Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ziemniaki dla Ameryki... czyli historia powojennego Zelowa

Ewa Drzazga
Zelowscy milicjanci z 1945 roku. Taki etat był wtedy bardzo pożądany
Zelowscy milicjanci z 1945 roku. Taki etat był wtedy bardzo pożądany Fot. archiwum parafii ew-ref w Zelowie
Jaka była najbardziej poszukiwana posada w 1945 roku? Co na poczcie robił worek kartofli i dlaczego pierwszy wójt musiał zrezygnować? Powojenny Zelów też ma swoją historię.

Gdy zaraz po wojnie, w Zelowie ruszyła pierwsza knajpa, nie było dnia, żeby nie dochodziło tam do "działań antyustrojowych". Trudno było też o taki miesiąc, w którym nie byłoby bandyckich napadów na zwykłych obywateli. Do tego wyścigi o jak najlepsze pożydowskie i poniemieckie mieszkania, czy kopanie dołków pod "wrogami systemu". W Zelowie w 1945 roku bywało gorąco.

Jakie było miasteczko w tym czasie? Ani partyjne - czerwone, ani ludowe - zielone. Tylko biedne i opuszczone. Mieszkania w Rynku i w początkowych odcinakach głównych ulic należały do Żydów czy Niemców, których w pierwszych tygodniach 1945 roku już w Zelowie nie było.
Rozpoczął się wyścig po lokale i najpierw zajmowano je zupełnie na dziko. Dopiero w 1946 roku urzędnicy formalnie te sprawy porządkowali i tworzyły się kolejki chętnych. Ubiegający się o nie mieszkańcy w podaniach jako miejsce zamieszkania podawali adresy domów, o które dopiero się starali.

- Pierwszy faktyczny wójt Zelowa, Lucjan Busiakiewicz stracił swoje stanowisko dlatego, że oskarżono go o czerpanie korzyści przy rozdzielaniu tych mieszkań - mówi Sławoj Kopka, historyk - regionalista zajmujący się powojenną historią miasteczka. Opowiadał o tych wydarzeniach na spotkaniu, które zorganizowano w zelowskiej bibliotece. - Zarzuty były sfingowane, ale przez nie stracił stanowisko wójta. Jednak to nie praca w urzędzie była największym rarytasem. Najbardziej poszukiwaną posadą był etat w milicji. Nie ze względu na wysokie uposażenia. Przecież w pierwszych miesiącach wszyscy zatrudnieni na komendzie otrzymywali wypłatę w... śledziach. Ta praca była popularna, bo dawała możliwości. Ot, choćby takie, że milicjanci pierwsi robili "przeglądy" w opuszczonych żydowskich i niemieckich domach. A tam można było przecież znaleźć niejedno. I niejedno znajdowano. Milicjanci byli wtedy zresztą dosyć zapracowanymi ludźmi. Mieli na głowie bandy, które rabowały zwykłych obywateli. Drastycznym przykładem było porwanie dla okupu zelowskiego lekarza, doktora Łuczyńskiego. Cztery dni przetrzymywano go w bunkrze niedaleko Lubca. Dopiero gdy rodzina wpłaciła pieniądze (co prawda mniej niż żądano), porwany wyszedł na wolność.

Inną sprawą byli wrogowie systemu. Do dziś przetrwały dramatyczne akta związane z tzw. procesem gimnazjalistów. Wytoczono go sześciu chłopakom w wieku 16-17 lat, z którymi działał jeden 22 -latek. Znaleziono przy nich pistolet i trochę wykopanej gdzieś amunicji. Mieli też plany, by "zmienić ustrój".

- Byli na etapie organizacyjnym, ich plany to mrzonki - mówi Sławoj Kopka. - Ale potraktowano ich jak dorosłych. Uznano, że chcą działać przeciwko władzy ludowej. Jeden dostał wyrok 7 lat, pozostali po 5. Zmarnowano im życie. Nie brakowało też "knajpianych donosów", bo jak wynika z działań milicjantów, w zelowskiej gospodzie co i rusz dochodziło do działań antyustrojowych. Jakich? Ot, np. malarz pokojowy Markowski, gdy trochę sobie wypił, krzyknął "PPR-y niech idą do cholery". I wystarczyło. A znów ktoś inny uparcie nosił na pocztę worek z kartoflami. Chciał go wysłać do Ameryki. Żeby pomóc biednym niewolnikom, którzy według powojennej propagandy mieli w Stanach Zjednoczonych cierpieć biedę.

- Wmawiano to na okrągło - śmieje się Sławoj Kopka. - Jeden z mieszkańców zdenerwował się i na złość zaczął chodzić na pocztę z workiem kartofli, żeby pomóc biednej Ameryce. Gdy odsyłano go z kwitkiem, i tak wracał. Milicjanci też mieli go przywoływać do porządku.

Na porządku dziennym byli też zwykli złodzieje, którzy podkradali bieliznę czy fałszowali mleko. Nie brakowało cinkciarzy, przy których odnajdywano np. szwajcarskie zegarki czy amerykańskie dolary. Jeden z nich, po tym, gdy wypuszczono go z aresztu, zbuntował się. Postanowił, że nic nie będzie robił, bo władza go nęka. Najpierw pił na umór za pieniądze, które wcześniej uciułał. Potem stał się znanym w Zelowie fascynatem denaturatu. Wszystko przez władzę ludową.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto