MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

GKS Bełchatów wreszcie wygrał na wyjeździe

Paweł Hochstim
Po dwudziestu dwóch wyjazdowych meczach bez zwycięstwa PGE GKS Bełchatów wreszcie mógł wrócić do domów w dobrych humorach. Czekali na to dokładnie 539 dni! W tym czasie PGE GKS miał trzech trenerów - Macieja Bartoszka, Pawła Janasa i Kamila Kieresia.

Ten pierwszy prowadził PGE GKS w meczu z Legią Warszawa, który bełchatowianie wygrali 27 sierpnia 2010 roku 2:0 na stadionie przy ul. Łazienkowskiej. Później Bartoszek zanotował trzynaście wyjazdów bez zwycięstwa (6 remisów, 7 porażek). Następny był Janas, który prowadził PGE GKS w trzech meczach wyjazdowych i wszystkie przegrał. Z kolei Kiereś jesienią zaliczył sześć spotkań na obcych stadionach, a jego bilans - do piątku - to dwa remisy i cztery porażki.

Ale w piątek na stadionie w Poznaniu wszystko się zmieniło, bo bełchatowianie, po golu Dawida Nowaka w 89. minucie. Oprócz trenera Lecha Jose Bakero nie ma chyba obserwatora, który nie przyznałby, że bełchatowianie na to zwycięstwo zasłużyli. Tym razem w końcówce uśmiechnęło się do nich szczęście, bo jesienią aż trzy wyjazdowe mecze - z Ruchem Chorzów, Górnikiem Zabrze i Cracovią - przegrali w ostatniej mi- nucie.

- To zwycięstwo traktuję jako nagrodę za bardzo ciężką pracę w okresie przygotowawczym - mówi trener bełchatowskiej drużyny Kamil Kiereś. Już po pierwszym meczu widać, że fizycznie Kiereś doskonale przygotował swoich piłkarzy, którzy zabiegali poznaniaków.

- Dobra gra w defensywie i bramka w ostatnich minutach meczu na pewno była dobrym zwieńczeniem naszych kontr - cieszy się Tomasz Wróbel, autor ostatniego podania do Dawida Nowaka. Ale trzeba przyznać, że gdyby nie błąd Marcina Kamińskiego, nowego kadrowicza selekcjonera Franciszka Smudy, to gola by nie było. Kamiński mógł spokojnie wybić piłkę, ale tylko przyglądał się, jak Nowak pokonuje Krzysztofa Kotorowskiego. Inna sprawa, że bełchatowianie powinni prowadzić już wcześniej, ale sędzia nie podyktował ewidentnego karnego po faulu Manuela Arboledy na Marcinie Żewłakowie.

- O zwycięstwie nie zadecydował szczęśliwy traf. Do przerwy graliśmy konsekwentnie w defensywie, a potem wyprowadzaliśmy groźne kontry. Jedna z nich zakończyła się golem - mówi Kiereś.

Można powiedzieć, że piłkarze PGE GKS po meczu znaleźli się... w nietypowej sytuacji, bo od dłuższego czasu nie praktykowali okazywania radości po wyjazdowych zwycięstwach. Ale mimo euforii zachowują zimne głowy.

- Nie ma co teraz zastanawiać się, co osiągniemy jeszcze w tym sezonie. Spokojnie, bo jak zaczniemy snuć opowieści, to znowu może być dla nas źle. Musimy myśleć tylko o kolejnym meczu - dodaje Wróbel.

Skład personalny bełchatowskiej drużyny absolutnie nie odpowiada pozycji w tabeli, bo przecież gdyby ten sam zespół dziś zajmował np. piąte miejsce, to nikt specjalnie by się temu nie dziwił. Tylko splot nieszczęśliwych wypadków, no i kiepska sytuacja finansowa klubu, która ma przełożenie na terminowość wypłacania wynagrodzenia, sprawiły, że bełchatowianie zostali zamieszani w walkę o utrzymanie. Nie ma jednak wątpliwości, że szybko się z tej strefy powinni wydostać.

W najbliższej kolejce PGE GKS swój mecz rozegra w poniedziałek, 27 lutego o godz. 18.30, a ich rywalem w Bełchatowie będzie Górnik Zabrze. I już Kiereś ma pierwszy problem, bo z powodu obejrzanej w Poznaniu żółtej kartki przeciwko zabrzanom nie będzie mógł zagrać podstawowy defensywny pomocnik Grzegorz Baran.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto