Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Pożary, jarmarki i bieda nasza” czyli wielki lament nad Bełchatowem

Ewa Drzazga
Ulica Kościuszki w 1914 roku, czyli główna bełchatowska arteria - bita droga pełna wybojów, biednie odziani ludzie i liche płoty. Taki Bełchatów opisywał Anszperger
Ulica Kościuszki w 1914 roku, czyli główna bełchatowska arteria - bita droga pełna wybojów, biednie odziani ludzie i liche płoty. Taki Bełchatów opisywał Anszperger Arch. prywatne
Nie miał wykształcenia, wpływów, nie urodził się bogaty. Był zwykłym tkaczem z Bełchatowa, który z całą rodziną zarabiał na życie w domowym warsztacie. A jednak to właśnie jego listy - relacje, które Antoni Anszperger, wysyłał do redakcji „Zarania” wzbudzały takie kontrowersje, że dyskutowano o nich miesiącami, a fragmenty były przedrukowywane w innych pismach.

Dzięki nim wiemy, jak wyglądały bełchatowskie realia lat 1911-13, choć czytając je pamiętajmy, że obiektywizmu trudno po nich oczekiwać.

„Są także w Bełchatowie cztery karczmy, a potajemnych przeszło 10 i jeden monopol, a szkół zaledwo dwie. Przed jarmarkiem karczma sprowadza furę wódki i to wszystko wyjdzie w poniedziałek przy jarmarku, i kaszankę zjedzą tak, że nieraz w karczmie wódki, a u rzeźnika kaszanki nic nie pozostanie”. List, który 9 listopada 1911 roku ukazał się w wydawanym w Warszawie „Zaraniu”, wstrząsnął nie tylko Bełchatowem, ale i całą gubernią piotrkowską, a (wnosząc po dyskusji, która się potem rozpętała) może i sąsiednimi guberniami.

Bo nawet w „Zaraniu” - piśmie ludowym, wyklętym przez Kościół i propagującym nowe formy gospodarowania, list Antoniego Anszpengera, tkacza z Bełchatowa był wydarzeniem niezwykłym: pokazywał całą smutną rzeczywistość prowincjonalnego miasteczka, w którym czas liczony jest od jarmarku do jarmarku, a nałogowi „jarmarkowania” towarzyszy nieustanne picie wódki, któremu poświęcają się i starzy, i młodzi. O tym, by przerwać to błędne koło nikt nie myśli. Wesele, pogrzeb, chrzciny, kupno krowy na jarmarku - wszystko trzeba było opić.

List Anszpergera zajął w „Zaraniu” całą stronę, doczekał się też komentarza redakcji. „Co powyżej czytamy o okolicy Bełchatowa, z małymi wyjątkami da się powiedzieć o całym Piotrkowskim” - pisano. Fragmenty listu bełchatowskiego tkacza przytoczył w swoim „Bełchatowie i jego historycznych awansach” Apoloniusz Zawilski, wówczas służyły one za przykład fatalnego położenia chłopów i robotników w początkach XX wieku.

Powielane były także w późniejszych pracach historyków i służyły udowodnieniu różnych tez - od antysemityzmu, po antyklerykalizm. Nie odnotowano tylko, że list ten miał swój ciąg dalszy, a relacji z Bełchatowa i o Beł-chatowie było więcej. A że „Zaranie” (jak się dziś szacuje) miało wówczas około 50 tys. czytelników, publikacje te nie trafiały w próżnię.

„Mniej się dziwięciemnym tłumom”

Bodaj czy nie „najmocniejszym” przekazem był ten z grudnia 1913 roku, w którym Antoni Anszperger podsumował stosunki panujące w mieście. Nie pozostawił suchej nitki ani na duchownych, ani na lokalnym establishmencie. Jego relacja daje też doskonały obraz tego, jak stał w mieście drobny handel oraz rzemiosło.

Spośród instytucji działających w Bełchatowie tkacz wymieniał najważniejsze: dwa szynki, dwa kościoły, katolicki i ewangelicki, synagoga, kilka domów modlitwy i 12 chederów, ale tylko trzy szkoły początkowe i jedna dwuklasowa prywatna. Do tego (wymieniając za Anszpergerem) dwie kasy pożyczkowe, towarzystwo gimnastyczne, kinematograf, straż ogniowa, telefon, poczta, urząd gminy, sąd gminny, zarząd akcyzy, monopol, apteka, doktor, dwóch felczerów - samouków Żydów i za staraniem obywateli w przyszłym roku będzie rejent, otwarty będzie też telegraf, szkoła początkowa dla dziewcząt i dwuklasowa szkoła miejska.

Zdradza przy tym kulisy działalności jednej z kas zapomogowo - pożyczkowych w Bełchatowie, która opierała się na kapitałach składanych przez chrześcijan, a wypożyczanych przeważnie Żydom. „Dla ścisłości dodaję, że prezesami zarządu tej kasy są ksiądz i miejscowy doktór” - pisał Anszperger. Czy po takiej deklaracji można się zdziwić, że publikacja tego typu nie przechodziła bez echa?

Na tym nie koniec, bo Anszperger ujawniał też stosunki biznesowe. W mieście funkcjonowało 9 tkalni mechanicznych („w tym dwie chrześcijańskie”), które w jego ocenie zatrudniały około tysiąca ludzi. Oprócz tego było około 3 tysięcy domowych tkaczy i chałupników, spośród których zaledwie jeden bezpośrednio handlował z odbiorcami.

Pozostali skazani byli na pośrednictwo tzw. liwerantów, których było około 30. Zakłady działające w mieście to także „dwie cegielnie chrześcijańskie, jeden browar, jedna mechaniczna stolarnia i jedna ślusarnia. W rękach żydowskich jest tartak i młyn. Obecnie przedsiębiorca, Polak, buduje drugi młyn własny” - wyliczał. Do tego dodaje składy win, apteczny, osiem składów spożywczych, i do tego prawie sto sklepów żydowskich, sprzedających różne towary.
Anszperger pokusił się też o zestawienie liczby zakładów fryzjerskich, piekarzy, szewców, krawców, kowali, szklarzy, zegarmistrzów, etc. Dzięki niemu wiadomo też, że w 1913 roku w Bełchatowie działała kawiarnia, zakład telefoniczny i cztery miejsca serwujące piwa i wódki, a oprócz tego masa nielegalnych żydowskich wyszynków.

Na odrębny akapit zasłużyła w jego relacji służba zdrowia. Na cały Bełchatów przypadał zaledwie jeden „prawdziwy” doktor, który „nie jest w stanie wszędzie nadążyć”, więc z konieczności zastępują go dwaj Żydzi, którzy nazywają siebie felczerami. Ale najlepsza była obserwacja, że w Bełchatowie „mamy i znachora, który z porad lekarskich zdążył postawić kamienicę, kupić gospodarkę i na dodatek zebrać kilka tysięcy rubli”.

Anszperger ubolewał nad tym stanem: „mniej się dziwię ciemnym tłumom, które udają się o pomoc do taki znachorów, ale jakże krzywdzą ludzi, co mają wpływ na niego, a nie uświadamiają go”. I piętnował aptekarza za to, ze wydaje leki na recepty od takich „doktorów”.

Dziś trudno nie zauważyć antysemityzmu w relacji Antoniego Anszpergera. Jednak można założyć, że dane, które przedstawia są prawdziwe, a relacje międzyludzkie odpowiadają rzeczywistości.

Anszperger „chłop nie byle jaki”

Poglądy reprezentowane przez tkacza były tak zdecydowane, iż nic więc dziwnego, że Antoniemu Anszpergerowi powiedziano „sprawdzam”. Pierwszy raz już w lutym 1912 roku. „Weryfikacja” nastąpiła również na łamach „Zarania”, a jej autorem był Antoni Sapor z Zelowa. List bełchatowianina skłonił go to tego, by „zobaczyć, hak też on tam sobie gospodarzy”, bo „to musi być chłop nie byle jaki”.

Co z tego dochodzenia wyniknęło? Okazało się, że Anszperger ma prawo krytykować bełchatowskie obyczaje i realia, bo majątek, którego się dorobił, zawdzięczał tylko własnej pracy i umiejętnościom. Pracował na czterech warsztatach razem z dziećmi, specjalizowali się w produkcji płócienka różnych gatunków, które potem były dostarczane wprost do odbiorców, bez żadnych pośredników. Jak donosił Sapor, tylko w czasie wizyty zelowianina, do Anszpergera dotarły trzy zamówienia na towar. Do tego „ma on gruntu trzy morgi (…), bydło jak łanie, porządek w domu i gospodarstwie jak rzadko”.

O jakości jego pracy świadczy m.in. to, że w 1910 roku zdobył za swoje rękodzieło złoty medal podczas wystawy w Częstochowie. Należał też do Towarzystwa Popierania Przemysłu Domowego czy Ludowego w Warszawie. I, jak sam przyznawał, zapisał się do niego w nadziei, że uda się w ten sposób zapewnić jakąś pomoc czy opiekę dla rzeszy zwykłych tkaczy w małych miasteczkach i wsiach.

O swoim rozczarowaniu tym przedsięwzięciem, które de facto było towarzystwem wzajemnej adoracji, również pisał na łamach „Zarania”. Zrobił to we właściwy sobie, bezpośredni sposób. „Rozeszli się wszyscy, a ja myślałem sobie: czy to kpiny, czy nie kpiny” - podsumował spotkanie. Ten jego list Anszpergera, podobnie jak wiele poprzednich, znów wzbudził dyskusję. Jego fragmenty przedrukowano nawet w miesięczniku „Kultura Polska”, wydanym w lipcu 1912 roku. I na tym chyba się skończyło, bo prasowe relacje, choć płomienne, świata nie naprawiły.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto