- Chcemy wygrać mistrzostwo. A, czy to będzie teraz, czy dopiero w piątym meczu w Bełchatowie? To bez znaczenia - mówią siatkarze PGE Skry.
W dwóch pierwszych spotkaniach w Bełchatowie gra była bardzo wyrównana. Pierwszy mecz wygrała Zaksa 3:2, a w drugim górą była PGE Skra, która zwyciężyła 3:1. Zarówno w jednym, jak i drugim meczu wyniki mogły być odwrotne, bo bełchatowianie mieli szansę na zwycięstwo w pierwszym spotkaniu, a Zaksa zaprzepaściła wielką okazję, by w drugim meczu doprowadzić do tie-breaku.
- To jest najwyższy poziom finału w historii ligi - uważa Daniel Pliński, środkowy PGE Skry, a wtórują mu pozostali gracze obu drużyn. Zaksa ma za sobą bardzo dobry sezon, bo grała już w dwóch finałach - Pucharu Polski i Pucharu CEV. W tym pierwszym uległa PGE Skrze 0:3, dzięki czemu rywalizacja o mistrzostwo Polski nie jest walką o miejsce w Lidze Mistrzów - bełchatowianie zapewnili je sobie wygrywając Puchar Polski, a Zaksa - awansując do obu finałów. Jeśli bełchatowianie będą mistrzami Polski, kędzierzynianie zagrają w Lidze Mistrzów jako finalista Pucharu Polski.
Obaj trenerzy - Jacek Nawrocki z PGE Skry i Krzysztof Stelmach z Zaksy - liczą na graczy, którzy w dotychczasowych meczach finałowych odgrywali marginalne role. As bełchatowskiej drużyny Michał Winiarski w dwóch pierwszych meczach zagrał zaledwie epizody, bo wcześniej przechodził ciężką anginę. Z kolei Sebastian Świderski z Zaksy przez pięć miesięcy leczył kontuzję, a na boisko wrócił w drugim meczu finałowym w Bełchatowie. - Mam nadzieję, że jeszcze w tym finale będę mógł pomóc drużynie - mówił po tym spotkaniu. Winiarski z dnia na dzień jest w coraz lepszej formie i nie jest wykluczone, że w środę znajdzie się w wyjściowym składzie. Jego powrót zdecydowanie wzmocni siłę ataku bełchatowskiej drużyny.
Drugi mecz w Bełchatowie pokazał, jak wiele zależy od zagrywki graczy z Bełchatowa. Gdy w dwóch pierwszych partiach raz po raz posyłali bomby z zagrywki, kędzierzynianie tracili swój największy atut, czyli Pawła Zagumnego. Rozgrywający kędzierzyńskiej drużyny, gdy tylko dostanie dobrze przyjętą piłkę, jest w stanie oszukać każdy blok na świecie. Gdy przyjęcie zagrywki jest słabsze, ataki Zaksy od razu są łatwiejsze do zatrzymania.
Siatkarze PGE Skry niechętnie wracają myślami do ubiegłorocznego finału z Jastrzębskim Węglem. Wówczas również pierwszy mecz przegrali 2:3, a drugi wygrali 3:1. Rok temu mistrzostwo Polski zdobyli na wyjeździe, wygrywając w Jastrzębiu-Zdroju 3:0 i 3:2. - Trener powiedział nam w szatni, że kto uwierzy w powtarzalność historii, tego tak historia kopnie w tyłek - mówił Bartosz Kurek, przyjmujący bełchatowskiej drużyny. On sam może spodziewać się nieprzyjemnego przyjęcia ze strony fanów Zaksy i to z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że w przeszłości był graczem kędzierzyńskiego klubu i do Skry przenosił się w atmosferze konfliktu z władzami klubu, a po drugie - po ostatnim meczu zaatakował prezesa Zaksy Kazimierza Pietrzyka. Pietrzyk w wywiadach poprzedzających finał zrzucał całą presję na drużynę Skry mówiąc, że jego zespół plan już wykonał. - To jest pieprzenie - skomentował te słowa Kurek.
Mecze w Kędzierzynie-Koźlu cieszą się wielkim zainteresowaniem kibiców, a bilety skończyły się już w poniedziałek. Nic w tym dziwnego, bo kibice Zaksy liczą, iż ich drużyna po ośmiu latach odzyska mistrzowski tytuł. Kędzierzynianie, pod nazwą Mostostal, zdobywali mistrzostwo Polski w 1998, oraz w latach 2000-2003. W 2004 roku mistrzem był zespół z Jastrzębia, a od kolejnego sezonu rozpoczęła się era Skry.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?