To był moment, kiedy zabudowania dwóch posesji stanęły w ogniu. Szczegóły, o których mówią dziś pogorzelcy, mrożą krew. - Psy sąsiada się żywcem spaliły, a nasz się zaczadził w domu, pewnie bał się ognia i nie mógł uciec - mówi, nie kryjąc łez, Feliksa Kałędkiewicz. W pożarze jej rodzina straciła dorobek życia.
Pożar doszczętnie strawił dwa domostwa. Ze wstępnych ustaleń strażaków wynika, że prawdopodobną przyczyną wybuchu ognia była wadliwa instalacja elektryczna w stodole. Na dokładne wyniki śledztwa jeszcze poczekamy. Wiadomo, że ogień z wypełnionej sianem stodoły momentalnie się rozprzestrzenił na sąsiednie zabudowania. Upał, susza i wiatr sprawiły, że szybko zapaliły się dwa domy.
- Zanim przyjechała straż, to nie było już czego gasić - mówi Rafał Kwaśniak, mieszkający w jednym ze spalonych domów.
Gdy pożar wybuchł, w domach poza synem Feliksy Kałędkiewicz, nikogo nie było. - Syn położył się po pracy, żeby odpocząć - opowiada kobieta. - Na szczęście obudził go hałas, gdy walił się dom sąsiada. Tylko dzięki temu zdążył uciec.
Pierwsza na miejsce pożaru przyjechała ochotnicza straż pożarna z Kociszewa. - Pożar był już jednak w takim stadium, że ciężko było opanować ogień - mówi Wojciech Maciejewski, rzecznik PSP w Bełchatowie. - Być może udało by się uratować więcej dobytku, gdyby zdarzenie miało miejsce bliżej jednostki strażackiej - dodaje.
Strażacy wycenili straty na pół miliona złotych. Doszczętnie spaliły się dwa domy i zabudowania gospodarcze. Ocalał jedynie ciągnik i garaż na jednej z działek. Pożar w Łęczycy gasiło w sumie czternaście zastępów strażackich, głównie OSP oraz dwa Państwowej Straży Pożarnej z Bełchatowa. Cała akcja ratunkowa trwała prawie cztery godziny.
Z dnia na dzień bez dachu nad głową zostały dwie rodziny - Feliksa Kałędkiewicz z mężem Tomaszem i jej dwóch dorosłych synów oraz jej brat Aleksander Kwaśniak z trójką dzieci. Państwo Kwaśniakowie otrzymali z gminy lokum zastępcze, ma być ono wyremontowane dla ich potrzeb. Druga rodzina na razie mieszka w ocalałym garażu. Bez prądu, ale na szczęście jest woda. Jak mówią gospodarze, rury się nie poprzepalały i można było podłączyć wąż, by korzystać z wody. Tyle zostało. Dzięki sąsiedzkiej pomocy udało się zgromadzić najpotrzebniejsze rzeczy, ubrania, środki czystości. Starostwo powiatowe przekazało kilka kompletów kołder i poduszek. Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej uruchomił specjalne konto na które można wpłacać pieniądze na pomoc pogorzelcom. - Podzielimy te pieniądze po równo na obie rodziny - mówi wójt Bożena Zielińska.
W pomoc pogorzelcom włączyła się także drużbicka parafia. - W niedzielę po mszy młodzież parafialna przeprowadzi zbiórkę pieniędzy na rzecz tych państwa - mówi ksiądz Mariusz Kiełbasa, wikary z Drużbic. - Uruchomiliśmy także Caritas, który przyśle ubrania - dodaje.
Pogorzelcy próbują snuć jakieś plany na przyszłość. - Zostaliśmy z tym co nam ludzie dali - mówi Tadeusz Kałędkiewicz. - Wszystko składujemy na kupie w garażu, nie mamy żadnych mebli, żeby to pochować - dodaje.
Obie poszkodowane rodziny chcą się odbudować. - Dom jest zniszczony do zera, będziemy te zgliszcza musieli rozebrać - mówi Feliksa Kałędkiewicz. - Nie wiem czy będziemy mogli postawić nowy dom na tych fundamentach. Na pewno będziemy musieli zrobić nowe plany, mapki. To wszystko kosztuje - mówi kobieta. Jej męża z kolei bardziej martwi kompletny brak materiałów budowlanych. - Z tego co zostało niewiele uda się odzyskać - dodaje Tadeusz Kałędkiewicz. Pogorzelcy z Łęczycy liczą na pomoc w odbudowie domów.
Gdyby ktoś miał niepotrzebne materiały budowlane, my przyjmiemy je z otwartymi ramionami - mówi Kałęd-kiewicz. - Może jakieś firmy zdecydują się nam pomóc? My nie mamy nic.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?