18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jacek Pniewski przejechał Afrykę wzdłuż i wszerz

Grzegorz Maliszewski
Kolekcjoner militariów spod Zelowa zwiedził kolejne miejsca na kuli ziemskiej. Tym razem przygód i wrażeń szukał na kontynencie afrykańskim oraz w Meksyku i Gwatemali.

Jacek Pniewski, przedsiębiorca i kolekcjoner militariów spod Zelowa, nie potrafi dłużej zagrzać miejsca w domu. Przez lata był znany z tego, że na swoim prywatnym poligonie organizował zloty militarne i wyścigi na quadach. Brał też udział w filmach wojennych, udostępniając swoje zabytkowe pojazdy. Teraz ma nową pasję. Ostatnie miesiące dla poszukującego wrażeń wielbiciela motoryzacji i podróży minęły pod znakiem wypraw i to bardzo dalekich. 
Po motocyklowej podróży szlakami po Stanach Zjednoczonych, Pniewski podjął się kolejnych wyzwań. Wyjechał na Kubę, do Meksyku i na kontynent afrykański. 
W podróż do Afryki zelowianin pojechał wraz z ekipą eksplorerów "Globall 2012" z Krakowa. 


– Chłopaków z tej ekipy poznałem podczas jednej z wypraw na Ukrainę, gdy dowiedziałem się o ich pomyśle podróży do Afryki, chciałem koniecznie z nimi pojechać - opowiada Pniewski. 


W ciągu trzech miesięcy kilkunastoosobowa ekipa przemierzyła tysiące kilometrów po afrykańskich drogach. Kawalkada pięciu jeepów przejechała m.in. RPA, Sudan, Egipt, Kenię, Etiopię, Izrael, Cypr, a w drodze powrotnej także wiele europejskich krajów. Eksplorerzy z okazji piłkarskiego euroczempionatu w Polsce i na Ukrainie, który odbył się w ubiegłym roku, zawieźli dla dzieci w Afryce tysiąc piłek. 


- To było jedno z zadań, jednak podstawowym celem była przygoda i poznanie kontynentu oraz ludzi, którzy go zamieszkują - mówi Jacek Pniewski.


Podróż po Czarnym Lądzie Pniewskiemu i jego towarzyszom przyniosło tyle niezwykłych i niecodziennych zdarzeń, że można byłoby napisać o tym ciekawą książkę podróżniczą. Zelowianin podkreśla, że ludzie w Afryce wciąż żyją tak jak przed wielu laty. Zaskoczyło go jednak to, że wbrew temu co często mówi się w telewizji, mieszkańcy, których napotykali na swojej drodze, byli niezwykle radośni i przyjaźni.
Pniewski podkreśla, że dla niego uosobieniem afrykańskiego kontynentu była Etiopia pełna bezkresnych krajobrazów, piasków pustyni i dzikiej zwierzyny. Jak mówi, nie obyło się bez przygód. Jeden z członków ekipy został zaatakowany przez szakala, który odgryzł mu... kawałek nosa.


- Zawieźliśmy go do szpitala i na szczęście wszystko skończyło się dobrze, bo kolega wrócił w jednym kawałku - wspomina Pniewski. 
Nie obyło się też bez zabawnych historii. W jednej z wiosek miejscowi ekipie podróżników zaproponowali... sprzedaż jednej z żon, za którą chcieli dziesięć krów. Pniewski na jednym z targów kupił sobie za to... prawdziwego afrykańskiego koguta.


- Przejechał ze mną w jeepie całą Afrykę - mówi Jacek Pniewski. - Nawet przy upalnej pogodzie, kiedy temperatura w kabinie sięgała 50 stopni Celsjusza i topiły się plastikowe elementy w samochodzie, mój towarzysz podróży nie narzekał - śmieje się. 


Zelowianin najadł się strachu podczas powrotu na granicy z Izraelem, kiedy wjeżdżał na prom kogut zaczął... piać. 
- Wystraszyliśmy się, bo na prom nie można było wnosić żywych zwierząt. Celnikom wytłumaczyliśmy, że to dzwonek telefonu - mówi Pniewski. - Dziś kogut mieszka pod Zelowem na mojej farmie i ma cały harem polskich kur - śmieje się podróżnik.


Jak podkreśla, podczas podróży spotkali się też z niezwykłą gościnnością mieszkańców Czarnego Lądu. W niektórych wioskach gościli nawet po kilka dni, bo miejscowi nie chcieli ich wypuścić. Podróżnik przyznaje jednak, że podróż po afrykańskich bezdrożach to nie tylko same przyjemności, ale też konieczność zmierzenia się z wieloma przeciwnościami.


- Przez te kilka miesięcy musieliśmy często naprawiać auta, którymi podróżowaliśmy. Mocno odczuwalne też były wysokie temperatury - przyznaje Pniewski. 


Na początku tego roku zelowianin pojechał do Meksyku i Gwatemali. Tam podróżował, jak mówi, lokalnymi środkami transportu. 
- Szczególnie ciekawie było na peryferiach z dala od centrów miast, gdzie można było spotkać Majów czy imponujące budowle pozostałe po ich cywilizacji - mówi Jacek Pniewski. - Dla mnie kwintesencją podróżowania jest właśnie bycie blisko ludzi, obyczajów i natury danego kraju. Tego nie można doświadczyć jadąc z biurem turystycznym, dlatego wolę samemu przygotowywać swoje wyprawy - dodaje. 
Pniewski w najbliższych miesiącach planuje wybrać się na motocyklowy rajd do Kalifornii. Natomiast latem ponownie chce przemierzyć ukraińskie stepy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto