Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historii Brajtbartów ciąg dalszy...

Ewa Drzazga
Grupa młodych mieszkańców zelowskiego getta. W środku Mordko (Morris) Brajbart. Zdjęcie wykonano 13 czerwca 1940 roku
Grupa młodych mieszkańców zelowskiego getta. W środku Mordko (Morris) Brajbart. Zdjęcie wykonano 13 czerwca 1940 roku Archiwum roddziny Brajtbartów
O czym pisze Żyd, ukrywający się na strychu? O tym, że widzi kury na podwórku, że właśnie ktoś idzie, że to już 3 miesiące, jak zabili Herszlika. Historii Brajtbartów ciąg dalszy...

Dziś rok mija, jak uciekliśmy z transportu. Pięciu nas było. I dziś są trzy miesiące, jak moi kuzyni leżą w ziemi. Tak w 1943 roku w swoim pamiętniku pisał Mordko Brajtbart. Zwykłym ołówkiem, na zdobytych kartkach papieru. Pisał, gdy ukrywał się na poddaszu u policjanta Nikiela i gdy schowała go "ciotka z lasu". Dzięki jego zapiskom poznajemy nowe okoliczności, związane z dramatyczną historią rodziny Brajtbartów.

Jesienią 1943 roku w okolicach Firleja, małej wioski położonej między Szczercowem a Zelowem, zawrzało. Żandarmi aresztowali jedną z mieszkanek, wzięli też jej syna. Podobno oboje mieli zamordować żydowską rodzinę, która ukrywała się u nich przez kilka miesięcy. Dochodzenie Niemcy wszczęli, bo dostali donosy. Hitlerowskie władze postanowiły, że Polacy, którzy zbrodni się dopuścili, zostaną przykładnie ukarani. Nie dlatego, że z zimną krwią zamordowali Herszlika Brajtbarta, jego żonę Helę oraz kuzyna Mordkę. Nie dlatego, że wcześniej zabili dziecko Heli i Herszlika. Powód był taki, że morderstwo było złamaniem prawa Trzeciej Rzeszy. Dlatego dochodzenie musiało być skrupulatne i drobiazgowe. Pokazowe.

Mogło być jeszcze bardziej precyzyjne dzięki temu, że w marcu 1944 roku niemiecki patrol ujął Mosze Brajtbarta, ojca Herszlika, który także ukrywał się na Firleju i cudem ocalał. Stary Żyd zeznawał na procesie, okazało się, że on był autorem anonimów. Potem najprawdopodobniej hitlerowcy go zamordowali. Polaków winnych mordu skazano.

Ale ta historia miała jeszcze jednego bohatera. Takiego, który dotąd wydawał się postacią drugoplanową. To Mordko Brajtbart, kuzyn zamordowanego Herszlika, który na Firleju nie zamieszkał, tak jak jego krewni, ale ukrywał się w okolicy. I tak jak stary Mosze, wiedział, co się stało z jego kuzynami. Teraz Mordko okazuje się kulczową postacią tej historii. Dzięki pamiętnikowi, który zostawił, możemy poznać nowe okoliczności dramatu.

Sławoj Kopka, warszawski dziennikarz, w poszukiwaniu historii zelowskich Żydów penetruje polskie i żydowskie archiwa oraz szuka świadków. Po tym, jak na naszych łamach opublikowaliśmy materiał o Annie Bejenke, Niemce, która pomagała Żydom, do Kopki zadzwonił mieszkaniec podzelowskiego Herbertowa. Zaprowadził go do domu w Nowej Woli, gdzie mieszkają potomkowie Aurelii i Henryka Nikielów. To małżeństwo niemieckiego pochodzenia, które w czasie wojny pomagało ukrywającym się w okolicy Żydom.

Okazuje się, że na ich poddaszu kilka miesięcy spędził Mordko Brajtbart. Tam zapisał część swojego wojennego pamiętnika. Z tego, co można wyczytać na tych dwudziestu zapisanych drobnym pismem stronach wynika, że stary Mosze Brajtbart, zeznając w czasie niemieckiego śledztwa, nie mógł powiedzieć całej prawdy. Kłamał, gdy mówił, że na Firleju rodzina znalazła się, bo uciekła z getta w Zelowie. Jego bratanek Mordko pisze, że owszem, uciekli, ale z transportu kolejowego, który przejeżdżał w okolicy Kamieńska. Wieźli ich najprawdopodobniej z getta w Łodzi do któregoś z obozów. Uciekli w pięć osób, przedostali się w okolice Firleja.

Czy to byli już wszyscy, którzy pozostali z licznej rodziny Brajtbartów? Na razie nie wiadomo. Pewne jest, że Brajtbartowie wywodzili się gdzieś spod Strzyżewic. Przed wojną częściowo mieszkali w Zelowie, a częściowo w Szczercowie. Gdy we wrześniu 1939 roku ta druga miejscowości została zniszczona, wszyscy przenieśli się do Zelowa. Mieli poszukiwane zawody, więc czy to na własne życzenie, czy przymusowo, dość, że zostali przeniesieni do getta w Łodzi. Potem wszyscy mieli trafić do obozu. Ale uciekli.

Po morderstwie w Firleju, Mordko i Mosze ukrywali się w różnych miejscach. Najprawdopodobniej najpierw pomagał im Henryk Nikiel i jego żona Aurelia. On był policjantem i prawdopodobnie wpadł na pomysł z napisaniem przez Mosze donosów, które ujawniłyby mord w Firleju.
Gdy w marcu 1944 roku Mosze przypadkiem dostał się w ręce niemieckiego patrolu, Mordko przezornie ukrył się w grobowcu na cmentarzu ewangelickim. Razem z nim byli też inni Żydzi. Nikielowa dożywiała ich, choć pewnie już wtedy sama miała kłopoty. Jej męża Niemcy podejrzewali, że jest średnio lojalny wobec Rzeszy. Wysłali go na roboty przymusowe. Zginął w czasie bombardowania Berlina...

Czytaj więcej na następnej stronie...
Mordko pomagał Anna Bejenke oraz jej siostra, Eugenia Stawiak, nazywana "ciotką z lasu". Wszystko przez to, że jej dom był na końcu wsi, tuż pod lasem. Obie przechowywały u siebie Mordko. Żywiły go dzięki pomocy trzeciej siostry, Amelii. Ta była najbogatsza z całej trójki, miała aż 4 ha ziemi. Jej wówczas 13-letni syn Hieronim nosił jedzenie do "ciotki z lasu". Czasami zdarzało się tak, że "nadział" się na niemiecki patrol, wtedy żywność dla Żydów ukrywał w polu.
Mordko w ten sposób "przechował się aż do końca wojny". Młodszy brat Anny Bejenke, Ernest, jest dziś staruszkiem i mieszka w Niemczech. Ale pamięta, że z szopy w ich gospodarstwie dochodziły szmery i szepty. A gdy wojna się skończyła, trzech Żydów weszło do ich mieszkania. Dostali jeść, umyli się, ogolili brody, podziękowali i wyszli. Jednym z nich był Mordko Brajbart.

- Inni to być może Abram i Władysław Jabłońscy, dwaj Żydzi, którzy po wojnie mieszkali w Zelowie, ale nikt nie wie, w jaki sposób przeżyli wojenną zawieruchę - zastanawia się Sławoj Kopka. - Co się stało dalej z Mordko? Są wskazówki, które pozwalają się domyślać, że mógł przez krótki czas mieszkać jeszcze w Zelowie. Potem wyruszył przez Niemcy za ocean.

Ile dla Mordki Brajtbarta wart był dwudziestostronicowy pamiętnik spisany w 1943 roku? Zabierał go ze sobą zawsze, gdy przenosił się do nowej kryjówki. Gdy wojna się skończyła, a on wyruszył do Niemiec, pamiętnika nie zostawił. Zabrał go ze sobą za ocean. Trzy lata temu do wnuczki Henryka i Aurelii Nikielów przyjechało rodzeństwo Arnold i Karolina Brajtbart. Trafili tu ze Stanów Zjednoczonych. Porozmawiali, popatrzyli na okolice, pokazali rodzinne zdjęcia. Zostawili książę, którą poświęcili pamięci swojego ojca, Mordko Brajtbarta. Zamieszczono w niej m.in. przedruk jego dziennika.

- W Nowej Woli traktują ten podarunek z ogromnym pietyzmem - mówi Sławoj Kopka, który przecież odwiedził potomków małżeństwa Nikielów. - Okazuje się, że oryginał dziennika spoczywa w Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie. Mordko wspomina w nim i panią "Nyk", i "Gienię" (Eugenię Stawiak), i "jej siostrę Bejenkową". Pisał o tym, jak siedział gdzieś na poddaszu i widział kury spacerujące po podwórku. Wiele stron ma charakter modlitewnego lamentu nad losami Żydów. Całość robi kolosalne wrażenie.

Sławoj Kopka nawiązał kontakt i z Arnoldem, i z Karoliną Brajtbart. Okazało się, że historię swojego ojca poznali dopiero kilka lat temu, od matki. Mordko za życia nie opowiadał im o tym. Dopiero jego żona, niedługo przed śmiercią, zdecydowała się wspomnieć o pamiętniku i Holocauście. Arnold, zafascynowany tą relacją, zaczął na poważnie zajmować się historią Holocaustu.
- O historii własnej rodziny wie jednak niewiele, do niedawna nie miał pojęcia, jak głośna w swoim czasie była sprawa mordu dokonanego na jego krewnych - mówi Sławoj Kopka. - Mam wrażenie, że chłonie te szczegóły, które jestem w stanie mu o Brajtbartach przekazać.

Ale dzięki Arnoldowi i Karolinie wiemy, jak potoczyły się po wojnie losy ich ojca. W Niemczech poznał swoją przyszłą żonę, Lucy Gilklich. Skończył szkołę dentystyczną w Monachium, ożenił się z Lucy w Rosenheim. W grudniu 1949 roku dotarli do Stanów Zjednoczonych i Mordko stał się Morrisem Breitbartem. Zmarł w 1976 roku. Gdy jego dzieci przyjechały do Nowej Woli, Lucy jeszcze żyła.

W instytucie Yad Vashem badane są dokumenty związane z historią Morrisa. Z Waszyngtonu ma zostać przesłane potwierdzenie dotyczące dziennika Brajtbarta. Wszystko po to, by uhonorować Annę Bejenke, jej siostrę Eugenię oraz małżeństwo Nikiel tytułami "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". W sprawę zaangażował się także Arnold Brajtbart.
- Na razie prowadzę korespondencję z Yad Vashem - mówi Sławoj Kopka. - Postępowanie może długo potrwać. Czy zakończy się sukcesem?

Nadal szuka

Sławoj Kopka nadal szuka osób, które pomogłyby mu w kompletowaniu wiedzy na temat zelowskich Żydów. Każdego, kto mógłby dorzucić historię do opowieści, którą ten dziennikarz przygotowuje, Sławoj Kopka prosi o kontakt (tel. to 604 968 789 lub mail [email protected]).
W pierwszej połowie 2012 roku powinna ukazać się książka, w której zostaną omówione losy zelowskich Żydów. Będą nie tylko relacje mieszkańców. Autor postarał się o archiwalia z powojennych i wojennych procesów, dane z Żydowskiego Instytutu Historycznego, zestawienia ocalałych. Dzięki jego staraniom udało się także znaleźć osobę, która choć częściowo przetłumaczy z hebrajskiego Zelowską Księgę Pamięci, czyli wspomnienia ocalałych z holocaustu Żydów, spisane tuż po wojnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto