Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Epilog kryminalnej zagadki ze Szczercowa. Otruli, bo chcieli mieć spokój i pieniądze

Grzegorz Maliszewski
Sędzie Jacek Gasiński, wiceprezes Sądu Okręgowego w Piotrkowie Tryb, jest przewodniczącym składu sędziowskiego w sprawie Stefana J. Jak mówi wyrok w sprawie może zapaść już we wrześniu
Sędzie Jacek Gasiński, wiceprezes Sądu Okręgowego w Piotrkowie Tryb, jest przewodniczącym składu sędziowskiego w sprawie Stefana J. Jak mówi wyrok w sprawie może zapaść już we wrześniu Grzegorz Maliszewski
Epilog kryminalnej zagadki, o której w Szczercowie będzie się mówić latami, wkrótce nastąpi w piotrkowskim sądzie. Matka z synem o otrucie męża i ojca obwiniają siebie nawzajem. Zgubiła ich pewność siebie i przezorność nastolatki, która sensacyjną opowieść nagrała komórką...

Kanapki były jak zwykle. Z baleronem, tylko że bez masła. W marcowy poranek 2009 roku Stefan J., 56-letni górnik ze Szczercowa, przyszedł do pracy na jeden z działów bełchatowskiej kopalni w kiepskim humorze. Z żoną i synem nie układało mu się od dawna. Często się kłócili, awantury też się zdarzały. Ale w pracy o domowych problemach starał się nie myśleć.

Tuż przed śniadaniem porozmawiał z kolegą, który chwalił się nową kolekcją monet. Stefan J. bardzo się tym interesował. Około 9.25 poszedł na stołówkę. W białej torbie reklamowej z napisem "Boss" miał śniadanie zrobione dzień wcześniej przez żonę. Jak co dzień zaparzył sobie czarną kawę i zabrał się za kanapki. Kawy nie zdążył dopić, kiedy poczuł, że kręci mu się w głowie.

Wyszedł ze stołówki i udał się do hali, w której pracował. Było coraz gorzej. Blady usiadł na krześle. Koledzy wezwali lekarza z przychodni zakładowej. Sterfan skarżył się na pieczenie w przełyku i żołądku. Lekarz zabrał go do przychodni zakładowej w Rogowcu. Stefan J. dotarł tam jeszcze o własnych siłach. Na miejscu zaczął jednak wymiotować. Spadło mu ciśnienie, a twarz zrobiła się sino-czerwona. Wezwano karetkę.

W tym czasie przy mężczyźnie czuwały dwie pielęgniarki. Później opowiadały, że kiedy tracił przytomność, zdążył tylko powiedzieć, że "żona go otruła, bo źle się między nimi układało". Nieprzytomnego górnika zabrała karetka. Niestety, w szpitalu Stefan J. zmarł. Lekarz stwierdził zawał serca.
Dziś wiadomo, że to nie był zawał. Górnika ze Szczercowa na pewno ktoś otruł. We wrześniu ubiegłego roku policja zatrzymała bliskich zmarłego: żonę 65-letnią Grażynę J. i 29-letniego syna Andrzeja J. Oboje usłyszeli zarzut zabójstwa. Jak się okazało, na żonę i syna doniosła ich znajoma, której proponowali, że pomogą tak samo otruć jej konkubenta.
- Do spowodowania śmierci tej osoby użyto azotynu sodu. Dowody, które zebrała prokuratura, dawały podstawę do przedstawienia zarzutów i wystąpienia o aresztowanie - mówił Witold Błaszczyk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Tryb.

Śledztwo wykazało, że bliscy Stefana J. otruli go saletrą, którą dodano mu do kanapek. Podana trucizna wywołała zawał serca. Okazało się, że Grażyna J. i jej syn Andrzej chcieli na śmierci skłóconego z nimi męża i ojca po prostu zarobić. Głowa rodziny miała wykupioną olbrzymią polisę na życie. Od towarzystwa ubezpieczeniowego Grażyna J. dostała 124 tys. zł, dodatkowo 15 tys. zł z bełchatowskiej kopalni i 1,9 tys. zł miesięcznej renty.

Po jedenastu miesiącach żmudnego śledztwa Prokuratura Rejonowa w Bełchatowie przeciwko żonie i synowi zmarłego szczercowianina skierowała do sądu akt oskarżenia. Wcześniej jednak przesłuchano kilkunastu świadków, przeprowadzono także ekshumację górnika i wykonano szereg ekspertyz, które okazały się kolejnym niezbitym dowodem przeciwko bliskim Stefana J.

Epilog niesamowitej szczercowskiej sagi kryminalnej rozpoczął się w tym tygodniu w piotrkowskim sądzie. Podczas trwającej ponad sześć godzin pierwszej rozprawy Grażyna J. i Andrzej J. nie okazywali wielkich emocji. Nie przyznali się do winy, wzajemnie oskarżając się o otrucie bliskiego. Mieli też oddzielnych obrońców.
- Nie przyznaję się do zabójstwa męża, ja tego nie zrobiłam - mówiła na sali sądowej Grażyna J. - Syn w mojej obecności tę truciznę wsypał mężowi do dwóch kanapek. Wziął na czubeczek łyżeczki i wsypał - opowiadała.
Podczas procesu nie przyznała się także, że proponowała otrucie konkubenta znajomej...
- To ona powiedziała, że otruje swojego konkubenta, syn go wywiezie do lasu, tam go zostawią, żeby dziecko pobierało rentę po zmarłym ojcu - tłumaczyła się Grażyna J. w sądzie.

Andrzej J. zeznając na sali sądowej winą obarczał matkę. Co więcej, opowiadał, że ojca próbowała otruć już wcześniej na wszelkie możliwe sposoby. Pół roku przed śmiercią Stefana J., według zeznań syna, matka najpierw miała mu dodawać do kanapek trutkę na szczury, później trutkę w płynie zakupioną w sklepie ogrodniczym. Do wódki, którą lubił mąż, dolewać miała mu też płyn do szyb. Później obserwowała jak trucizna działa. Jednak oczekiwanego efektu widać nie było.
- Dawała mu to wszystko, bo chciała, żeby umarł, myślała, że umrze. Ja się tego domyślałem. Nie interesowało mnie, co się tam dzieje. Zajmowałem się muzyką. Trutka na myszy leżała schowana u mnie za szafą. Rodzice kłócili się, dlatego matka postanowiła pozbyć się ojca - opowiadał Andrzej J.

Jak zeznawał, dlatego poprosiła jednego ze znajomych, aby pomógł kupić jej skuteczną trutkę na myszy. Razem poszli na targ i od mężczyzny handlującego zbożem kupili 20 dkg nitrytu - czyli popularnej saletry służącej do peklowania mięsa. Zapłacili 10 zł.
Po trzech tygodniach matka miała kazać synowi "na próbę" dosypać białego proszku do kotleta schabowego. Wsypał niewiele, tyle, co zmieściło się na nożu. Ojciec zjadł i poza mdłościami nic mu nie było. Kilka dni później, kiedy Stefan J. był w pracy, wspólnie mieli przyszykować kanapki. - Do kanapek było więcej tej trucizny wsypanej, około łyżeczki do herbaty. O ilości trucizny decydowała matka. Ja nabrałem jedną i wsypałem. Później drugą wsypała matka - opowiadał przed sądem Andrzej J.

Być może misternie ułożony plan otrucia Stefana J. nie ujrzałby światła dziennego, gdyby Grażyna J. nie pochwaliła się swojej znajomej. Ta zeznała, że to właśnie żona zmarłego górnika zaproponowała, iż pomoże otruć też jej konkubenta.
- Podczas jednego ze spotkań powiedziała mi: "Wiesz co, ja swojego pijaka to zatrułam". Nie chciałam w to wierzyć. Pytała, z czego żyję. Powiedziała, że jak otrujemy konkubenta, to będę miała pieniądze na życie - zeznała znajoma przed sądem.
Przy rozmowie była 16-letnia córka znajomej oskarżonej kobiety, która nagrała wszystko telefonem komórkowym.

Według znajomej, syn Grażyny J. miał wymierzyć 3,4 łyżeczki trucizny i dać jej w foliowym woreczku, aby ta podała ją w jedzeniu partnerowi. Nie zrobiła tego. Kilka tygodni później powiedziała o tym konkubentowi. Od tego momentu ich relacje z Grażyną J. i Andrzejem J. się popsuły. Do tego stopnia, że latem 2010 roku Grażyna J. oskarżyła znajomych o kradzież m.in. złota i innych rzeczy osobistych.
Trudno wyobrazić sobie zdumienie szczercowskich policjantów, którzy przyjechali wyjaśnić sprawę do znajomych rodziny J., a ci opowiedzieli im całą historię, a jako dowód pokazali nagranie zarejestrowane komórką. O wszystkim zadecydował zmysł i przezorność nastoletniej córki.

Dziś 65-letniej Grażynie J. i jej 29-letniemu synowi Andrzejowi J. grozi nawet dożywocie. Doniesienia z procesu z uwagą śledzą mieszkańcy Szczercowa, którzy wcześniej o takich historiach mogli poczytać tylko w kryminałach. Nie mogą pojąć, dlaczego ich sąsiedzi zdecydowali się na tak zuchwałą zbrodnię.
- Nie przypuszczałam, że to tak silna trucizna, chciałam męża postraszyć, żeby był trochę lepszy, żeby się zmienił , żeby przestał robić awantury i bić - tłumaczyła przed sądem Grażyna J.
Dziś w takie zapewnienia nie wierzą ani mieszkańcy Szczercowa, ani bliscy i koledzy z pracy Stefana J. Piotrkowski sąd prawdopodobnie już we wrześniu wyda wyrok w tej sprawie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto