Operacja usunięcia kochera, czyli kleszczyków chirurgicznych (miały mierzyć 16 centymetrów), odbyła się we wtorek w Bełchatowie. Tego dnia po godz. 8 pacjentka została przewieziona na blok operacyjny. Trzy godziny później rozpoczął się kilkugodzinny zabieg zakończony sukcesem.
- Doktor włożył bardzo dużo serca w operację. Ten przedmiot był obrośnięty tkanką, także musiał to wszystko ostrożnie porozcinać. Było trochę komplikacji, ale udało się to wyciągnąć - opowiada pacjentka. - Nie widziałam tego przedmiotu. Wiem, że zostało ono zabrane do ekspertyzy - dodaje.
Gdy rozmawialiśmy z panią Angeliką, ta przebywała jeszcze w szpitalu. Miała go opuścić w piątek, ponieważ zdaniem doktora, rana ładnie się goi i wszystko jest już dobrze. 25-latka przyznała, że fizycznie czuje się lepiej, ale psychicznie cały czas dochodzi do siebie. - _Świadomość tego, że miałam ten przedmiot w sobie mi nie pomaga. Mam nadzieję, że będzie już teraz tylko lepie_j - dodaje.
Pani Angelika zapowiadała złożenie zawiadomienia do prokuratury, ale na razie takie nie wpłynęło. Ze swoim prawnikiem ma się spotkać w przyszłym tygodniu. Wtedy też ma dojść do ich spotkania z dyrektorem Samodzielnego Szpitala Wojewódzkie im. M. Kopernika w Piotrkowie, gdzie doszło do pechowej operacji.
Przypomnijmy, że zabieg w Bełchatowie był konieczny po tym, jak 25-latka dwa tygodnie temu odkryła w swoim brzuchu duże ciało obce przypominające narzędzie chirurgiczne. Miało ono się tam znaleźć po zabiegu usunięcia śledziony dwa lata temu.
Jak do tego doszło? To już bada specjalny zespół szpitalny. W dokumentacji operacji liczba narzędzi przed i po zabiegu miała być taka sama.
CZYTAJ TAKŻE:
Lekarze zostawili w brzuchu kobiety narzędzie chirurgiczne. Czeka ją operacja
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?