Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rodziny z Ukrainy i Kazachstanu znalazły w Bełchatowie swoje miejsce na ziemi

Maciej Wiśniewski
Maciej Wiśniewski
Postawili wszystko na jedną kartę i przyjechali tutaj. Jak żyje się polskim rodzinom z Kazachstanu i Ukrainy u nas?

Wiedzieli, że nie będzie łatwo. Jechali w nieznane, choć w dobie internetu o Polsce i samym Bełchatowie zdążyli się już naczytać. Mimo to nie wiedzieli, co czeka ich na ziemi przodków. Rzucili wszystko na jedną szalę, dotychczasowe życie zostawiając tysiące kilometrów stąd. Przyjechali tu z nadzieją na lepsze życie. Na nowe otwarcie. Dziś mówią jednym głosem: „nie chcemy wracać”.

Repatrianci z Kazachstanu, czy uchodźcy ze wschodniej Ukrainy w Bełchatowie już od prawie półtora roku budują swoje nowe życie. Nie jest im łatwo, bez pomocy miasta, sąsiadów i życzliwych im ludzi, pewnie nie daliby rady. Ale wiedzieli, że zerwanie z dotychczasowym życiem będzie bolało. Mimo to, chcą zostać tutaj.

Uciekli przed wojną

- W tamtym roku w szkole syn grał w siatkówkę, ale teraz nie chce, więc przyszliśmy pokazać mu jak grają profesjonaliści, może znowu się przekona - mówi Olga Pawłowska. Spotkaliśmy się przy hali Energia, gdy całą rodziną szli kibicować siatkarzom PGE Skry Bełchatów w środowym meczu.

Olga, jej mąż Dmytro oraz dzieci Artem i Ania latem ubiegłego roku przyjechali do Beł-chatowa z ogarniętego wojną Donbasu. Ania urodziła się, gdy na wschodzie Ukrainy szalała już wojna. Po przyjeździe do Beł-chatowa, dzięki pomocy władz miasta poszła do żłobka, a od września chodzi do przedszkola.

- Artem skończył czwartą klasę na piątki, teraz chodzi do piątej klasy - mówi pani Olga. Ona sama też pracuje w podbełchatowskiej firmie, choć to może nie do końca spełnienie jej marzeń, bo na Ukrainie była wykładowcą akademickim. Pan Dmytro, tak jak „u siebie” zajmuje się serwisem sprzętu elektronicznego.

Rodzina z Ukrainy dostała przydział w komunalnym, 38-metrowym mieszkaniu przy ul. Czaplinieckiej. Sponsorzy pomogli je umeblować. Teraz, po blisko półtora roku chcieliby przenieść się do większego lokum i w innej lokalizacji. - Otrzymaliśmy pomoc od miasta, za którą dziękujemy, ale chcielibyśmy się przeprowadzić - mówi Olga Pawłowska.

W kwietniu rodzina złożyła wniosek o zamianę mieszkania na większe, ale decyzja komisji mieszkaniowej magistratu była odmowna, bo nie spełnili kryteriów. - Rodzina z Ukrainy mieszka na podobnym poziomie jak inne bełchatowskie rodziny i jest traktowana na równi z nimi - podkreślają w magistracie. - Zasoby komunalne miasta są ograniczone, liczba większych mieszkań nie jest duża, a lista oczekujących długa.

Do miasta zamiast na wieś

O nowe lokum ubiegają się też państwo Julia i Aleksander Zakliccy. Ich w lipcu ubiegłego roku z Kazachstanu do Polski ściągnął brat Saszy - Artem Zaklicki, który w Bełchatowie mieszka od 2000 roku. Przyjechał jako repatriant. Teraz ściągnął resztę rodziny.

Julia i Aleksander oraz ich dwaj synowie mieli trafić do Wielopola. Decyzję o ich przyjęciu podjęli radni gminy Bełchatów. Ale jak mówią, dom przygotowany przez gminę nie był w najlepszym stanie. Poza tym woleli mieszkać w mieście. - Tutaj dzieci mają blisko do szkoły, blisko jest park, plac zabaw - podkreśla pani Julia. - A tam, auta nie mieliśmy, nie było jak dojechać do miasta - dodaje.

Rodzina przeniosła się na os. Okrzei. Gmina wynajmuje im mieszkanie w wieżowcu. Ale tylko do końca roku. Co będzie dalej? Nie wiedzą.

- Byliśmy u pani prezydent, niby mamy przyznane mieszkanie, ale nic jeszcze nie wiemy - podkreśla Sasza.

Jak informuje magistrat, rodzina czeka na przydział do lokalu o obniżonym standardzie. Na razie pracuje, jako kierowca w firmie budowlanej, tylko pan Aleksander. - Zarabiam 1400 zł na rękę, ale pomaga nam też MOPS, mamy 500+, jesteśmy zadowoleni - podkreśla.

Synowie chodzą do Szkoły Podstawowej nr 1. Jarosław do drugiej, a Jewgienij do trzeciej klasy. - W Kazachstanie nie uczyliśmy ich języka polskiego, ale w szkole szybko załapali i z łatwością się porozumiewają - podkreśla ich mama. Ona sama stara się o polskie obywatelstwo. - Mówili mi, że wystarczy być tutaj rok, teraz okazuje się, że muszę czekać trzy lata - dodaje.

Państwo Zakliccy zjechali z Kazachstanu całą rodziną. Mieszkający tu od 17 lat pan Anatol ściągnął rodziców i dwóch braci z rodzinami.

Snieżanna w przyszłym tygodniu obchodzić będzie osiemnastkę. - Pewnie zrobię imprezkę dla znajomych - mówi urocza blondynka, która do szkoły chodzi do „Ekonomika”. Rok temu nowi koledzy i koleżanki zrobili jej już fajny prezent. Wabi się Bella i jest szarą, prążkowaną kotką.

Dwa lata starszy brat Wiktor szybko opanował język polski. I radzi sobie w Bełchatowie. Pracuje już w trzecim miejscu. Obecnie w markecie budowlanym. - Zmieniam pracę, by znaleźć jak najlepszą - podkreśla niespełna 20-latek. I tylko żałuje, że nie może tu znaleźć trenera, by uprawiać swój ulubiony sport. W Kazachstanie trenował... siłowanie na rękę.

W komunalnych spółkach PEC i PGM pracują rodzice Snieżanny i Wiktora. Pan Anton jest pracownikiem gospodarczym w PEC, a jego żona pracuje w PGM. - Bez pomocy miasta nie mielibyśmy tej pracy - podkreśla Anton Zaklicki.

Bez pracy na razie są państwo Marina i Roman Palczew-scy. 13 grudnia minie rok, jak osiedlili się w Dębinie w gm. Kleszczów. Oni zresztą też zmienią lokum, bo kopalnia wysiedla mieszkańców Dębiny. Czekają na przydział z gminy.

Pan Roman chce, by uznano jego prawo jazdy. W Kazachstanie był kierowcą tira. W Beł-chatowie od siedmiu lat mieszka już jego mama i siostra.

Ich 9-letnia córka Andżelina i 12-letni syn Walery chodzą do szkoły w Kleszczowie. 2,5-letnia Aleksandra jest w domu z rodzicami. - Urodziła się jako wcześniak, właśnie byliśmy na kontroli u lekarza w Beł-chatowie, wszystko jest ok - podkreśla pani Marina.

Nie mamy po co wracać

W historii rodzin Zaklickich, Pawłowskich, czy Palczewskich, jak w lustrze odbijają się pogmatwane losy polskich przesiedleńców. Przeważnie są już trzecim pokoleniem tych, których przymusowo wysiedlono na wschód ZSRR. Zresztą praktycznie wszyscy się znają. - Widujemy się w cerkwi w Piotrkowie - mówi Olga Pawłowska, która wczoraj na kilka dni pojechała na Ukrainę załatwić kilka spraw w banku.

Czasem za znajomymi tęskni też Snieżanna. Trzydniową drogę pociągiem z Kazachstanu przepłakała. Ale od czego jest Skype. Dzięki niemu może rozmawiać z tymi, którzy zostali.

- Nie mamy tam po co wracać, tutaj jest lepiej - mówi Anton Zaklicki. - Wie pan, jakie tam są zimy. 45 stopni mrozu. Kiedyś 38 km trasę jechałem przez trzy dni, bo śniegu było na pięć metrów - dodaje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto