„Polityka”: Jak wielki manipulator dał się zmanipulować rzeczywistości
Kto manipulacją wojuje, ten od manipulacji ginie. Wygląda na to, że jedną z intencji Patryka Vegi podczas przystępowania do pracy nad kolejnym filmem było pokazanie deprawującej mocy polityki i władzy, przyciągającej jednostki socjopatyczne, zarazem niszczącej i brukającej tych, których wcześniej wynosi. Do pewnego stopnia, również bez związku z klubowymi barwami, bo - jak mówi jeden z bohaterów „Polityki” - partie są jak ule, z królową i robotnicami, a w demokracji chodzi jedynie o to, że ul z ulem się napier...
CZYTAJ DALEJ >>>>
Tymczasem - podejrzewam, że dzięki ego i przekonaniu o słuszności takiej strategii marketingowej - Patryk Vega dał się wpuścić w rolę wojownika, który staje z otwartą przyłbicą wobec sił ciemnej strony, wychodzi z podziemia i narażając siebie oraz bliskich maczugą prawdy zmiecie z foteli rządząca ekipę. Wpisywanie się produkcji w „wojnę” polsko-polską umiejętnie podkręcali reprezentanci i zwolennicy obu uli, a Patryk Vega chętnie budował ów nastrój w materiałach promocyjnych, w których śmiało i groźnie spoglądał na podstępnych wrogów spode łba. Zrodziły się frontowe oczekiwania nie przystające do filmu reżysera. A tych „Polityka” spełnić nie może. I tak film stał się zły nie tylko z powodu braku umiejętności (nie mylić z talentem czy doświadczeniem) jego twórców, ale również manipulacji czysto wyborczej. Polityka zwyciężyła „Politykę”.