Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polonia Warszawa - PGE GKS Bełchatów 2:1. Przegrali czwarty mecz

Paweł Hochstim
Po raz czwarty w tym sezonie piłkarze PGE GKS Bełchatów przegrali mecz i właśnie rozpoczęli drugi rok bez wyjazdowego zwycięstwa. Strach pomyśleć, co byłoby, gdyby stadion w Bełchatowie był np. przebudowywany, a piłkarze musieliby grać na obcych boiskach. Pewnie już dawno spadliby z ekstraklasy...

Kibice bełchatowskiej drużyny, wpisujący się na forach internetowych, nie ukrywają, że mają już dość słabej postawy zespołu. A tłumaczenia bełchatowskich piłkarzy i ich trenera, że wszystko byłoby dobrze, gdyby w zespole był środkowy pomocnik, wydają się niestosowne.

Najpierw trener Paweł Janas. Przecież to on zgodził się na sprzedanie do Śląska Wrocław Mateusza Cetnarskiego, bo "mamy Miroslava Bożoka, a ofensywnego pomocnika może zagrać też Dawid Nowak". Warto podkreślić, że Cetnarskiego, w przeciwieństwie do Macieja Małkowskiego, GKS mógł zatrzymać, bo piłkarz nie miał wpisanej do kontraktu tzw. klauzuli odejścia. Oczywiście, dziś trudno powiedzieć, czy z Cetnarskim bełchatowianie osiągaliby lepsze wyniki, ale nie mieliby przynajmniej łatwej wymówki.

Teraz czas na ocenę piłkarzy, którzy prawie w komplecie zawodzą w tym sezonie. Prawie każdy z tych, którzy byli w PGE GKS w ubiegłym sezonie, może oprócz Łukasza Sapeli, gra poniżej oczekiwań, a zawodnicy, którzy przyszli w letniej przerwie prezentują się gorzej od tych, którzy z Bełchatowem się pożegnali. Czy Maciaj Szmatiuk gra lepiej od Marcina Drzymonta? Czy Bożok jest lepszy od Cetnarskiego? Nie, obaj są słabsi od swoich poprzedników. Już zresztą żartuje się, że skoro kupowało się piłkarzy z Arki, to się gra... jak Arka. Na dziś realnym wzmocnieniem bełchatowian jest tylko wypożyczony z Legii Warszawa Damian Zbozień.

Bełchatowianie w tym sezonie prezentują się słabo nie tylko piłkarsko, ale również fizycznie. Niemal we wszystkich meczach są wolniejsi od swoich rywali, a pierwszy sobotni gol dla Polonii, gdy Bruno wykorzystał podanie... bramkarza Sebastiana Przyrowskiego i wyprzedził wszystkich obrońców PGE GKS najlepiej to potwierdzają.

Optymiści powiedzą po meczu z Polonią, że bełchatowianie zagrali lepiej, niż w poprzednim spotkaniu w Zabrzu. Rzeczywiście, w starciu z Górnikiem piłkarze Janasa oddali jeden strzał, a w Warszawie na bramkę Przyrowskiego kopnęli piłkę "aż" sześć razy. W dodatku zdobyli gola, co w dwóch poprzednich meczach - z Lechem Poznań i Górnikiem - im się nie udało. Ale trzeba dodać też, że Polonia grała bardzo przeciętnie, co potwierdził po meczu jej trener Jacek Zieliński.

Nie można szukać też popularnej wśród polskich piłkarzy wymówki, że "mecz nam się źle ułożył". Przeciwnie, to gracze Polonii mogliby to powiedzieć, bo przecież w 14. minucie stracili gola. Największa w tym zasługa Zbozienia, który pokazał, że nie jest tylko piłkarzem defensywnym. Wypożyczony z Legii zawodnik zabawił się z Adamem Kokoszką, ogrywając go dwa razy, a później idealnie dośrodkował na głowę Dawida Nowaka. Napastnik bełchatowskiej drużyny ładnie uderzył, a Przyrowski - w swoim stylu - nie podjął próby obrony.

Niestety, koszmarny błąd całej defensywy cztery minuty później skończył się golem Bruno. A później było jeszcze gorzej, bo Polonia miała wyraźną przewagę, a jedynym piłkarzem PGE GKS, który sprawiał problemy defensorom warszawskiego klubu, był Tomasz Wróbel. Ten sam, który w trzech ostatnich meczach wchodził tylko z ławki rezerwowych.

Zaraz po przerwie Wróbel kapitalnym strzałem sprawdził koncentrację Przyrowskiego, a w 52. minucie bełchatowianie już przegrywali 1:2, a duża w tym zasługa aż trzech obrońców GKS. Najpierw Maciej Mysiak, który tuż przed meczem zastąpił kontuzjowanego na rozgrzewce Jacka Popka, pozwolił, by Bruno dośrodkował piłkę w pole karne, a później Pavel Sultes wyskoczył wyżej, niż Maciej Szmatiuk (różni ich 10 cm, oczywiście na korzyść Szmatiuka), a piłkę z bliska do siatki skierował Łukasz Teodorczyk, bo nie upilnował go Mate Lacić. To był gol, którą powinno się pokazywać wszystkim młodym obrońcom, by wiedzieli, jak nie należy grać...

Bełchatowianie mieli jeszcze 38. minut, by odrobić straty, ale już do końca meczu nie stworzyli ani jednej sytuacji bramkowej. A przy Konwiktorskiej przegraliby wyżej, gdyby nie strzelecka indolencja Daniela Sikor skiego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto