Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przejechali polonezem przez pół Afryki i spełnili marzenie o niezwykłej podróży [ZDJĘCIA]

Grzegorz Maliszewski
Podczas wizyty w Wybrzeżu Kości Słoniowej bełchatowianie Anita Pacholczyk i Piotr Hałaszkiewicz mogli skosztować pysznych kokosów prosto z drzew
Podczas wizyty w Wybrzeżu Kości Słoniowej bełchatowianie Anita Pacholczyk i Piotr Hałaszkiewicz mogli skosztować pysznych kokosów prosto z drzew Trapezowe Wojaże
Piotr Hałaszkiewicz i Anita Pacholczyk z Bełchatowa przejechali polonezem przez Afrykę i Europę. Zwiedzili trzynaście krajów, pokonując w pięć miesięcy prawie 25 tysięcy kilometrów. Jakie wspomnienia przywieźli z tej niezwykłej podróży?

Z bagażem wspomnień, ale też z małym niedosytem, wrócili do swojego rodzinnego miasta bełchatowianie Piotr Hałaszkiewicz i Anita Pacholczyk, którzy ostatnie pięć miesięcy spędzili w... polonezie caro. Tak przejechali przez Europę i Afrykę - z namiotem na dachu i przyczepką wyposażoną w kuchnię polową i prysznic turystyczny. Piotr Hałaszkiewicz do tej niezwykłej podróży przygotowywał się przez ponad rok. Kompletował części zapasowe, dostosował auto do afrykańskiego klimatu. Zdradza, że pasją do polonezów zaraził go tata, który w przeszłości posiadał auto tej marki. Gdy kilka lat temu szukał taniego i łatwego w naprawie auta do podróżowania początkowo chciał postawić na volkswagena caddy Mk1. Ostatecznie zdecydował się jednak na poczciwego „poldka” - jedno z najpopularniejszych polskich aut lat 90. I nie żałuje.

Do kraju bełchatowianie powrócili prawie dwa miesiące wcześniej niż zakładali, bowiem zabrakło im funduszy na dokończenie wyprawy. Wizy i wjazd do kolejnych afrykańskich krajów kosztowałyby bowiem majątek. Dlatego już podczas podróży zrezygnowali z przejazdu m.in. przez Gwineę, Liberię, Sierra Leone czy Senegal. - Ze względu na koszt wiz potrzeba było dodatkowe kilkanaście tysięcy złotych - zaznacza Piotr Hałaszkiewicz.

Bełchatowianie zwiedzili jednak w Afryce m.in. Maroko, Mauretanię, Mali oraz Wybrzeże Kości Słoniowej. W ciągu pięciu miesięcy przejechali polonezem caro w sumie 25 tys. kilometrów, odwiedzając łącznie trzynaście krajów w Europie i Afryce.

Jak zgodnie przyznają, gdy minęli tabliczkę Bełchatów w pierwszych dniach marca, towarzyszyło im uczucie ulgi, ale też poczucie, że podróż zbyt szybko minęła.

- Jak człowiek jest na „wolnym”, to niestety czas szybko leci. Na pewno czuliśmy ulgę, bo można było spotkać się z rodziną i znajomymi, z drugiej strony jednak był niedosyt, bo nie udało się zobaczyć wszystkich miejsc. Teraz te doświadczenia na pewno pomogą nam w planowaniu kolejnych wyjazdów.

Podczas afrykańskiej podróży wcale łatwo nie było, chociażby ze względu na wysokie temperatury. W grudniu czy styczniu wewnątrz poloneza, który nie posiada klimatyzacji, temperatura dochodziła nawet do 30 stopni Celsjusza. Pomysłowi podróżnicy i z tym sobie poradzili. Wewnątrz auta zamontowali tradycyjny wentylator, który dmuchał chłodnym powietrzem. Piotr swoje auto okleił też chromowaną srebrną folią , co sprawiało, że samochód tak szybko się nie nagrzewał.

Na pewno wyjątkowe było spędzanie sylwestra pod palmami na plaży w Wybrzeżu Kości Słoniowej. To było niezwykłe, że na początku stycznia mogliśmy chodzić w kąpielówkach cały dzień

Podczas podróży nie obyło się też bez drobniejszych usterek poloneza. Na południu Maroka dwa „kapcie” złapały opony w przyczepce. Niestety trzeba było kupić nowe. W dalszej części podróży doszły jeszcze awarie m.in. kostki stacyjki, modułu zapłonowego, rozrusznika i pompy wody.

- Było trochę problemów, ale mieliśmy części zapasowe. Co ciekawe, zaciski do hamulców podwiózł nam znajomy, który jechał w Rajdzie Budapeszt-Wamako. Umówiliśmy się po drodze w Mauretanii pośrodku pustyni i dostarczył nam paczkę z częściami - śmieje się Piotr Hałaszkiewicz.

Co zapamiętają z tej niezwykłej podróży?
- Na pewno wyjątkowe było spędzanie sylwestra pod palmami na plaży w Wybrzeżu Kości Słoniowej. To było niezwykłe, że na początku stycznia mogliśmy chodzić w kąpielówkach cały dzień - opowiada Piotr Hałaszkiewicz. - Z kolei święta Bożego Narodzenia obchodziliśmy w Mali. Pierwszy raz spędziłem wigilię w krótkich spodenkach wśród kąsających komarów - śmieje się bełchatowianin.

W afrykańskich wioskach źycie toczy się w inny sposób - kiedy słońce zachodzi, ludzie kładą się spać, a wstają wraz ze wschodem słońca

Piotr i Anita podczas kilku miesięcy podróży zobaczyli wiele niezwykłych miejsc, w których czas zatrzymał się dawno temu.
- Można powiedzieć, że nawet kilkaset lat temu. W niektórych wioskach nie ma prądu, a życie płynie zupełnie innymi tempem. Tak było np. w Mauretanii i Mali - opowiada bełchatowianin.
Jak dodaje, podczas podróży natknęli się na wioski, gdzie gdyby nie to, że jest poprowadzona droga asfaltowa, to można było odnieść wrażenie, że ludzie żyją jak w XV wieku.
- Nie ma tam pogoni za pieniądzem. Najważniejsze, to aby była woda w domu czy było co zjeść. Życie toczy się w inny sposób - kiedy słońce zachodzi, ludzie kładą się spać, a wstają wraz ze wschodem słońca - mówi Piotr Hałaszkiewicz.

Niebezpiecznych sytuacji, jak mówi, praktycznie nie doświadczyli. Nieprzyjemnie było tylko dwukrotnie w stolicy Mali i Wybrzeża Kości Słoniowej.

- Tam policja dosyć nas wymęczyła i musieliśmy zapłacić za przejazd - zdradza Piotr, który jednak zaznacza, że w większości przypadków spotykali się z przyjaznym nastawieniem. Bełchatowianie miło wspominają swój pobyt w Maroko, gdzie pomógł im Mohamed, student na Uniwersytecie w Rabacie, który przenocował ich w swoim mieszkaniu i zaprosił na obiad. W kolejnych miejscowościach wielką sensację wzbudzał polonez ze względu na swój srebrny kolor i namiot na dachu, który miejscowi często mylili z łodzią. Mieszkańcy wiosek często im też pomagali, gdy polonez zakopał się w pustynnym piasku. Tak było tuż przed granicą pomiędzy Mali i Wybrzeżem Kości Słoniowej. Gdy Piotr samodzielnie próbował łopatą wykopać auto z piasku, momentalnie zatrzymywali się samochodami kolejni młodzi ludzi, którzy pomogli wypchnąć poloneza.

Wizyta w Afryce to dla bełchatowian również ciekawe doświadczenia kulinarne.
- W Afryce kupowaliśmy głównie warzywa, mięsa nie odważyliśmy się kupić, bo nie ma tam chłodziarek. Wzięliśmy też z Polski sporo gotowych dań - opowiada Piotr.

Zgoła inaczej było w Wybrzeżu Kości Słoniowej, gdzie przez kilka dni bełchatowianie biwakowali przy samej plaży, ciesząc się pięknymi widokami i szumem fal pobliskiego oceanu. Na miejscu mogli skosztować świeżych bananów czy kokosów. Codziennie mogli próbować świeżych ryb złowionych przez miejscowych rybaków. Miejscowy kucharz uczył też podróżników, jak przygotować lokalne potrawy. Kosztowali też przekąsek, jak np. frytki bananowe.

- Choć nie zrealizowaliśmy w całości założonego planu, to jednak dojechaliśmy do punktu końcowego i udało nam się szczęśliwie wrócić. Może przez ten nasz wyjazd uda się zachęcić ludzi do podróżowania. Zebraliśmy bagaż doświadczeń, a w kolejną podróż na pewno wyruszymy jeszcze w tym roku. Weźmiemy udział w rajdzie Złombol z Polski do Grecji - mówi Piotr Hałaszkiewicz.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto