Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szwadron Łękawski, czyli jak ochotnicy od Przedpełskiego na wojnę polsko-bolszewicką ruszyli

Ewa Drzazga
za: "Ochotnik - Niepodległościowiec 1914-1921" w 16. rocznicę zwycięstwa pod W. w dniu Święta O c h o tn ik a połączone ze Zjazdem b. Ochotników w Krakowie.
„Uszedłem już może ze dwa, trzy kilometry, kiedy na linijce dogonił mnie starszy jegomość. Przedstawił się jako Zygmunt Przedpełski, właściciel Łękawy (...) Przyjechał po mnie, gdyż PKU (Powiatowa Komenda Uzupełnień) w Piotrkowie wzywa mnie do telefonu. Wsiadłem na linijkę i pojechaliśmy z powrotem do Łękawy” - tak Wincenty Natkański, ułan pierwszego pułku ułanów krechowieckich, wspominał początek swojej przygody ze Szwadronem Łękawskim – ochotniczym oddziałem, który w lipcu 1920 roku formowano w Łękawie za pieniądze okolicznych ziemian. Ten zaledwie 21-letni żołnierz, który w okolicy znalazł się właściwie przez przypadek (skrócił urlop u rodziców w Jaksonku koło Piotrkowa i próbował złapać jak najszybszy pociąg do swojego pułku), miał zostać instruktorem oddziału, do którego ściągali gimnazjaliści, pracownicy folwarczni, nauczyciele i właściciele okolicznych folwarków. Nie mieli broni, koni, mundurów, a wiadomo było, że na front wyślą ich pewnie najdalej za kilka tygodni. Ale o tym w Łękawie mało kto wtedy myślał.

Łękawa odpowiada, gdy „Ojczyzna w potrzebie!”

Ale po kolei. Ofensywa Armii Czerwonej w maju 1920 roku doprowadziła do kryzysu politycznego w Polsce. Gdy 23 czerwca powstał nowy rząd Władysława Grabskiego, sytuacja na froncie była ni tyle groźna, co wręcz dramatyczna. 1 lipca zdecydowano o utworzeniu Armii Ochotniczej. Trzy dni później została wydana słynna odezwa do narodu Ojczyzna w potrzebie! Wszystkich zdolnych do noszenia broni wzywano w niej, by dobrowolnie zaciągali się w szeregi armii.

Zygmunt Przedpełski, wówczas 34-letni właściciel folwarku w Łękawie od razu po opublikowaniu tej odezwy zgłosił się na ochotnika. O jego porywczym i nieokiełznanym charakterze w okolicy krążyły legendy. I rzeczywiście – nawet przy tej okazji nie poprzestał na małym kroku.

Do samego siebie w roli ochotnika od razu na potrzeby armii dodał konie ze swojego majątku. Ale i na tym nie skończył – zaoferował, że stworzy u siebie oddział ochotników, którzy mogą do Łękawy zgłaszać się z całej okolicy. Na ich utrzymanie miał łożyć w głównej mierze on sam, a oprócz tego powołano komitet finansujący „Szwadron Łękawski” - bo właśnie tak szybko ochrzczono ten oddział.

Do Przedpełskiego dołączył Stanisław Bronikowski, właściciel pobliskiego Mierzyna (swoją drogą podobieństwa się przyciągały, podobno Bronikowski to z charakteru wypisz – wymaluj drugi Przedpełski). Do Łękawy błyskawicznie musieli przybywać ochotnicy, skoro 10 lipca ogólnopolska prasa pisała o formowaniu tego oddziału, liczącego już około 50 włościan – ochotników. Lada dzień miało się rozpocząć ich szkolenie na terenie majątku w Łekawie.

Dowództwo szwadronu w „Dominium Lękawa, Gorzelnia i Rybołóstwo”

A jak sytuacja wyglądała na miejscu? Zachował się przekaz Wincentego Natkańskiego, który w sumie przez przypadek został instruktorem szwadronu. Wynika z niego, że w Łękawie byli nie tylko włościanie i robotnicy folwarczni – jak to relacjonowała prasa.

Z relacji Natkańskiego wynika, że dużą część oddziału stanowili uczniowie piotrkowskiego gimnazjum, maturzyści czy młodzi ludzie, którzy ściągnęli tu z okolicznych majątków. Na miejscu była tylko niewielka część wszystkich zapisanych. Wielu ochotników z okolicy zgłosiło się do oddziału, po czym pojechali do domów gotowi wrócić, gdy tylko zaczną się ćwiczenia.

Pozostali w dzień siedzieli w parku przy pałacu, a w nocy spali na terenie folwarku. Ewidencję szwadronu prowadził niejaki pan Rybczyński, zarządca majątku. Według jego szacunków zgłosiło się już około 200 mężczyzn, wśród nich byli profesorzy gimnazjalni (m.in. znany malarz i pedagog prof. Franciszek Gnyp), nauczyciele szkół powszechnych, właściciele okolicznych majątków, studenci, a nawet pracownik warszawskiego magistratu, młodzież szkolna. Jeśli chodzi o osoby z doświadczeniem wojskowym, to zgłosił się je-den kapral i dwóch plutonowych.

Tylko 16 ochotników przyjechało się ze swoimi końmi, niewielu innych miało doświadczenie w hippice. Ochotników trzeba było uczyć, jak należy konia siodłać, czyścić, dopasowywać długość strzemion, siadać na konia, etc. Na pobliskim placu zorganizowano strzelnicę. Kiepsko wyglądała kwestia przygotowania do frontowych niedogodności.
Większość ochotników to wątli chłopcy de facto za młodzi, by walczyć. Z kolei wśród starszych nie brakowało takich, którym mocno przeszkadzały „brzuszki”.

Ponieważ na potrzeby tego oddziału wojskowego trzeba było wydawać różne kwity i zaświadczenia, wszelkie decyzje odnośnie Szwadronu Łękawskiego oznaczano pieczątką majątku „Dominium Łękawa. Gorzelnia i Rybołóstwo”. Nikt nigdy tych kwitów nie zakwestionował. Podobnie, jak pieczęci Wincentego Natkańskiego, którą przygotowano na poczekaniu na zwykłej drukarce dziecięcej – popularnej wówczas zabawce.

Trzeba było jednak zatroszczyć się o to, co najważniejsze, czyli o konie. Powiatowa Komisja Uzupełnień w Piotrkowie początkowo przygotowała dla łękawskiego szwadronu tylko 20 wierzchowców. Ostatecznie udało się ich przeprowadzić do Łękawy 180.

Przeprowadzić, bo zwierzęta powiązane w czwórki pieszo przeszły razem z tzw. koniowodami 30-kilometrową trasę z Piotrkowa do Łękawy. Potem ochotników czekały kolejne ćwiczenia, komisja lekarska (która - według relacji Natkańskiego - zdyskwalifikowała tylko jednego ochotnika, mocno podeszłego wiekiem) i nastąpiła wreszcie uroczysta przysięga szwadronu przed odjazdem na front.

Dwie przysięgi?

Z tą przysięgą ochotników jest dziś mały problem. Wydaje się bowiem, że w rzeczywistości były aż dwie przysięgi – pierwsza (może bardziej kameralna uroczystość?) w Łękawie, odbyła się 25 lipca 1920 roku i wspominał o niej „Dziennik Narodowy”. Z kolei inne źródła podają, że szwadron po uroczystej przysiędze na Rynku w Piotrkowie, został włączony do 6 pułku ułanów kaniowskich i 15 sierpnia wyruszył na front.

Szwadron Łękawski najpierw trafił do Będzina. Jak pisze Natkański, z części sformowano dwa plutony, z których jeden przydzielono do służby patrolowej przy dywizji piechoty, a drugi do dywizjonu artylerii. Pozostałych ochotników z Łękawy rozdzielono po szwadronach pułku.

W ten sposób “Szwadron Łękawski” jako oddzielna formacja przestał istnieć, ale to właśnie ochotnicy, którzy go tworzyli walczyli potem w słynnej bitwie pod Zasławiem. Trzech z nich za ten bój, a w szczególności za starcie z kawalerią baszkirską, otrzymało krzyże Virtutti Militari: Stanisław Bronikowski, Franciszek Gnyp i Henryk Sikorski (wówczas 16-letni chłopak!).

Walki trwały jeszcze do późnej jesieni. Większość ochotników została odesłana z frontu w listopadzie 1920 roku.

Czy w Łękawie zapomniano o szwadronie? Niekoniecznie, opinia publiczna jeszcze długo wybaczała Zygmuntowi Przedpełskiemu różne jego grzechy i zapewne zasługi w wojnie 1920 roku nie były tu bez znaczenia. Szwadron Łękawski okrył się przecież, jak o nim pisano po latach, „nieśmiertelną sławą”. W lipcu 1939 roku planowano nawet urządzenie zjazdu łękawskich kawalerzystów.

Ale że Przedpełski już nie żył, a Łękawa została sprzedana – zjazd miał się odbyć w Mierzynie, gdzie rezydował Stanisław Bronikowski. Jednak dawni kawalerzyści nie zdążyli się spotkać. 1 września 1939 przyszło im zmierzyć się z zupełnie innym wrogiem. O Szwadronie Łękawskim nikt już nie wspominał.

Szwadron Łękawski, czyli jak ochotnicy od Przedpełskiego na ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto