Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zima na drogach w Bełchatowie. Czy zaskoczyła służby?

Ewa Drzazga
Awaria sieci wodociągowej przy ul. 1 Maja wykryta została w poniedziałkowe popołudnie. Za jej usunięcie można było jednak zabrać się dopiero we wtorek rano
Awaria sieci wodociągowej przy ul. 1 Maja wykryta została w poniedziałkowe popołudnie. Za jej usunięcie można było jednak zabrać się dopiero we wtorek rano Grzegorz Maliszewski
„Awaria” koksowników, drogi z lodowiskiem i akumulatory bez życia - taka nasza zima zła. Zima znów zaskoczyła drogowców? Nie tylko. Lista „zaskoczonych” jest dłuższa...

Ci, którzy w poniedziałkowy poranek, 9 stycznia, po raz pierwszy po długim weekendzie odpalali samochód z nadzieją, że „jakby co” to straż miejska poratuje, spóźnienie do pracy mieli jak w banku.

- W poniedziałkowy poranek mieliśmy tyle zgłoszeń, że często nie byliśmy w stanie „od ręki” wysłać do kierowcy patrolu ze starterem - przyznaje Piotr Barasiński, komendant Straży Miejskiej w Bełchatowie. - Gdybyśmy mieli nawet pięć dodatkowych starterów, to i tak każde z nich byłoby w użyciu - dodaje.

W długi weekend - od piątku do niedzieli, strażnicy pomagali „uziemionym” kierowcom ponad sto razy. Poniedziałkowy poranek okazał się akumulatorowym armagedonem - wyjazdów strażnicy mieli ponad 30. Najgorzej było w godz. 5 -7.30, gdy bełchatowianie ruszyli odpalać auta, by dojechać do pracy. Ale były też sytuacje odwrotne - jeden z mieszkańców poszedł na nockę do pracy, auto zostawił na parkingu przed zakładem przekonany, że skoro wieczorem odpalił, rano nie będzie problemu. Ale był.

- Były też takie przypadki, że byliśmy po kilka razy wzywani do pomocy przy tym samym aucie. Gdy strażnicy jechali uruchamiać drugi raz ten sam samochód, uprzedzali już właściciela, że trzeci raz nie przyjadą - podkreśla Barasiński i dodaje, że jeśli kogoś dwukrotnie zawiódł akumulator, to miał wystarczająco dużo czasu, żeby pomyśleć o nowym.

Jednak nawet ci szczęśliwcy, którzy auta uruchomili bez problemu, musieli się i tak zmierzyć z kłopotem, którego tak łatwo ominąć się nie dało - ze ślizgawką na ulicach. Pierwsze dni tęgich mrozów to był drogowy dramat.

- Nie byłam w stanie przejechać rowerem ulicą Okrzei - skarży się pani Anna z Bełcha-towa. - Była tak oblodzona, że wolałam nie ryzykować i prowadzić rower - dodaje i zaznacza, że nie była to sytuacja z piątku, ale z poniedziałku, gdy drogowcy mieli trzy dni na uporanie się z przygotowaniem nawierzchni. Oblodzone ulice mieli też mieszkańcy Binkowa, Dolnośląskiego, czy Okrzei. Ale nie tylko, bo lodowa warstwa zalegała nawet na ul. Lipowej - na tym odcinku, który jeszcze do 23 grudnia był drogą krajową. Obecnie jest on we władaniu Zarządu Dróg Wojewódzkich.

Ślizgawkę na miejskich ulicach próbuje tłumaczyć Miłosz Rudnicki, prezes PGM, spółki odpowiadającej za utrzymanie dróg.

- Przez niemal 30 godzin mieliśmy ciągłe opady i staraliśmy się usuwać śnieg z jezdni na bieżąco - mówi prezes Rudnicki. - Najpierw zaczął topnieć, a niedługo potem złapał silny mróz. Sypaliśmy na jezdnię sól, ale nie wszystko zdążyło się rozpuścić. Przy temperaturach poniżej 10 stopni Celsjusza sól już nie działa. Z warstewką lodu, która nie zdążyła się rozpuścić, nic już nie mogliśmy zrobić. Pozostało nam tylko posypywanie piaskiem - rozkłada ręce Miłosz Rudnicki.

Na szczęście, jak wynika z policyjnych statystyk, gorsze warunki na drogach sprawiły, że kierowcy stali się bardziej uważni. Od 6 do 10 stycznia nie odnotowano żadnego wypadku. Policjanci interweniowali za to przy 9 kolizjach. Dwie z nich mogły się źle skończyć - na ulicy Czaplinickiej doszło do potrącenia pieszego. Na szczęście jego obrażenia okazały się niegroźne.

- O sporym szczęściu może też mówić kierująca, która swoim autem potrąciła przebiegającego przez drogę dzika - mówi Iwona Kaszewska, rzecznik bełchatowskiej policji. - Gdy zahamowała, w tył jej samochodu uderzyło auto jadące za nią - relacjonuje Kaszewska i dodaje, że szczęśliwie całe zajście skończyło się na uszkodzeniach, którymi będzie się musiał zająć blacharz.

Ci kierowcy, którzy woleli zostawić w domu auta i podróżować miejską komunikacją, wcale nie mieli lżej. Jeśli liczyli, że przy temperaturze np. -15 stopni rozgrzeją się przy koksownikach, trochę się rozczarowali. Ani w piątek, ani w sobotę czy niedzielę, ani nawet w poniedziałek koksowników w Bełchatowie nikt nie uświadczył. Pojawiły się dopiero we wtorek, 10 stycznia, gdy mróz już zaczął „puszczać”. W środę je już uprzątnięto, bo nie było aż tak zimno, żeby nimi dymić (na marginesie - mimo smogo-wych alertów strażnicy miejscy w Bełchatowie nie znaleźli powodów, by nakładać na mieszkańców mandaty za to, że palili w piecach „byle czym”).

Wracając jednak do kwestii koksowników - czy to doszło do jakiejś ich awarii? Czy też może kilkanaście stopni na minusie w dzień i poniżej 20 stopni nad ranem to jeszcze zbyt ciepło, żeby fatygować się uruchamianiem tak skomplikowanych urządzeń?

Miłosz Rudnicki przyznaje, że w tym roku z koksownikami „dali plamę”. I mówi, że nie ma sensu się tłumaczyć, trzeba się po prostu uderzyć w pierś. - Dwóch kierowników odpowiedzialnych za to zadanie uznało, że na weekend nie warto wystawiać koksowników, bo mieszkańcy i tak nie korzystają z miejskiej komunikacji - mówi prezes PGM. - Odbyła się z nimi na ten temat rozmowa, wiedzą już, co o tym myślę. Obiecuję, że taka sytuacja się już nigdy nie powtórzy - deklaruje Miłosz Rudnicki.

Gdy przy przystankach rozstawiano koksowniki, pracownicy spółki Wod - Kan usuwali „pomrozową” awarię sieci wodociągowej przy ul. 1 Maja. Choć woda trysnęła przez szczelinę w asfalcie już w poniedziałkowe popołudnie, to awarię usuwano dopiero we wtorkowy poranek.

- W nocy temperatury były zbyt niskie, żeby rozpocząć pracę - tłumaczy Ireneusz Owczarek, wiceprezydent Bełcha-towa. - Ze względu na mróz nie można było także odtworzyć nakładki asfaltowej w miejscu awarii. Wysypaliśmy to miejsce destruktem, z położeniem właściwej nawierzchni musimy poczekać na korzystniejszą aurę - dodaje wiceprezydent.

Kłopoty z odpaleniem auta, czy problemy z przejazdem wydają się banalne w zestawieniu z dramatem, jaki mógł spotkać osoby bezdomne.

- Wiem, że tej wyjątkowej sytuacji trzeba było przystać na to, by schronisko przyjmowało nawet osoby, które są pod wpływem alkoholu - podkreśla Ireneusz Owczarek. - Strażnicy miejscy mieli dziennie nawet po kilkanaście interwencji związanych ze sprawdzaniem miejsc, w których bezdomni przebywali albo w zwią-zku ze zgłoszeniami o osobach, które mogą potrzebować pomocy. Na szczęście wszystkie interwencje były w porę i nie doszło do sytuacji, w którejś czyjeś życie czy zdrowie byłoby zagrożone - zaznacza wiceprezydent.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto