27-latek miło będzie wspominał czas spędzony w rosyjskim Pskowie, gdzie po raz pierwszy w karierze rywalizował w mistrzostwach świata w street workoucie. Marzył o tym od kilku lat. W miejscowości oddalonej od rodzinnego Bełchatowa o ponad tysiąc kilometrów Daniel Lis tradycyjnie już pokazał swój charakter i zawziętość w dążeniu do celu.
Debiutant walczył o sprawienie niespodzianki w wadze ciężkiej, w kategorii wytrzymałościowo-siłowej. Udział zadeklarowało w niej jedenastu zawodników. W eliminacjach Polak o trzynaście sekund wyprzedził Denisa Saratova z Rosji, a o ponad 2,5 minuty pokonał Łotysza Vadima Barisoksa. Awans do finału wywalczyło także pozostali trzej startujący: Chorwat Danijel Svec, Łotysz Eduards Paskovs oraz Lucas Lopes De Lima z Brazylii. Pozostała piątka odpadła z walki o medale.
- Po pierwszym starcie nadal była we mnie pokora, ponieważ nie cieszę się z czegoś, jeśli jeszcze tego nie mam - zaznacza Daniel Lis. - Nie podniecałem się, ponieważ byłem świadomy, że mój rywal także chce zwyciężyć - dodaje.
Uczestnicy w fazie eliminacyjnej mieli do pokonania dziesięć rund, a w tym m.in.: wspinaczkę po szwedzkiej ścianie, 40 skoków nad 50-centymetrowym pudłem (musieli dotknąć obiema stopami górnej krawędzi pudła), czy wspinanie się po maszcie i dotknięcie wierzchołka. O tym, jakie konkurencje czekają na zawodników w trakcie mistrzostw świata, dowiedzieli się na dwa tygodnie przed startem w Pskowie.
- Mimo wszystko to nie ułatwia startu, ponieważ w tym okresie możemy jedynie sprawdzić się w danej konkurencji na treningu, bez żadnych większych przygotowań do rywalizacji - wyjaśnia „Lisek”.
Kilka godzin później bełchatowianin i jego rywale przystąpili do ostatecznego rozstrzygnięcia. Zwycięstwo należało do Rosjanina, który na swoim terenie najszybciej pokonał dziewięć finałowych rund. Denis Saratov (z czasem 08:31:03) wyprzedził o blisko minutę Daniela Lisa, który zdobył tytuł wicemistrza świata. Trzy minuty po triumfatorze na mecie zameldował się Brazylijczyk Lucas Lopes De Lima. Pozostałe dwa miejsca zajęli Łotysze, a szósty był Chorwat.
- Występ i medal na mistrzostwach świata w streetworkoucie był moim celem od początku treningów - mówi Lis, który w pierwszej rundzie dał z siebie wszystko i jego organizm już na początku odczuł spore zmęczenie. - Wyjście z flagą Polski na plac walki to wielka duma i sukces. Sam udział w tych zawodach to już coś niesamowitego - podkreśla.
Do tych zawodów przygotowywałem się najciężej jak tylko potrafiłem. W tym momencie czuję się spełniony ~ Daniel „Lisek” Lis
A droga do celu do łatwych nie należała. Daniela Lisa nie omijały kontuzje. Dwie z nich, ręki i nogi były bardzo poważne i skutkowały skomplikowanymi operacjami, ciężką rehabilitacją i długim powrotem do pełnej sprawności.
- Za rok jadę po tytuł mistrza - zapewnia „Lisek”, który rywalizował w największej tego typu federacji na świecie WSWCF, czyli World Street Workout and Calisthenics Federation.
W osiąganiu kolejnych celów i sukcesów wicemistrzowi świata może pomóc stały sponsor, który będzie wspierał bełchatowianina i którego aktualnie Danielowi brakuje.
Zawodnik ponadto wiele zawdzięcza trenerowi Grzegorzowi Marońskiemu, który w wielu aspektach zmienił podejście 27-latka oraz Jakubowi Karpińskiemu, który zadbał o prawidłową dietę Polaka. Ten sukces Daniel Lis dedykuje swojemu synowi, partnerce, rodzinie oraz wszystkim ludziom, którym brakuje wiary w siebie.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?