufania Poradni Życia Rodzinnego. Tylko w ubiegłym roku z pomocy skorzystało blisko pół tysiąca osób, które mogły porozmawiać bezpłatnie z prawnikiem, psychologiem, pedagogiem czy instruktorem poradni uzależnień.
- Najwięcej pytań dotyczyło uzależnień i porad prawnych - mówi Ewa Wólkiewicz ze Stowarzyszenia Rodzin Katolickich w Bełchatowie.
W tym roku telefon zaufania jeszcze nie działa, ponieważ stowarzyszenie dopiero wystartuje w konkursie o miejskie granty na tego typu działalność. Najprawdopodobniej ruszy z początkiem marca.
Tymczasem taka pomoc jest potrzebna. W Bełchatowie w ubiegłym roku policja odnotowała aż 27 przypadków samobójstw i prób samobójczych.
- W okolicach świąt mamy więcej przypadków samobójstw niż w innych częściach roku - mówi Sławomir Szymański, rzecznik bełchatowskiej policji. - Z czego to wynika? Być może ludziom brakuje bliskich, mają problemy, samotność dla nich na co dzień nie jest tak dokuczliwa jak w okresie świąt. Wtedy mamy więcej takich zdarzeń - dodaje rzecznik.
Kilka dni temu w jednym z podbełchatowskich lasów odnaleziono ciało 44-letniego mężczyzny w szczelnie zamkniętym samochodzie. Policja po krótkim śledztwie wykluczyła zabójstwo, zostało samobójstwo. Bełchatowianin zatruł się spalinami.
Mężczyzna z domu wyszedł 29 grudnia. Zrozpaczona rodzina poszukiwała go m.in. przez popularny portal Facebook do pomocy angażując znajomych. Na próżno. Dlaczego 44-latek pozbawił się życia? Najbliżsi wciąż poszukują odpowiedzi na to pytanie.
W październiku ubiegłego roku do tragedii doszło w pobliskim Zelowie. Życie odebrała sobie 17-letnia Ewa, uczennica II Liceum Ogólnokształcącego w Bełchatowie. Nastolatka powiesiła się w garażu stojącym przy domu jednorodzinnym. Ciało dziewczyny rano odkryli jej bliscy. Wezwany lekarz stwierdził zgon. Nieoficjalnie mówiło się o zawodzie miłosnym. Ale czy to był faktyczny powód?
W ostatnich latach z policyjnych obserwacji wynika, że najczęściej ludzie odbierają sobie życie wieszając się. Może nie tak częste, ale głośne są w mieście przypadki osób skaczących z wieżowców.
Historii osób, które zdecydowały się "na skok" z kilkudziesięciu metrów, mieszkańcy bełchatowskich osiedli Okrzei czy POW, na których w latach 80. wyrosły 11-piętrowe wieżowce, mogliby opowiedzieć wiele. W 2008 roku w grudniu z okna bloku nr 2 na os. Okrzei wyskoczył 50-latek. - Pamiętam, że szłam do pracy kiedy tego mężczyznę reanimowali. Do dziś kiedy przechodzę koło tej klatki, mam przed oczami ten widok - wspomina mieszkanka bloku.
Jednak najtragiczniejszą historią był skok z 10 piętra matki noworodka, która osierociła jeszcze pięcioro dzieci. Ustalono wówczas, że kobieta miała depresję poporodową.
- Pamiętam, że tym osieroconym maleństwem zajęło się starsze rodzeństwo - opowiada jedna z sąsiadek.
Samobójców pamiętają też w bloku nr 9 na osiedlu POW w Bełchatowie.
- Odkąd wybudowano nasz blok to wyskoczyły cztery osoby - mówi mieszkanka bloku.
W latach 90, mieszkańcy bloku byli świadkami rodzinnej tragedii. Najpierw na skok z 8 piętra zdecydował się ojciec. Kilka lat później syn. - Pamiętam olbrzymią kałużę krwi na chodniku - mówi jedna lokatorek wieżowca.
Coraz więcej przypadków otruć na tle samobójczym odnotowuje się także w bełchatowskim szpitalu. Na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym nie ma tygodnia, aby nie przywieziono osoby po przedawkowaniu leków. Tylko w grudniu szpital odnotował w sumie 9 przypadków zatrucia lekami.
- Nie da się ukryć, że problem istnieje i jest dość poważny - mówi Robert Kornacki, rzecznik prasowy szpitala. - Niestety, wśród przywożonych osób jest więcej ludzi w młodym wieku, dlatego należy przypuszczać, że wielu z nich leki przedawkowało celowo. Mamy też nieliczne przypadki starszych osób, u których jednak przedawkowanie można wytłumaczyć wiekiem i tym, że pomylili leki.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?