Syn i ojciec, Damian Ł. (25 lat) i Zbigniew Ł. (50 lat), przychodzili do niepełnosprawnego sąsiada, żeby pomóc mu w codziennych czynnościach. 64-letni mężczyzna był chory, po kilku udarach, poruszał się na wózku inwalidzkim.
Mniej więcej w połowie marca, po wizycie Ł., niepełnosprawnemu gospodarzowi zniknął z mieszkania portfel z pieniędzmi i telefon komórkowy. Kilka dni później jeden z Ł. przyniósł pusty portfel żądając znaleźnego - 20 zł. W sobotę, 29 kwietnia, około godz. 16 znów się zjawili.
Damian Ł. napalił w kominku, ale siedzący na łóżku gospodarz zaczął się denerwować i wyzywać. Wreszcie udało mu się tak wychylić, że uderzył Ł. i chwycił nóż kuchenny - taki zwykły, do krojenia chleba, z 20-centymetrowym ostrzem. Tego było już dla 25-latka za dużo. Kopnięciem wytrącił niepełnosprawnemu nóż z ręki. Podniósł narzędzie z podłogi i z furią zaatakował gospodarza. Uderzał bez litości - w twarz, klatkę piersiową, ramiona, dłonie, w końcu w dłoni został mu tylko trzonek noża, bo ostrze się złamało. W sumie zadał nożem kilkadziesiąt ran. 64-latek wykrwawił się.
Ojciec czekał na Damiana Ł. na zewnątrz. Gdy ten długo nie wychodził, wszedł do środka. Zobaczył syna pochylonego nad zakrwawionym gospodarzem. W ręku trzymał już tylko trzonek noża, którym ciągle uderzał mężczyznę. „Człowieku, co ty robisz”- miał zawołać Zbigniew Ł. i zaczął wyciągać syna z domu. Ten zdążył jeszcze zabrać monety leżące koło łóżka (w sumie 2,5 zł) i zajrzeć do metalowej kasetki na szafce. 25-latek był zakrwawiony, ojciec szybko wytarł go ręcznikiem.
Razem wrócili do domu. Tam ojciec kazał synowi przebrać się w czystą odzież. Tą zakrwawioną spakowali w foliową torbę i wynieśli do lasu. Schowali pod usypanym kopcem z gałęzi. Potem poszli na stację benzynową żeby kupić alkohol. Trzeba było się napić.
Pili długo. Gdy następnego dnia zatrzymała ich policja, syn miał prawie 3 promile alkoholu w organizmie, ojciec ponad 2 promile. Żaden z nich nie potrafił powiedzieć, dlaczego właściwie zginął 64-latek.
Damian Ł. ani podczas śledztwa, ani na rozprawie głównej nie przejawił skruchy. „Nie doszedłem do żadnych wniosków. (…) Nie mam w związku z tym żadnych przemyśleń” - powiedział sędziom podczas procesu, w którym oskarżony był o zabójstwo. Sąd uznał, że Damian Ł. dopuścił się zbrodni ohydnej, że w bezrefleksyjny sposób zabił bezbronnego człowieka, nie dając mu żadnych szans obrony. Wymierzył mu za to karę 25 lat pozbawienia wolności.
Zbigniew Ł. został skazany na 7 miesięcy pozbawienia wolności za utrudnianie postępowania karnego. Zacierając ślady przestępstwa pomagał synowi w uniknięciu odpowiedzialności karnej.
Wyrok Sądu Okręgowego w Piotrkowie Tryb. nie jest jeszcze prawomocny.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?