Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marek Paw przejechał rowerem przez Armenię i Iran. 1145 km w 10 dni [ZDJĘCIA]

Adam Kieruzel
W trakcie wyprawy bełchatowianin doświadczył wielu różnych ciekawych przygód
W trakcie wyprawy bełchatowianin doświadczył wielu różnych ciekawych przygód Archwium prywatne
Bełchatowianin Marek Paw zakończył swoją rowerową wyprawę po Armenii i Iranie. Łącznie przejechał 1145 km w przeciągu dziesięciu dni. Jak wyglądały ostatnie dwa dni wyprawy?

O pierwszych dniach podróży pana Marka można było przeczytać w naszym serwisie już kilka dni temu, Od początku relacjonowaliśmy bowiem wyprawę pana Marka.

TAK WYGLĄDAŁY PIERWSZE CZTERY DNI WYPRAWY BEŁCHATOWIANINA

A TAK MAREK PAW OPOWIADAŁ HISTORIE, KTÓRE ZDARZYŁY MU SIĘ W KOLEJNYCH DNIACH PODRÓŻY

A jak podróż przebiegła w końcówce jego wyprawy?
Dziewiątego dnia podróżnik jechał z Kapan do Jeghegnadzor i miał do pokonania 181 km. Samym rowerem Marek Paw miał do przejechania 150 km, a bezdroże o długości 31 km mężczyzna musiał pokonać okazją. W porównaniu z poprzednimi dniami Marek Paw czuł się bardziej komfortowo, ponieważ śladu po problemach żołądkowych już nie było.

- Dziś miała miejsce najwspanialsza chwila na trasie. Siedziałem na poboczu na kompletnym odludziu, zatrzymał się samochód, którym poruszała się czteroosobowa rodzina ormiańska. Kobieta przez otwartą szybę spytała mnie po rosyjsku, czy potrzebuję pomoc. Odpowiedziałem, że nie. Po chwili zapytała, czy jestem z Polski, a ja potwierdziłem. Po chwili kilkunastoletni chłopiec otworzył tylną szybę, krzycząc niewyraźnie, ale dość zrozumiale z fajnym akcentem "Polska Biało-Czerwoni". Wstałem, biłem brawo i próbowałem coś powiedzieć, ale świeczki w oczach zabrały mi głos - opowiada Marek Paw.

Droga powrotna przebiegała identycznie, jak ta którą bełchatowianin kierował się do Iranu. Na 22 km przed hotelem powoli zapadał zmierzch, a podróżnika dopadł deszcz. Tym samym 49-latek ukrył się w przydrożnym zajeździe i zamówił herbatę. Obok kilku Ormian zaczynało biesiadę.

- Rozmawialiśmy o historii Polski, którą oni znają doskonale. Potem zaprosili mnie do stołu, gdzie dalej toczyła się rozmowa i podawane było jedzenie i picie. Tym samym wspaniały kontakt spowodował, że mam nowych znajomych Artaka i Tigrana. Oni i ich koledzy byli niesamowici. To wizytówka Armenii - wyznaje. - Pomyślałem sobie, że gospodarczo Armenia ma do Polski około 30 lat, a my do Armenii, jeśli chodzi o życzliwość i gościnność około dwóch milionów lat świetlnych - dodaje Paw.

Po zakończeniu biesiady podróżnik z Bełchatowa ostatnie kilometry przejechał w totalnej ciemności po bardzo dziurawej drodze. Dziewiątego dnia 49-latek miał okazję jechać serpentyną koło klasztoru Tate, pod kolejką linową Skrzydła Tatewa.

Wcześniej Marek Paw musiał pchać rower na odcinku 5 km przez dwie godziny, a w drodze powrotnej zjechał w kilkanaście minut. - Na dole poczułem zapach palonych hamulców - śmieje się podróżnik, który w przedostatnim dniu miał już na koncie 1007 km.

Ostatni dzień podróży z cyklu "Bo wszystko zaczyna się od marzeń - Armenia i Iran (Persja) rowerem, to 138-kilometrowa trasa z Jeghengnadzoru do Erywania, która dała bełchatowianinowi w kość. Marek Paw ruszył o poranku w trasę, z której zboczył kilka kilometrów do pięknego klasztoru Noravank. Potem przyszedł czas na mozolną wspinaczkę rowerem na wysokość ok. 2000 m n.p.m. Później podróżnika ostrzegano, że w trakcie zjazdu należy uważać na duży upał.

- Pomyślałem sobie, ze skoro wytrzymałem w Iranie, to i tu wytrzymam. Nadszedł upragniony zjazd, kilkanaście kilometrów bez pedałowania i z trudem utrzymywane 60 km/h. Kiedy już nadszedł wieczór, a do końca trasy, do stolicy Armenii miałem ok. 70 km zaczęło robić się gorąco, jak w piekarniku. Trasa po raz drugi na tej wyprawie stała się prawie w pełni płaska, a ja odzyskałem siły na sam koniec - opowiada 49-latek.

Dalej Marek Paw mijał górę Masis i mniejsza Sis. Ta góra jest symbolem Ormian, ale obecnie może być jedynie obiektem westchnień, ponieważ leży na terytorium Turcji, a według wielu badaczy, to tam osiadła biblijna Arka Noego. Od 9 rano do godz. 17 Marek Paw nie jadł nic oprócz czereśni i uzupełniał płyny, ponieważ było zbyt gorąco na większe posiłki.

Do stolicy Armenii bełchatowianin dotarł już po zmroku, a kolejną godzinę spędził na tym, aby dostać się rowerem do hotelu niedaleko lotniska, gdzie zameldował się o godz. 21:50 (godz. 19.50 czasu polskiego) i oficjalnie zakończył rowerową podróż po Armenii i Iranie z sumą 1145 km na liczniku.

- Dziękuje wszystkim za bardzo duże wsparcie - mówi Marek Paw.

Nam z kolei jest niezmiernie miło, że mogliśmy sprawować opiekę redakcyjną nad wyprawą życia pana Marka .

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto