Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niewidomy Dawid Gwoździk z Bełchatowa chce zdobyć szczyt w Alpach

Ewa Drzazga
Archiwum prywatne/Facebook
Dawid Gwoździk z Bełchatowa, za dwa tygodnie rusza do Włoch, by w ciągu dwóch dni wejść na liczący 4164 m. n.p.m szczyt Breithorn. To wyzwanie nawet dla doświadczonych trekkingowców. W przypadku Dawida poprzeczka podniesiona będzie dużo wyżej, bo 29-latek nie widzi. - Chcę tylko pokazać, że niepełnosprawność nie oznacza, że nie dam sobie rady w zwyczajnym życiu - mówi.

Przygodę ze wspinaczką zaczął kilkanaście lat temu. Przez całe lata były to „zwykłe” wędrówki po polskich górach. Ale w zeszłym roku, w lutym, poznał grupę osób, dzięki którym skontaktował się z przewodnikiem zajmującym się prowadzeniem po górach osób np. z deficytem wzroku czy niewidomych.

- Okazało się, że chętnie pomoże mi w zdobyciu szczytu - opowiada Dawid Gwoździk. - Na początku planowaliśmy wejście na Gerlach, ale okazało się, że za niewiele wyższe będą koszty wyprawy na Breithorn, czterotysięcznik w Alpach. Nie muszę chyba mówić, że ani chwili nie wahałem się, który szczyt wybrać! - dodaje.

Wylot do Włoch zaplanowano na 30 czerwca. Pokonanie drogi na szczyt zajmie dwa dni. W niedzielę, 1 lipca, będzie aklimatyzacja, a w poniedziałek i wtorek, 2 i 3 lipca spróbują zdobyć szczyt.

Ale jeśli ktoś myśli, że czterotysięcznik da się zdobyć od tak, bez żadnych specjalnych przygotowań, głęboko się myli. W kwietniu Dawid był na specjalnym szkoleniu z Zakopanem. Uczył się tam prawidłowego poruszania się w rakach i hamowania czekanem. Bo na pierwszym etapie wspinaczki w Alpach będzie się można poruszać z kijkami trekkingowymi. Gdy zacznie się lodowiec, w grę wchodzą już raki i czekan (a większa część trasy to właśnie przemierzanie lodowca). Najpierw będzie szedł przewodnik, za nim będzie Dawid, a za nim jeszcze jeden kolega. Wszyscy będą spięci liną.

Nie widzę przepaści

Strach? - Ja nie widzę przepaści, to pomaga - żartuje Dawid Gwoździk. Ale jednocześnie przyznaje, że dla jego bliskich wyprawa jest powodem do stresu. Zwyczajnie się o niego boją. Wspinaczka w tak wysokich górach to nie są przecież żarty.

On sam takich obaw nie ma. Jak podkreśla, wie już, że nie jest tak, że niepełnosprawność wyznacza mu jakieś granice. - Wiem, że ja też mogę i to czasami mogę więcej od osób widzących - podkreśla Dawid Gwoździk. To przekonanie dało mu trenowanie karate.

Tą sztuką walki zajmuje się od czterech lat, zdobył już kilka pasów. - Karate mnie zahartowało. Dzięki treningom wiem, że nawet wówczas, gdy wydaje mi się, że już nie mogę, to mam jeszcze w sobie pokłady siły i woli, które można wykorzystać. Karate nauczyło mnie walczyć, nie poddawać się. To że jest ciężko, że jestem zmęczony nie znaczy, że już nie potrafię więcej z siebie dać. Im cięższa walka, tym lepiej potem smakuje wygrana - opowiada Dawid.

Dzięki regularnym treningom Dawid wypracował też kondycję, która pozwala mu teraz bez obaw podjąć się wyprawy w wysokie góry. O to, czy fizycznie da radę, nie boi się.

- Natomiast wielką niewiadomą pozostaje, jak mój organizm będzie sobie radził np. z chorobą wysokościową, która może każdego dopaść na wysokości ponad 3 tys. m.npm - podkreśla Dawid. - Tu jednak dużo będzie zależało od aklimatyzacji, od tego, jak będę wypoczęty czy od warunków atmosferycznych. Ale liczę na to, że nawet jeśli dopadną mnie związane z tym dolegliwości, będziemy umieli sobie z nimi poradzić - mówi.

Niepełnosprawność? Jest przede wszystkim w głowie

O tym, jak wielkiego wyzwania podejmuje się Dawid niech świadczy choćby to, że do tej pory dopiero kilku niewidomym osobom na całym świecie udało się dokonać takiej sztuki.

- Jeśli dołączę do takiej elity, będzie fajnie - mówi 29-latek. Jak dodaje, kiedyś nawet nie pomyślałby, że jest w stanie zdobyć się na to, by rzucić wyzwanie światu i wspiąć się na czterotysięcznik. - Karate pozwoliło mi uwierzyć we własne możliwości. Wiem, że w gruncie rzeczy tak do końca sam ich jeszcze nie znam - podkreśla.

Pytanie „ale po co tam wchodzisz”? Dawid słyszy teraz często. A odpowiedź jest prosta. Dawid chce udowodnić, że mimo niepełnosprawności nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wiódł normalne życie i pokonywał trudności, które właśnie taka „zwyczajność” przed nim będzie stawiać. Bo jeśli poradzi sobie na czterotysięczniku, to takie wyzwania jak np. praca na cały etat, przewinięcie dziecka czy zaprowadzenie go do przedszkola, nie są już niczym trudnym

- Nie jestem z porcelany, nie trzeba mnie prowadzić za rękę i pytać czy nie boli za każdym razem, gdy np. się uderzę i powtarzać, jaki to jestem biedny dlatego, że nie widzę - mówi Dawid. I przyznaje, że nie cierpi, gdy w taki właśnie sposób jest traktowany, a przecież z tego typu podejściem spotyka się najczęściej. Tymczasem jest dorosłym, odpowiedzialnym mężczyzną, który pracuje, ma swoje pasje, uczy się języków, trenuje. I gotowy jest do podjęcia takich wyzwań jak np. zdobycie szczytu w Alpach czy założenie rodziny.

- Kiedyś usłyszałem takie bardzo mądre zdanie o tym, że niepełnosprawność jest tylko w głowie. Jeśli ktoś wbije sobie do głowy, że jest niepełnosprawny, to nawet katar będzie dla niego powodem, żeby zamykał się w domu - mówi Dawid. I podkreśla, że sam stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej, chce pokonywać coraz większe wyzwania. I normalnie żyć.

Sam jest „walczakiem” i ceni wszystkich, którzy też nie chcą łatwo się poddawać. Dlatego swoją wyprawę dedykuje Ani Koźbie, sześciolatce z Bełchatowa, która cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Dziewczynka jeszcze trzy lata temu nie miała szans na to, by stać o własnych siłach. Dziś, dzięki operacjom i ciągłej rehabilitacji, może już przejść o balkoniku kilka kroków. Ale dalsze leczenie dziewczynki to ciągłe koszty. - Pomyślałem, że spróbuję Ani, tej małej wojowniczce, choć trochę pomóc - mówi Dawid. - W góry zabiorę ze sobą baner, na którym będą dane dotyczące tego, jak Ani można pomóc. Na szczycie zrobię z nim zdjęcia. Może znajdą się osoby, które zwrócą na to uwagę i przekażą choć niewielkie kwoty na leczenie dziewczynki. Musimy spróbować - zaznacza.

Breithorn będzie pierwszym szczytem w Alpach, który Dawid chce zdobyć, ale przecież nie ostatnim. - Mam już plany na kolejne wyprawy, ale przyznam, że ograniczają mnie tu pieniądze - mówi Dawid. 29-latek jest masażystą. Pensja nie wystarcza na to, by swobodnie planować takie wysokogórskie przedsięwzięcia. - Liczę na to, że uda się znaleźć osoby, które chciałyby mi pomóc w organizacji kolejnych wypraw - dodaje.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto