Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pożar składowiska odpadów w Zelowie w 2012 roku. Prokurent wiedział, ale nie powiedział...Czy przyczynił się do pożaru?

Ewa Drzazga
Czy prokurent firmy, która w centrum Zelowa składowała i przetwarzała odpady (również te niebezpieczne) nieumyślnie przyczynił się do wybuchu gigantycznego pożaru we wrześniu 2012 roku? Krzysztof G. zasiada na ławie oskarżonych, a o jego winie rozstrzygnie sąd.

Firma, której prokurentem był w 2012 roku Krzysztof G., składowała w Zelowie odpady od 2010 r. Wynajmowała w tym celu pomieszczenia przy ul. Żeromskiego od łódzkiej spółki Mistral-Elast. W sąsiednich sektorach działalność prowadziły inne firmy. Właśnie przedstawiciele Mistrala, czyli właściciela nieruchomości (występuje on obecnie jako oskarżyciel posiłkowy), jeszcze przed fatalnym pożarem alarmowali, że działalność firmy składującej i przetwarzającej odpady może zakończyć się nieszczęściem. Bez większego echa.

Aż do nocy z 4 na 5 września 2012 roku dozorca strzegący terenu zauważył, że w hali, w której znajdowały się odpady, dostrzegł błyski, chwilę potem pod dachem dostrzegł kłęby dymu. Była godz. 23.55, ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Na miejscu było jeszcze troje pracowników jednego z zakładów. To właśnie dla ich życia, jak ocenili to potem biegli, pożar stanowił zagrożenie. W akcji gaśniczej uczestniczyło 35 jednostek straży pożarnej. Prowadzono ją do rana, dogaszanie trwało jeszcze ponad dobę. Ogień strawił głównie pomieszczenia wynajmowane przez firmę, gdzie składowane były palne odpady przemysłowe i komunalne, spaliły się maszyny do rozdrabniania i transportu odpadów (część była przez firmę leasingowana), czy dostawcze auto należące dotejże spółki. Jednak straty poniosła nie tyle firma składująca odpady, co właściciel nieruchomości. Szkody oszacowano na niemal 5,5 mln zł, przy niespełna 335 tys. zł wypłaconego odszkodowania.

Wiedział, ale nie powiedział

Śledztwo, które wszczęto po pożarze, wykazało nieprawidłowości. Okazało się np. że zgodnie z decyzją starosty, firma reprezentowana przez Krzysztofa G., powinna się zajmować produkcją paliwa alternatywnego oraz gospodarką innymi odpadami i decyzja ta obejmowała zgodę na gospodarowanie również odpadami niebezpiecznymi. Nie miała jednak pozwolenia na niszczenie wyrobów tytoniowych i alkoholowych, a na tego typu działalność firma podpisała umowę z Izbą Celną. Jak się okazało, właśnie w dniu pożaru, w godzinach popołudniowych narozdrobnione odpady wylano kilkaset litrów alkoholu etylowego, bo tak go właśnie utylizowano. Według ustaleń biegłego w zakładzie nie istniały systemy wietrzenia, a feralnego dnia nasączone paliwo pozostało w hali magazynowej. W efekcie, również według opinii biegłych, doszło do samozagrzewania się i w konsekwencji do samozapalenia zmielonych odpadów składowanych w hali na pryzmie.

Jeszcze w kwietniu 2012 roku komendant bełchatow-skiej jednostki Powiatowej Straży Pożarnej nakazał sporządzenie instrukcji bezpieczeństwa pożarowego dla tej właśnie firmy składującej i przetwarzającej odpady. Był to efekt wcześniejszych kontroli i stwierdzonych uchybień. Osobą odpowiedzialną za zlecenie opracowania instrukcji był Krzysztof G. i to właśnie na podstawie udzielanych przez niego informacji technik pożarnictwa miał przygotować instrukcję dla zakładu. Ale udzielając tych informacji Krzysztof G. nie napomknął nawet, że w firmie składowane są odpady niebezpieczne, w przypadku których może dojść do ich samozagrzewania się i zamozapłonu. Właśnie to stało się przyczynkiem do oskarżenia prokurenta Krzysztofa G. o nieumyślne sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu ludzi oraz mieniu w wielkim rozmiarach. Jak ustalili śledczy, przez to, że Krzysztof G. nie podzielił się swoimi informacjami ze specjalistą, w instrukcji nie znalazły się wytyczne na wypadek takiego zdarzenia, nie zostały także określone sposoby zapobiegania procesowi samozagrzewania. W konsekwencji w halach wynajmowanych przez firmę składowane były m.in. odpady, na które spółka nie miała pozwoleń i które przechowywano w pomieszczeniach nieprzystosowanych do tego w sposób zagrażający zdrowiu i życiu ludzi. Właśnie w następstwie tych działań doszło, zdaniem prokuratury, do pożaru.

Sprawa toczy się przed Sądem Rejonowym w Bełchatowie. Zgromadzono w niej już blisko 20 tomów akt. O tym, że śledztwo nie szło „jak po maśle” świadczy fakt, że sprawa pożaru z 2012 roku do sądu trafiła dopiero w 2017 roku!

Krzysztof G. nie przyznał się do winy. Na etapie śledztwa złożył wyjaśnienia, jak podkreślają śledczy, sprzeczne z materiałem dowodowym i kwestionujące opinie biegłego. Przed sądem również nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Zapowiedział, że wypowie się dopiero na zakończenie postępowania, gdy będzie się mógł odnieść do całego materiału dowodowego.

Firma, którą kierował, już w Zelowie nie funkcjonuje. Wyprowadziła się dopiero jakiś czas po kolejnym pożarze, do którego doszło w 2013 roku. Wtedy paliły się składowane na zewnątrz odpady.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: POŻAR SKŁADOWISKA ODPADÓW W ZELOWIE W 2013 ROKU

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto