Przed meczem ze stolicy płynęły zapowiedzi, że to Legia przestraszy GKS Bełchatów, ale było wręcz odwrotnie. Pierwszą groźną akcję przeprowadzili wprawdzie warszawianie i już w 20 sekundzie gry Manu strzelił płasko z 16 m obok bramki, ale na tym, skończyły się pomysły Legii w ofensywie.
Bełchatowianie już do przerwy obnażyli słabość papierowego tygrysa z Łazienkowskiej. Dzięki pressingowi i dobrej organizacji gry zdominowali walkę w środku pola, imponując inwencją i dojrzałością.
Od pierwszych minut indywidualnością meczu był Janusz Gol. Bełchatowski pomocnik brał udział w każdej akcji swojej drużyny, świetnie się ustawiał, organizował drugą linię swojej drużyny. Po pół godzinie gry Gol miał trzy znakomite zagrania i bełchatowianie powinni prowadzić 3:0. Padła jednak tylko jedna bramka. W 11 minucie Marcin Drzymont wślizgiem wybił piłkę Portugalczykowi Manu, trafiła do Gola, który sprytnie podał do rozpędzającego się prawym skrzydłem Tomasza Wróbla. Silnego dośrodkowania Wróbla nie zdołał przeciąć Jakub Wawrzyniak, a na środku pola karnego Marcin Żewłakow uciekł Srdji Kneżeviciowi, główką pokonując Marijana Antolovicia.
Kwadrans później Gol idealnie podał do Macieja Małkowskiego, który minął bramkarza i z ostrego kąta strzelił technicznie po ziemi. Kneźević nie trafił w piłkę, ale i tak potoczyła się tuż obok bramki. W 29 min znów błysnął Gol. Odebrał piłkę Maciejowi Iwańskiemu i zagrał do środka. Marcin Żewłakow stracił jednak rytm biegu i minął się z piłkę.
Bełchatowianie dominowali, byli ruchliwi, szukali szansy na gole, a statycznie grający legioniści z niegdysiejszym snajperem Teksure Chinyamą na czele byli dla nich tylko tłem. Warszawianie ani razu nie zagrozili bramce Łukasza Sapeli.
GKS zdobył jeszcze do przerwy drugiego gola. Tym razem piłkę rozegrali świetnie panujący nad nią i coraz częściej biorący na siebie ciężar gry Kamil Poźniak i Tomasz Wróbel, który z prawej strony dośrodkował podobnie jak przy pierwszym golu, a pozostawiony samotnie przez obrońców Żewłakow znów główkował z 4 metrów do siatki.
Coraz trudniej było wskazać "piłkarza meczu" w zespole bełchatowskim, bo do znakomitej gry Gola szybko dopasowali się podwójny asystent Wróbel, aktywni Poźniak i Małkowski, a przede wszystkim Żewłakow. W rodzinnej Warszawie zdobył swoje gole numer 3 i 4 w tym sezonie, a byłemu poloniście musiały smakować wyjątkowo skoro wpadły do bramki Legii.
W 43 min mógł podwyższyć Poźniak. Po indywidualnej akcji strzelił silnie zza linii pola karnego, ale tym razem Antolović sparował strzał na rożny.
Po przerwie Legia poderwała się do walki i w 56 min bełchatowianie mieli trochę szczęścia, że nie padł kontaktowy gol. Po rożnym Iwańskiego w potwornym zamieszaniu strzelali Chinyama i niemal z zerowego kąta Choto, ale w gąszczu nóg obrońcy wybili piłkę. Kiedy minęła godzina gry Legia osiągnęła wyraźną przewagę. Atakowała jednak chaotycznie i jedną groźną sytuację stworzył indywidualną akcją Bruno Mezenga, strzalając z 16 m tuż obok bramki. Bełchatowianie w końcówce kontrolowali przebieg gry, kilka razy zaatakowali, ale strzały Gola, Wróbla i Grzegorza Kuświka były niecelne.
Im bliżej było końca meczu, tym szybciej ełkaesiacy opadali z sił. To pokazuje, że mogą mieć problemy
Legia Warszawa - PGE GKS Bełchatów 0:2 (0:2)
Gole: 0:1, 0:2 Marcin Żewłakow (11, 39, oba głową)
Sędziował: Sebastian Jarząbak (Bytom)
Widzów: 18 tysięcy
Legia: Antolović - Kneżević, Choto, Wawrzyniak, Komorowski - Manu, Vrdoljak, Iwański, Borysiuk (29, Mezenga), Rybus (46, Cabra) - Chinyama (62, Kucharczyk). Trener: Maciej Skorża.
GKS Bełchatów: Sapela - Tanevski, Drzymont, Lacić, Popek - Wróbel, Gol, Baran, Małkowski (90+2, Bartosiak) - Poźniak (88, Bocian) - Marcin Żewłakow (70, Kuświk). Trener: Maciej Bartoszek.
Czy Biało - Czerwoni zatriumfują w stolicy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?