Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Głowacki jedzie na Papaku po spełnione marzenia

Ewa Drzazga
Piotr Głowacki na skuterze pokonał tysiące kilometrów przemierzając na skuterze przez całą Azję
Piotr Głowacki na skuterze pokonał tysiące kilometrów przemierzając na skuterze przez całą Azję Archwium prywatne
Piotr Głowacki na „Papaku” przejechał 20 tys. km m.in. przez Iran, Afganistan, śniegi Rosji i Kanady. Jest niezniszczalny?

W górach Tadżykistanu, na wysokości ponad 4 tys. metrów, powietrze jest już tak rzadkie, że nie tylko nie ma czym oddychać - nawet silnik gaśnie. Piotr Głowacki „Papaka” musiał pchać po górskich ścieżkach, żeby przedostać się dalej. Gdy wieczorem dotknął swojej twarzy, przeraził się, bo była cała w strupach - od poparzeń słonecznych. W Afganistanie musiał przebrać się w chapan - tamtejsze męskie ubranie, na głowę włożył turban i podpowiedziano mu, żeby w ogóle się nie odzywał - aby nie kusić losu. Pod Irkuckiem panowała za to taka zima, że do skutera przymocował płozy. A w Kanadzie uderzył w niego rozpędzony pirat drogowy.

- Były ciężkie momenty - przyznaje 32-latek. - Ale jeśli ma się marzenia, to trzeba je spełniać nawet, jeśli to jest bardzo trudne - mówi i zapowiada, że gdy stanie na nogi, będzie podróż dookoła świata na skuterze kontynuował. Niezniszczalny jak Terminator? Nie, choć Piotr tak samo, jak filmowy bohater zapowiada: „I’ll be back” (wrócę).

Papaka trzeba pozlepiać

Gdy Piotr Głowacki w maju 2016 roku ruszał w swoją podróż, planował półroczną wyprawę do Władywostoku. Do pokonania (w obie strony) było 32 tys. km. Przy okazji miał pobić rekord Guinessa w długości trasy przejechanej na skuterze. Plany trzeba było modyfikować na bieżąco, tak samo jak trasy - bo przecież Piotr miał przejeżdżać przez tereny objęte działaniami wojennymi. Udało się ominąć Donbas, ale koniec końców trzeba było przedzierać się przez Afganistan. Ostatecznie na jego szlaku znalazły się kolejno Ukraina, Rosja, Gruzja, Azerbejdżan, Iran, Turkmenistan, Afganistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan, Kazachstan, Rosja, Mongolia i znów Rosja. We Władywostoku, który miał być celem podróży, był w listopadzie. Rekord Guinessa był już dawno pobity, ale bełchatowianin musiał zdecydować, co dalej - przedzieranie się na „Papaku” na zachód przez Syberię - to praktycznie było niewykonalne. Postanowił więc podjąć nowe wyzwanie i objechać na skuterze świat. Z Władywostoku promem przepłynął do Korei Płd., a stamtąd wyprawił skuter do Kanady. Plan zakładał przejechanie Ameryki Płn. z zachodniego wybrzeża na wschodnie, by stamtąd przedostać się do portugalskiego Porto. A to już przecież tylko „rzut beretem” do kraju.

Okazało się jednak, że góry Tadżykistanu czy Talibowie w Afganistanie wcale nie są groźniejsi niż rozpędzony pirat na autostradzie. Niedaleko Calgary w Kanadzie „Papaka” staranował samochód. Dla Piotra skończyło się na otwartym złamaniu nogi. Transport helikopterem do szpitala, operacja i ... konieczność powrotu do kraju. Dziś jest już w domu, ale długo tu miejsca nie zagrzeje.

- Jak tylko lekarze pozwolą, wracam do Kanady kontynuować wyprawę - deklaruje Piotr. Ortopedzi mówią o 6-9 miesiącach rehabilitacji. Głowacki zakłada, że za 3-4 miesiące będzie na nogach. - I trzeba poskładać „Papaka”, musi mieć plastikowe elementy, na których podpisało mi się tyle osób. Po wypadku właściwie nic z niego nie zostało. Ale przecież nie z takich opresji wychodziliśmy - dodaje Piotr. I opowiada o tej rocznej wyprawie, której nie powstydziłby się nawet Tony Halik. I podczas której przekonał się, że w ograniczonym zakresie język polski znają wszędzie. „Na zdrowie” i mało parlamentarne słowo na „k” to wyrażenia równie uniwersalne jak „ok” i „hallo”.

Z fasonem, pod karabinami

Trudność wyprawy polegała nie tylko na tym, że Piotr Głowacki z „Papakiem” miał się przedzierać przez kraje, którym daleko do określenia „bezpieczne”. Skuter 49cc to nie jest maszyna do pokonywania górskich tras, pustyń czy pracy w temperaturze 40 stopnic Celsjusza na plusie i 20 stopni na minusie. „Papak” wymagał wielu napraw, a skąd do takiej maszyny wziąć części np. w Iranie? Zresztą nie tylko „Papak” cierpiał. Także Piotr momentami z trudem już znosił koszmarne upały, a potem dotkliwe mrozy. A do tego jego wyprawa to nie podróż „all inclusive”. Chociaż czasami mógł się czuć jak VIP.

- W Afganistanie, tuż po przekroczeniu granicy, miejscowy generał postanowił dać mi eskortę, żebym bezpiecznie przedostał się przez teren, który jemu podlega - opowiada Piotr. - I jechaliśmy w konwoju: wozy opancerzone, a w nich żołnierze w pełnym uzbrojeniu, a po środku ja na „Papaku”. Temperatura ponad 40 stopni, a my jedziemy 50 km/h. W końcu jeden z oficerów nie wytrzymał i mówi: „Nie możesz szybciej?” - to tylko jedna z niezliczonych anegdot, jakie Piotr przywiózł z tej wyprawy. Opowiada, jak służby dyplomatyczne chciały go wyprawić do Indii, jak polska ambasada w Teheranie wyszukała w kraju osoby lecące do Iranu, które mogłyby przywieźć mu części do skutera, jak zatrzymywał go każdy milicyjny patrol na drogach w Rosji - żeby zrobić sobie z nim zdjęcie, bo „Papak” obrósł już tam legendą. Albo o tym, jak przemierzał na skuterze Pamir Highway i jako pierwszy człowiek na świecie pokonał w ten sposób wysokość 4.600 m npm. - Wyglądało to tak, że najpierw było 10 metrów pchania „Papa-ka” pod górkę, a potem 20 minut odpoczynku, bo na tej wysokości to taki wysiłek, po którym brakuje tchu - opowiada 32-latek.

Nie dałby rady, gdyby nie ludzie, z których życzliwością spotykał się na każdym kroku. W Tadżykistanie, w górach, mieszkańcy jednej z wiosek najpierw holowali go przez kilka kilometrów, a potem ugościli. W domu do jedzenia było niewiele ponad mleko i chleb. Gdy przyszło słodzić, sami obyli się bez cukru, żeby Piotr mógł wypić słodką herbatę. - Z taką życzliwością spotkałem się właściwie w każdym kraju - opowiada Piotr Głowacki. O niektórych napotkanych ludziach może powiedzieć, że zawdzięcza im życie. - Dziś mogę powiedzieć, że nie wiem, czy udałoby mi się wyjechać z Afganistanu, gdyby nie grupa osób, które dała mi ubrania, pokazała, jak się zachowywać, pomogła wtopić się w tłum, żeby nie kusić losu i przetrwać - mówi. Albo przykład z Kanady - gdy potrącił go kierowca (jak się okazało był poszukiwany przez policję, postawiono mu ponad 20 zarzutów), motofani zaczęli zbierać dla niego pieniądze. Nie znali Piotra, ale postanowili pomóc. - Wiele osób mówiło mi tam potem, że jest im zwyczajnie wstyd, że przejechałem Afganistan, Iran, czy dzikie góry, a wyprawę przerwał mi kierowca z Kanady - dodaje Piotr.

W domu nie na długo

- Miałem wielkie szczęście - ocenia dziś Piotr. Bo było mu dane spotkać tych wszystkich ludzi, bo mógł mieszkać w ich domach, bo zetknął się z tak odmiennymi kulturami, bo poznał smak tylu kuchni świata (koreańska według niego jest najlepsza). Ale także dlatego, że 15 maja miał ów fatalny wypadek, a sześć dni później wygasało mu ubezpieczenie, jakie jeszcze przed rozpoczęciem wyprawy wykupiło dla niego bełchatowskie starostwo.

- Obejmowało wszystkie kraje świata. Na szczęście, bo leczenie w Kanadzie jest piekielnie drogie, spłacałbym je chyba ze 20 lat - mówi Piotr. Starosta Waldemar Wyczachowski deklaruje, że gdy Głowacki będzie ruszał do Kanady, by wznowić wyprawę, w plecaku będzie miał nową polisę ufundowaną przez starostwo. - Chcę spełnić swoje marzenie o przejechaniu na „Papa-ku” dookoła świata, a potem daję sobie co najmniej kilka lat spokoju - mówi Piotr i przyznaje, że roczna wyprawa trochę go zmęczyła. Ale czy normalne życie go nie zmęczy? I czy schabowy z kapustą wystarczy, gdy przypomni sobie smak arbuza, którym na szosie w Kazachstanie poczęstował go kierowca ciężarówki?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto