- Chcemy swoich wynagrodzeń i wyjaśnienia sprawy naszego zatrudnienia - mówią kobiety sprzątające w bełchatowskim szpitalu. W ciągu pół roku trzy razy zmieniały pracodawcę. Żaden nie chce wypłacić im zaległych pensji.
- Sprawa jest patowa - mówi mecenas Alina Cybulska-Karbownik, reprezentująca przed sądem 57 pracownic, które sprzątają w szpitalu.
Pczoraj przed sądem w Bełchatowie rozpoczął się proces, w którym kilkadziesiąt kobiet domaga się zaległego wynagrodzenia po tym, jak ich pracodawca tuż po Wielkanocy przestał świadczyć usługi sprzątania i obsługi kuchenek oddziałowych w Szpitalu Wojewódzkim im. Jana Pawła II w Bełchatowie.
Sprawa jest zagmatwana jak węzeł gordyjski. To, że kobietom pieniądze się należą, nie podlega dyskusji. Sprawa rozbija się o to, kto ma je zapłacić. Ani poprzedni pracodawca - Spółdzielnia Inwalidów Naprzód, ani firma Dozorbud, która przejęła obowiązki i miała przejąć pracownice, nie poczuwają się do odpowiedzialności za los kobiet.
- Wiem, że panie są w trudnej sytuacji, ale zdaniem naszych prawników wina nie leży po naszej stronie - mówi Jacek Żmudzki, zastępca dyrektora firmy Naprzód na region centralny.
Sprawa rozbija się jednak nie tylko o pensje, ale też o ustalenie statusu prawnego sprzątaczek, które dziś zawieszone są w próżni.
- Panie są w zawieszeniu prawnym, nie mają świadectw pracy, nie mogą zarejestrować się w urzędzie pracy, ich sytuacja jest bardzo skomplikowana i dopiero wyrok sądu pozwoli ją rozwiązać - mówi mecenas Alina Cybulska--Karbownik.
Kłopoty pracownic zaczęły się tuż po Wielkanocy, kiedy zatrudniająca je firma Naprzód przestała świadczyć usługi sprzątania dla szpitala, wypowiadając umowę. Na podstawie art. 23 kodeksu pracy kobiety miała przejąć firma Dozorbud, która zastąpiła w szpitalu Naprzód. Przejęła jednak tylko 30 pracownic. Te, które zostały, nie mają świadectw pracy ani oficjalnych wypowiedzeń.
- Nie możemy wystawić im świadectw pracy, ani rozwiązać umów, ponieważ naszym zdaniem nie są to nasze pracownice - mówi Jacek Żmudzki, zastępca dyrektora firmy Naprzód. - Dobrze, że panie walczą o swoje, ja je rozumiem, ale nawet inspekcja pracy przyznała nam rację - dodaje.
Kobiety na razie od Naprzodu chcą tylko wyrównania za niewypłacone wynagrodzenia od 22 kwietnia do końca kwietnia. To ledwie po kilkaset złotych, ale dopiero zakończenie tej sprawy przed sądem pozwoli ustalić ich faktycznego pracodawcę, do którego zgłoszą się po zaległe pensje za trzy miesiące (od 21 lipca sprzątaczki pracują dla nowej firmy - Delfa). - To, że wygrają, jest pewne, pytanie tylko, z którym pracodawcą - podkreśla mecenas Alina Cybulska-Karbownik.
- Nie dostawałyśmy wynagrodzenia od 22 kwietnia do 21 lipca, niektóre z nas się pozadłużały u znajomych, rodziny, w bankach, będziemy więc walczyć do końca - mówi Bożena Dawidziak.
Następny termin rozprawy wyznaczono na... styczeń.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?