Szpitalny program nie jest z formalnego punktu widzenia programem dobrowolnych odejść. Nie ma aż takich bonusów finansowych, jakie zwykle przewidziane są w zakładach pracy, które PDO ogłaszają. Ale z drugiej strony, nie ma też takich ograniczeń, jak w "prawdziwym" PDO.
- Jest to jedno z przedsięwzięć, które zmierzają do optymalizacji zatrudnienia - zaznacza Robert Kornacki, rzecznik bełchatowskiego szpitala. - Dajemy pracownikom możliwość wykonania takiego "ruchu wyprzedzającego" w kontekście możliwej likwidacji miejsc pracy. I chętnych na takie rozwiązanie nie brakuje.
Finansowe profity z takiego dobrowolnego odejścia nie są wielkie. W zamian jest trzymiesięczna wypłata, plus ewentualna nagroda za wysługę lat.
Chęć odejścia może zgłosić każdy. Wśród tych 50 osób, które się zadeklarowały są m.in. pielęgniarki, położne, pracownicy administracji, czy obsługi. Brak w tej grupie właściwie tylko lekarzy. Na przełomie maja i czerwca już odeszło 17 osób, na przełomie czerwca i lipca odejdzie kolejnych 20. Pracownicy sami deklarują, w jakim terminie chcą się zwolnić, ale ten termin podlega "ocenie" szefów szpitala.
Zgodę na odejście nie każdy dostaje. Na razie odmówiono jej czterem osobom. Komu, dlaczego i co o tym programie myślą pracownicy, związkowcy i sami szefowie szpitala czytaj w dzisiejszym „Tygodniku 7 Dni Bełchatów”.
Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?