Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PGE Skra Bełchatów wygrywa w Olsztynie

Paweł Hochstim
Dariusz Śmigielski
PGE Skra Bełchatów dopiero po tie-breaku pokonała na wyjeździe Indykpol AZS Olsztyn, ale dzięki tej wygranej przybliżyła się do fazy play-off Plus Ligi.

Dla olsztyńskiej drużyny to była ostatnia szansa, by jeszcze na poważnie włączyć się w rywalizację o miejsce w pierwszej czwórce. Nie tylko teoretycznie najsłabszy zespół z pretendujących do gry o medale w przypadku zwycięstwa za trzy punkty z PGE Skrą dołączał do czołówki. Jeden punkt to raczej za mało, by wbić się do strefy medalowej, choć do końca fazy zasadniczej pozostały jeszcze trzy kolejki.

W pierwszym secie PGE Skra wygrała z wielkimi kłopotami. Wprawdzie na początku seta bełchatowianie uciekli rywalom na kilka punktów, ale olsztynianie, niesieni dopingiem wypełnionej po brzegi hali Urania, odrobili straty, a po jedynym w tym secie ataku Daniela Plińskiego Indykpol AZS wyszedł na pierwsze prowadzenie (20:19).

Olsztyński zespół prowadził jeszcze 21:20, 22:21 i 23:22, a przy stanie 25:24 miał nawet piłkę setową, ale dojrzałość emocjonalna, a przede wszystkim umiejętności, były w tym momencie po stronie PGE Skry. I to mimo tego, że kolejny raz drużynie nie mógł pomóc Bartosz Kurek, który ma problemy mięśniowe i do Olsztyna nie pojechał.

Akademicy mieli trochę szczęścia, bo set mógł skończyć się wcześniej, choćby przy stanie 27:26 Mariusz Wlazły pomylił się w prostej sytuacji. Wreszcie Karol Kłos wykorzystał niedokładne rozegranie Pawła Woickiego i zablokował Jana Hadravę zapewniając bełchatowskiej drużynie prowadzenie.

W kolejnym secie emocji nie było, bo przewaga PGE Skry była przytłaczająca, a rozgrywający świetny sezon Woicki został dobrze rozczytany przez trenerów PGE Skry i nie potrafił pomóc swoim kolegom w ataku. Bełchatowianie kolekcjonowali punktowe bloki i wybloki, a słabo grał atakujący Jan Hadrava, więc nic dziwnego, iż olsztynianie nie mogli zatrzymać rozpędzających się graczy PGE Skry. Zwycięstwo bełchatowskiej drużyny do 15 doskonale oddaje wydarzenia na boisku.

Przed tygodniem olsztyński zespół po dwóch setach meczu z Asseco Resovią Rzeszów prowadził 2:0, a dziesięciominutowa przerwa wybiła go z uderzenia. W sobotę ta przerwa, po solidnym laniu w drugiej partii, wydawała się dla graczy Indykpolu AZS jedyną szansą na uratowanie. I zespół ze stolicy Warmii i Mazur doskonale tę przerwę wykorzystał.

Choć trzecia partia rozpoczęła się od prowadzenia bełchatowian 3:0, to jednak Indykpol AZS z ośmiu kolejnych piłek wygrali siedem i wrócili do gry. Gracze PGE Skry męczyli się, przegrywając kilka razy trzema punktami, aż wreszcie po skończonej przez Nikołaja Penczewa kontrze doprowadzili do remisu po 17. Wydawało się, że to może być przełomowy moment w tym secie, tym bardziej, iż gracze PGE Skry dotknęli w tej akcji wcześniej siatki, ale nie zauważyli tego ani sędziowie, ani gracze z Olsztyna. Ale gospodarze zdołali się podnieść, znów wyszli na prowadzenie i po ataku Aleksandra Śliwki przedłużyli mecz. A jak się okazało po czwartym secie - aż do tie-breaka.

W czwartej partii olsztyński zespół bawił się z PGE Skrą, która grała na znacznie niższym poziomie, niż wcześniej. W połowie seta, gdy Indykpol AZS prowadził 17:12, trener Philippe Blain wymienił obu przyjmujących, wprowadzając na boisko Michała Winiarskiego i Bartosza Bednorza. Nic to jednak nie pomogło, a Indykpol AZS nie miał żadnych problemów z doprowadzeniem do piątej partii. Z każdą piłką rozgrywał się Hadrava, co miało decydujący wpływ na wynik. A, że gracze PGE Skry znowu popełniali masę błędów, to olsztynianie mogli się nakręcać.

W kluczowym momencie PGE Skra przechyliła szalę na swoją stronę, choć nie bez trudu. Ani przez moment gracze PGE Skry nie mogli uspokoić gry, bo gospodarze robili wszystko, co w ich mocy, by zwyciężyć. Dopiero po skutecznym ataku Wlazłego, gdy PGE Skra prowadziła 12:9 stało się jasne, że ten mecz wygra. Dwa ostatnie punkty asami serwisowymi zdobył Nikołaj Penczew.

Tracąc dwa punkty w Olsztynie bełchatowianie chyba stracili szanse, by zakończyć fazę zasadniczą na drugiej pozycji. W tej chwili gracze PGE Skry tracą do Asseco Resovii Rzeszów trzy punkty. Raczej jest mało prawdopodobne, by rzeszowianie tego nie wykorzystali. Ba, PGE Skra ciągle może spaść jeszcze na czwarte miejsce - jeśli Jastrzębski Węgiel pokona w poniedziałek Cerrad Czarnych Radom za trzy punkty to będzie miał punkt więcej od bełchatowian - natomiast wydaje się, że samo miejsce w czwórce nie jest zagrożone. Także dlatego, że bełchatowianie mają najkorzystniejszy terminarz spośród wszystkich drużyn aspirujących do gry o medale.

W środę przed bełchatowskim zespołem znacznie trudniejsze zadanie, niż starcie w Olsztynie. O godz. 18 siatkarze PGE Skry w łódzkiej Atlas Arenie podejmą w meczu 2. rundy Ligi Mistrzów włoskie Cucine Lube Civitanova, jednego z faworytów do medali tych najbardziej prestiżowych rozgrywek.

Indykpol AZS Olsztyn – PGE Skra Bełchatów 2:3 (27:29, 15:25, 25:22, 25:19, 9:15)
Indykpol AZS: Woicki, Śliwka, Kochanowski, Hadrava, Włodarczyk, Pliński, Żurek (libero) oraz Zniszczoł, Boswinkel, Makowski. Trener: Andrea Gardini.
PGE Skra: Uriarte, Penczew, Lisinac, Wlazły, Szalpuk, Kłos, Piechocki (libero) oraz Bednorz, Winiarski, Janusz. Trener: Philippe Blain.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodzkie.naszemiasto.pl Nasze Miasto