Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PGE GKS Bełchatów - Lech Poznań 0:3. W Bełchatowie Lech czuje się jak u siebie w domu

Paweł Hochstim
W trzeciej kolejce ekstraklasy drużyna PGE GKS Bełchatów przegrała na własnym stadionie z Lechem Poznań 0:3. Piłkarze PGE GKS grali z Lechem Poznań jak równy z równym do momentu, gdy do gry nie włączył się Artjoms Rudnevs. Łotysz potrzebował ledwie jedenastu minut, by zdobyć trzy gole i wybić bełchatowianom z głów myśli o zwycięstwie.

Jeśli w meczu spotykają się dwie najbardziej bramkostrzelne drużyny ekstraklasy, to można spodziewać się nie tylko emocji, ale i wielu goli. Obie drużyny doskonale w tym sezonie strzelali w Bełchatowie - Lech w pierwszej kolejce pokonał na stadionie przy ul. Sportowej ŁKS 5:0, a tydzień później w tym samym miejscu PGE GKS zwyciężył Podbeskidzie Bielsko-Biała 6:0. Tym większe było rozgoryczenie kibiców w przerwie, bo po pierwszej połowie statystyki były bezlitosne - bełchatowianie nie oddali ani jednego celnego strzału, a lechici zaledwie jeden.

Nie oznacza to jednak, że mecz był nudny. Wręcz przeciwnie, od pierwszych minut oba zespoły walczyli na sto procent i choć optyczną przewagę miał Lech, to więcej groźnych sytuacji stworzyli sobie podopieczni Pawła Janasa. Tego samego Pawła Janasa, który jeszcze niedawno w Polonii Warszawa był przełożonym obecnego trenera Lecha Jose Bakero, a później go zastąpił. - Myślę, że nasza współpraca była w Polonii dobra. Ja przeprowadzałem transfery, a Bakero był trenerem - mówił Janas.

Tydzień temu, gdy bełchatowianie rozbijali Podbeskidzie, na boisku błysnęło dwóch piłkarzy - strzelec trzech goli Jacek Popek i autor czterech asyst Kamil Kosowski. - Mam nadzieję, że dziś będzie ich więcej, bo dwóch na Lecha nie wystarczy - żartował Janas.

Wczoraj takich wyraźnych postaci w zespole PGE GKS nie było. Może poza Kosowskim, który po raz kolejny udowodnił, że w nodze ma nie młotek, a raczej chirurgiczny przyrząd. Dziś w polskiej ekstraklasie chyba nie ma drugiego piłkarza, który umiałby tak dokładnie zagrać piłkę, jak pomocnik PGE GKS. Już w piątej minucie Kosowski idealnie dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Marcina Żewłakowa, ale napastnik posłał piłkę na poprzeczkę. Również Żewłakow nie wykorzystał podania Kosowskiego niespełna kwadrans później, a po pół godzinie gry "Kosa" idealnie dośrodkował po kontrze do Dawida Nowaka, ale ten nieszczęśliwie trafił w piłkę i posłał ją nad poprzeczką. Sam Kosowski też próbował pokonać Krzysztofa Kotorowskiego, ale robił to równie nieskutecznie, jak jego koledzy.

A Lech? W pierwszej połowie właściwie nie zagroził bramce Łukasza Sapeli. Jedyne warte zauważenia uderzenie poznaniaków, to strzał Jakuba Wilka z 11. minuty. Sapela świetnie jednak obronił.

Trudno było jednak nie odnieść wrażenia, że bełchatowianie zdecydowanie bardziej pilnują, by gola nie stracić, niż chcą sami go strzelić. Defensywny pomocnik Damian Zbozień zupełnie nie angażował się w grę ofensywną, a Grzegorz Baran też niezbyt często zaglądał na przedpole poznańskiego zespołu. Choć w końcówce pierwszej połowy Baran oddał bardzo groźny strzał, a piłka minimalnie minęła poprzeczkę. Gdyby kopnął niżej, cieszyłby się ze swojej drugiej bramki w ekstraklasie w 115. występie. - No nie chce jakoś wpaść. Co zrobić? - przyznał Baran. Swojego jedynego gola bełchatowianin musi doskonale pamiętać, bo trafił do siatki Górnika Zabrze w Wielkich Derbach Śląska, a jego Ruch Chorzów wygrał wówczas w obecności 41 tysięcy kibiców.

Wczoraj w Bełchatowie było tylko 3300 fanów, ale i tak przez cały mecz głośno dopingowali swoich ulubieńców. Nie ucichli nawet wtedy, gdy Rudnevs wbijał gole bełchatowianom. W 52 minucie wykorzystał świetne podanie Semira Stilicia i zagapienie się przy pułapce ofsajdowej Grzegorza Fonfary, a sześć minut później, gdy po strzale Mateusza Możdżenia piłkę z rąk wypuścił Łukasz Sapela, tylko dostawił nogę po zagraniu Stilicia wzdłuż linii bramkowej. W 63. minucie Rundevs już sam zapracował na gola, łatwo ogrywając Mate Lacicia i strzelając w krótki róg bramki Sapeli.

Po tych trzech golach z piłkarzy PGE GKS zupełnie zeszło powietrze. I tak jednak mieli szansę na gola, bo w 66. minucie chyba pot zalał oczy sędziego Tomasza Musiała, który nie zauważył ewidentnego faulu Kotorowskiego na Dawidzie Nowaku w polu karnym.

Niestety, wiadomości o potędze z Bełchatowa były zbyt wczesne. Lech udzielił bełchatowianom lekcję, której pewnie długo nie zapomną.

PGE GKS Bełchatów – Lech Poznań 0:3
Skład PGE GKS Bełchatów: Łukasz Sapela - Grzegorz Fonfara, Maciej Szmatiuk, Mate Lacic, Jacek Popek - Kamil Kosowski, Miroslav Bozok (82. Szymon Sawala), Damian Zbozień (73. Maciej Mysiak), Grzegorz Baran, Dawid Nowak - Marcin Żewłakow (68. Tomasz Wróbel)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto