Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie czuję się pisarką - rozmowa z Katarzyną T. Nowak autorką książki "Moja mama czarownica"

rozmawiała Kozakiewicz Ewa
W piątek, 7 października w księgarniach pojawiła się pierwsza książka Katarzyny T. Nowak "Moja mama czarownica". To subiektywna opowieść o Dorocie Terakowskiej, znanej krakowskiej dziennikarce i pisarce GK: Kiedy ...

W piątek, 7 października w księgarniach pojawiła się pierwsza książka Katarzyny T. Nowak "Moja mama czarownica". To subiektywna opowieść o Dorocie Terakowskiej, znanej krakowskiej dziennikarce i pisarce

GK: Kiedy pięć lat temu robiłam wywiad z Twoją mamą, powiedziała mi, trochę nawet w tonie pretensji, że już dawno powinnaś napisać książkę. Była przekonana, że nadszedł czas, kiedy potrafisz to zrobić, wspominała opowiadania, które pisałaś jeszcze w szkole. Spełniasz teraz Jej życzenie?

– To wszystko nie jest takie proste. Splotło się wiele wątków. Z Wydawnictwa Literackiego w miesiąc po śmierci mamy otrzymałam propozycję napisania książki. Byłam przerażona, ale się zgodziłam. Przyszłam do domu, do taty Maćka i zaczęłam rozpaczać: co ja zrobiłam, przecież ja nie umiem, nie wiem, nie mogę... – Jak to nie umiesz? – Jak to nie możesz? Matka by chciała, abyś ty właśnie napisała książkę o niej – nie kto inny, tylko ty to powinnaś zrobić, bo tylko ty wiesz o mamie to, czego nie wie nikt inny, nawet ja.. – Tak dokładnie powiedział mi Maciek Szumowski. Piszę zresztą o tym, jak było w „Od autorki”, szczerze. On mnie zachęcił i przekonał, bo uważał, że żaden biograf nie napisze wszystkiego, co trzeba, choć może mieć świetny materiał: życie matki. Wydarzenia, girlsy, Jaszczury, „Piwnica Pod Baranami”, „Gazeta Krakowska”, to wszystko, ale nie będzie tej mamy. Tych trudnych relacji między nią a mną, tej miłości. Tata mówił, że tylko ja mogę to opisać. W dniu śmierci zawołał mnie do kuchni i powiedział: Nie rób żadnych uników. To jego słynna rada.

GK: Odnosiła się tylko do książki?

– Teraz, z perspektywy myślę, że to ważna rada – nie tylko w odniesieniu do książki, ale w ogóle do życia. Co do propozycji WL, to przecież mogłam ją odrzucić, ale... Bardziej czułam własną presję i tę mamy, która jednak oczekiwała ode mnie, że kiedyś będę pisać niż wydawnictwa. Czułam to trochę jako poczucie obowiązku, ale i rodzaj zamknięcia jej twórczości.

GK: W jakim znaczeniu

– Chciałam, aby czytelnicy zobaczyli ją w odpowiednich proporcjach. Nie tylko jako autorkę "Aniołów", "Poczwarki”, czy „Ono”. Przecież tak naprawdę ludzie niewiele o niej wiedzieli, a pragnęłam, aby odkryli dlaczego te książki były takie, a nie inne. Dlaczego mama w tych książkach tak bardzo walczyła o tolerancję dla wszelkiej odmienności, dlaczego prawie każdy bohater jej książki był tym obcym, innym. Bo ona taka właśnie była! Jej śmierć przyszła znienacka, a wiem, że miała jeszcze pomysł na kolejną książkę. Miałam wewnętrzne poczucie zamknięcia tego wszystkiego. Pisania o niej, jako o tej innej...

GK: Widzisz paralelę między swoim losem, a losem mamy, pewne podobieństwa?

– Paradoksalnie w tym samym wieku, czyli po czterdzieste, powstały jej poważniejsze powieści, a ja zaczęłam pisać. To nie jest przecież zaplanowane, zamierzone. To są zbiegi okoliczności, dość dziwne. Śmierć mamy (styczeń 2004) zbiegła się z datą ukończenia przeze mnie czterdziestu lat (w lutym tego samego roku). To data graniczna, kiedy zaczyna się patrzeć na życie inaczej, człowiek zaczyna się zastanawiać, może to wszystko nie ma sensu, albo trzeba poszukać głębiej, aby znaleźć coś istotnego, innego? Odkryłam, że gdzieś we mnie, w środku tkwiło przeświadczenie matki, że powinnam pisać. To jej przekonanie nie było na pewno bez powodu, bo była świetną pisarką i dla mnie chyba jedynym autorytetem. Jeśli ona tak myślała, to musiało coś w tym być. A teraz przyszedł po prostu na to odpowiedni czas.

GK: Pisanie w takich okolicznościach i to jeszcze o swojej mamie książki i to w ogóle pierwszej w życiu nie mogło być łatwe. Czy myślisz, że będziesz dalej pisać. Myślisz o następnej książce?

– To było bardzo trudne. Teraz mam w zamyśle książkę obyczajową, powieść w zupełnie innym stylu niż te, które pisała mama. Noszę ją już w sobie od jakiegoś czasu i mam nadzieję, że wkrótce ją napiszę.

GK: A zatem narodziła się nam nowa pisarka, podobnie jak Terakowska, po czterdziestce? To podobieństwo z mamą odkrywasz w książce, ale i w życiu było ich więcej?

– Ja się jeszcze nie czuję pisarką. Po czterdzieste zaczęłyśmy pisać, każda z nas zmieniała stale szkoły, ciągle też zmieniałyśmy redakcje w których pracowałyśmy. Obydwie pracowałyśmy przecież w „Gazecie Krakowskiej” i to miejsce dla nas było bardzo ważne. Poza tym mama, kiedy pływała, czy to w jeziorze, czy w morzu zawsze lubiła mieć grunt pod nogami. Ja też.

GK: O tym wszystkim wiesz, ale o wielu rzeczach o swej mamie pewnie nie wiedziałaś?

– Kluczem do informacji byli ludzie, z którymi rozmawiałam. Tych rozmówców było bardzo dużo, kikadziesiąt osób. Tylko jedna osoba odmówiła mi wypowiedzi. Jestem dziennikarką, więc część pracy wykonałam tak, jakbym pisała duży solidny reportaż. Mama wyłaniała się z opowieści ludzi, które pozostawiałam bez komentarza, aby mówili o tym, jak ją widzieli, jak ją odbierali. Jaka była dla swoich koleżanek w liceum, jaka była dla swojej siostry, jaką była córką? Czy miała przyjaciółki, czy umiała się przyjaźnić, jaką była kobietą? Tego przecież nie mogłam wiedzieć, bo skąd? Wiele wiadomości miałam z mamy dysku z komputera, a cytaty, które są w książce pochodzą z jej plików, które sporządzała sobie niejako na zapas, jak np. anegdoty. Cytaty mamy układały mi się w książce pewną chronologię, więc rozdziały zaczynają się tymi fragmentami tekstów.

Koszmar zaczął się później, w tej chronologicznie mniej więcej opowieści, kiedy pojawiłam się ja i musiałam opisać swoje dzieciństwo.

GK: Dlaczego to był koszmar?

– Część autobiograficzna była trudna, ponieważ musiałam delikatnie, taktownie, ale i bez uników ująć nasze wzajemne relacje, które nie zawsze były takie, jak być powinny. Nie zawsze byłam dobrą córką, a mama dobrą matką. To jakiś czas trwało, zanim się to wszystko między nami ułożyło. Tu już nie było rozmówców. Musiałam więc wyciągać to z siebie, a to było trudne, bo podobnie jak mama nie jestem zbyt wylewna, wręcz skryta. Wtedy odkryłam, że matka ukrywała się w bohaterach swoich książek. Dużo mówiła, aby nic nie powiedzieć, a książki pisała, aby gdzieś te skrywane emocje umieścić. Podobnie jest ze mną. Mam te same wady. Teraz to widzę i wiem, że to mógł być powód, że przez tyle lat nie mogłyśmy się dogadać! To wszystko jeszcze musiałam opisać w sposób jasny dla czytelnika.

GK: Ta książka jest zatem jakimś aktem oczyszczenia, terapii, czy wiwisekcji dla Ciebie?

– To tak trudno nazwać. Terapia, z tego względu, że nie miałam czasu na popadanie w rozmyślanie, jaka to jestem po stracie mamy samotna. Dzięki książce weszłam w życie mamy, żyłam jej życiem, była ze mną cały czas. Myślałam jej myślami, i kiedy opisywałam jej dzieciństwo, starałam się być nią w tamtym czasie i czuć to samo, co ona. Starałam się zrozumieć ją i to mi się udało, a przez to, zrozumieć i siebie.

GK: Jak długo to wszystko trwało?

– Samo pisanie rok. Ostatnie zdanie napisałam 31 grudnia 2004. A praca nad ostatecznym kształtem książki trwała jeszcze kilka miesięcy.

Katarzyna T. Nowak

Krakowianka z urodzenia. Chodziła do dwóch szkół podstawowych i trzech liceów (musiała je zmieniać, bo chciała porwać samolot), nazywali ją "Kaśka-porywaczka". Po maturze zdała na religioznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim, po trzecim roku wyjechała na rok do Stanów Zjednoczonych, do Chicago. Po powrocie, zamiast kończyć studia, poszła do pracy w "Gazecie Krakowskiej", gdzie jako reporterka pracowała przez pięć lat. W 1995 roku trafiła do "Przekroju", gdzie pisała reportaże obyczajowe i wywiady. Współpracowała z magazynem weekendowym "Życia", a od 2000 roku została korespondentką czasopisma "Twój Styl". Po śmierci rodziców, Doroty Terakowskiej i Macieja Szumowskiego, który był jej przybranym ojcem, poświęciła się wyłącznie książce o mamie. "Moja mama czarownica" to jej pierwsza książka. Mówi, że pisanie zawsze było jej pasją. Uwielbia zwierzęta i mieszka z trzema kotami: Beretem, Tomkiem i Ludwikiem.

Jej siostrą jest Małgorzata Szumowska, którą za debiut fabularny „Szczęśliwy człowiek” uznano jednym z dziesięciu najlepszych europejskich reżyserów młodego pokolenia.

Dorota Terakowska

Urodziła się w Krakowie w 1938 roku. Maturę zdała w liceum dla pracujących, potem ukończyła socjologię na UJ. Przez trzy lata pracowała w Pracowni Socjologii Kultury przy KDK w Pałacu Pod Baranami, była też związana z kabaretem Piotra Skrzyneckiego. W "Gazecie Krakowskiej" pracowała od 1969 do 1981 i od 1991, równocześnie pisała i pracowała dla krakowskiego "Przekroju" (1976-1989), "Zeszytów Prasoznawczych" (1983-1989). Była współzałożycielem i współpracownikiem "Czasu krakowskiego" (1990), wiceprezesem Spółdzielni Dziennikarzy "Przekrój". Książki zaczęła pisać między 40. a 50. rokiem życia, najpierw dla dzieci, świadomie chciała odejść z zawodu dziennikarskiego. Jej książki dla dzieci i młodzieży zaliczano do gatunku fantasy. Otrzymała trzy nagrody polskiej sekcji IBBY, Światowej Rady Książek dla Młodzieży za powieści „Córka czarownic”,, "Samotność bogów" i "Tam, gdzie spadają Anioły","Poczwarka" i "Ono" to książki które napisała dla dorosłych. Zmarła 4 stycznia 2004 roku, a jej mąż Maciej Szumowski 1 lutego tego samego roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto