Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pierwszy raz na Woodstocku. "Do Kostrzyna nad Odrą powinni organizować wycieczki szkolne"

Kinga Czernichowska
Przystanek Woodstock to festiwal, o którym krąży tyle kłamliwych opinii, że strach tam jechać. Ale kiedy już w końcu zdecydowałam się wsiąść w pociąg do Kostrzyna z biletem w jedną stronę, wiedziałam, że zrobiłam najlepszą rzecz w swoim życiu.

Zobacz też:

Przyjaciele wolą inne festiwale. Takie, na których można się umyć w ludzkich warunkach i spać w hostelu, a wieczorami bawić się na koncertach. Mój były nie odnajdywał się na masowych imprezach. Stałam więc przed wyborem: jadę na Woodstock sama albo wcale. Pójdę na całość i być może przeżyję przygodę życia, a w najgorszym wypadku powiem sobie, że to nie dla mnie albo będę wypominać sobie, że zbieram się na tę imprezę trzeci rok z rzędu i znowu nici. Trudno, raz kozie śmierć: idę na całość. Pojadę sama, kupię bilet do Kostrzyna, a o tym, jak stamtąd wrócić, pomyślę później.

Mit numer jeden: Jazda pociągiem do Kostrzyna to szaleństwo

Bardziej niż sam Przystanek Woodstock przerażała mnie myśl o tym, jak tam dojechać. Za wszelką cenę chciałam uniknąć jazdy pociągiem. Byłam już tak zdesperowana, że wzięłam udział nawet w konkursie Rafała Sonika, który proponował uczestnikom dowiezienie quadem. W konkursie zajęłam drugie miejsce i zrezygnowana musiałam udać się do kas na dworcu po bilet.

I kiedy stoisz samotnie wśród tłumu na peronie Dworca Nadodrze, masz w głowie taki natłok myśli, że trudno nad tym zapanować. W końcu nadjeżdża pociąg, jakimś cudem udaje ci się wsiąść do środka, wewnątrz tłum się rozprasza. Są nawet wolne miejsca siedzące. Szok. Onieśmielona zajmuję jedno z nich i czekam, co stanie się dalej. A dalej jest tylko lepiej. Ktoś do Ciebie zagaduje, ktoś pyta o twoje samopoczucie, ktoś pomaga ci z bagażem, ktoś proponuje piwo. Poczucie osamotnienia znika jak ręką odjął. Później na festiwalu nawet nie odczułam, że przyjechałam solo. Wciąż spotykałam starych znajomych albo poznawałam nowych.

Wróćmy do jazdy pociągiem. Tak, to prawda, że butelki idą w ruch. Prawdą jest też, że w pociągu jest głośno. Ale nie dlatego, że to "woodstockowy motłoch", jak nieraz zwykło się przedstawiać go w mediach. Otaczają cię ludzie, którzy po prostu świetnie się bawią. Śpiewają piosenki począwszy od Budki Suflera (jedna z gwiazd ubiegłorocznego Woodstocku), a skończywszy na Ich Troje, piją piwo i robią tzw. before party. To wszystko.

Mit numer dwa: Nie jedź na Woodstock, bo grozi ci śmierć

Owszem, zawsze znajdzie się paru idiotów, którym nie chce stać się w kolejkach do toalety, bo szybciej i łatwiej jest otworzyć drzwi. To ich problem, robią to na własną odpowiedzialność. I to, czy robią to w pociągu jadącym na Woodstock czy na Hip Hop Kemp, nie powinno mieć żadnego znaczenia.

Zatrzymujemy się na stacji. Wyciągam telefon (póki jeszcze jest naładowany) i informuję mamę, że wciąż żyję i nie wciągałam kokainy. Nie rozumiem, dlaczego ludzie z pokolenia naszych rodziców mają tak złe mniemanie o Woodstocku. Po trzech dniach życia na polu doszłam do wniosku, że powinni organizować wycieczki szkolne na Woodstock. Bo to nie jest festiwal, na którym rządzą narkotyki i alkohol. Podczas tych kilku dni spotkałam zarówno ludzi, którym zdarzało się eksperymentować z LSD, jak też ludzi świadomych i dokładnie znających granice. Ci ostatni twierdzili: "Nigdy nie chciałbym doprowadzić się do takiego stanu. Nie biorę twardych narkotyków". I to, że to jest Woodstock, nie ma tu nic do rzeczy. Wszystko zależy od człowieka i tego, co sam wybiera.

Jako dziennikarka miałam też okazję wejść do szpitala polowego. Sprzęt najlepszej klasy, RTG, pełna opieka medyczna - jednym słowem Woodstock to festiwal, na którym dba się o zdrowie i bezpieczeństwo jego uczestników. I dbają o nie nie tylko lekarze, ratownicy i przedstawiciele Pokojowego Patrolu. Woodstockowicze także. Widzisz kogoś, kto przesadził z alkoholem i leży na pełnym słońcu? Zaraz podchodzi ktoś zupełnie mu obcy i przesuwa go w cień. "Nie będziesz leżał na słońcu, bo dostaniesz udaru" - mówi i podaje mu trochę wody.

Mit numer trzy: Woodstock to narkotyki

W szpitalu polowym jedna z lekarek przyznała, że przypadki osób zażywających narkotyki są incydentalne. Dużo większym problemem są zatrucia alkoholem. Podobno na Woostocku poza koncertami reggae nawet o marihuanę ciężko.

Stałam w kolejce do kas po bilet Kostrzyn - Wrocław i jeden z woodstockowiczów zagadnął mnie, czy mam sprzedać zioło. Podobno uśmiecham się tak, jakbym miała jakiś towar, a nigdzie nie można znaleźć. Nie miałam.

Mit numer cztery: Tam się pije, a ludzie, którzy piją, szybko robią się agresywni

"Uważaj na siebie" - to zdanie przed wyjazdem na Woodstock słyszałam najczęściej. To prawda, że na Przystanku Woodstock picie i zabawa zaczyna się o 8. rano i trwa 24 godziny na dobę. Ale to jest festiwal, na którym nie ma agresji. Nie bez powodu o Woodstrocku mówi się "Najpiękniejszy Festiwal Świata". Jego przesłanie to "miłość, przyjaźń, muzyka", gdzieniegdzie można spotkać się też z hasłem "peace, love, music".

Przyjechałam na pole, rozbiłam swój namiot i zderzyłam się z rzeczywistością, a raczej prawdziwym obliczem festiwalu, które ma niewiele wspólnego z tym, przed czym przestrzegają członkowie rodziny, znajomi, którzy nigdy na Woodstocku nie byli.

Poszłam się przejść po polu. Trzeba zorientować się, gdzie są najbliższe toi toie, prysznice, jakieś jedzenie. Po pięciu minutach dzieliłam się uściskiem z woodstockowiczem z tabliczką free hugs, po dziesięciu nie zdążyłam się obejrzeć, a jeden z krysznowców składał pocałunek na moich ustach. Tego ostatniego się nie spodziewałam, ale jeśli jedziecie z nastawieniem "na Woodstocku może zdarzyć się wszystko", to nie będziecie zaskoczeni ani rozgniewani. Przeciwnie, woodstockowicze zarażają pozytywną energią i nagle czujesz, że wszystko nabiera kolorów. Problemy znikają, a ty masz poczucie, że bez względu na to, co jeszcze się wydarzy, życie jest piękne.

Mit numer pięć: Woodstock cię rozczaruje, nie każdy się na nim odnajduje

To prawda, domyślam się, że nie każdy jest w stanie odnaleźć się na Woodstocku. Free hugs i free kisses to nie jest zabawa dla każdego. Podobnie jak kąpiele w błocie i organizowana po raz pierwszy w historii festiwalu bitwa na pomidory. To są rzeczy dla ludzi lubiących spontaniczność, wyzwania i odrobinę szaleństwa. Może nawet więcej niż odrobinę. Do tego dochodzą jeszcze spartańskie warunki w kwestii dbania o higienę. Ja miałam ten komfort, że mogłam liczyć na pomoc koleżanki mieszkającej w Kostrzynie nad Odrą. Ale nawet gdyby tak nie było, to wiem, że powtórzyłabym tę przygodę jeszcze raz. Cofnij. Nie, nie raz, wiele razy. Woodstock mnie nie rozczarował. Przeciwnie - Woodstock mnie zachwycił.

A jedyne, co mnie rozczarowało, to własna bezmyślność. Spakowałam leki na przeziębienie i grypę, ale uprzedzona przez znajomych, że każdy Woodstock to trzydziestostopniowe upały, nie wzięłam bluzy ani polaru. Spania w trzech koszulkach bez ramiączek w namiocie przy temperaturze sześciu stopni w nocy nie polecam.

Gdy zastanawiam się teraz, co mi się na Przystanku Woodstock nie podobało, to jedyne, co przychodzi mi na myśl, to zaplecze gastronomiczne. Jest wiele stoisk, na których kupisz makaron z czymś, kiełbasę z grilla, piwo lane itd. Ale kiedy chłód obudzi cię o 4. nad ranem i nagle zapragniesz zjeść jakieś normalne śniadanie, to jedyną opcją jest gofr z bitą śmietaną i owocami. Podobno zdrowe jedzenie można dostać u krysznowców, ale trzeba liczyć się z gigantycznymi kolejkami. Poza tym o 4. nad ranem są jeszcze zamknięci. Sprawdziłam.

Mit numer sześć: Powrót pociągiem jest gorszy niż jazda do Kostrzyna

Nieprawda. Kiedy jedziesz pociągiem do Kostrzyna, wszyscy są pełni energii. Kiedy wracasz twoim jedynym problemem jest przebicie się przez dziki tłum tak, by zdążyć na pociąg. Wydawało mi się, że znów mam szczęście, bo znalazło się miejsce siedzące, nie musiałam więc koczować w ekstremalnych warunkach na podłodze. Szybko jednak zorientowałam się, że kawałek podłogi to najlepsza miejscówka, jaka może się trafić. Bo w drodze powrotnej woodstockowicze są już tak zmęczeni imprezą, że po prostu śpią. Nie ma już picia, śpiewania, radosnych okrzyków. Kiedy więc paru koczujących w trudnych warunkach woodstockowiczów wysiadło w Zielonej Górze, przesiadłam się na podłogę i podobnie jak reszta odsypiałam nieprzespane noce.

Woodstock to najpiękniejszy festiwal świata. Powinien być obowiązkowy dla każdego

Nie żartowałam twierdząc, że powinno się organizować wycieczki szkolne na Woodstock. Ten festiwal uczy wartości, które współcześnie są niestety rzadkością. Ilu młodych ludzi biegnie gdzieś bez celu w pogoni za pieniądzem? Dla ilu wygoda i komfort liczą się bardziej niż to, w jakiej atmosferze spędza się czas? Ludzi, na których na co dzień możesz liczyć, policzysz na palcach jednej ręki. Jeśli masz szczęście, to na palcach dwóch rąk. Na Przystanku Woodstock możesz liczyć na każdego. Nawet na tych, których nie znasz. Każdy jest w stanie pomóc w razie potrzeby, każdy się czymś dzieli. Woodstock uczy jeszcze jednego - pokory i cieszenia się z małych rzeczy. Nagle to, co było dla ciebie czymś oczywistym staje się dobrem luksusowym. Tak jak kąpiel czy własne łóżko. I kiedy wróciłam z Przystanku, doceniłam niewielkie, skromne mieszkanie jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy odbierałam do niego klucze. I ta umiejętność cieszenia się z codzienności sprawia, że Woodstock to bez wątpienia najpiękniejszy festiwal świata.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto