GKS Bełchatów: Właściciel nie płacił za akcje, więc sponsor nie dawał kasy

Na początku roku PGE SA musiało pozbyć się akcji bełchatowskiego klubu, ponieważ minister skarbu wydał zarządzenie, w którym polecił spółkom skarbu państwa pozbycie się udziałów w klubach sportowych. Długo nie było wiadomo, co stanie się z GKS, aż w końcu klub, za - jak nieoficjalnie wiadomo - dziesięć milionów złotych trafił w ręce Bełchatowsko-Kleszczowskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego. Nowy właściciel miał za 100 procent akcji zapłacić w ratach.

Szybko jednak zaczęły się problemy, bo Park nie regulował rat w terminie. Władze PGE SA zdecydowały więc o wstrzymaniu realizacji umowy sponsorskiej.

Działacze twierdzą, że problem został na razie rozwiązany, bo Park zapłacił kolejną ratę, a PGE wznowiło przekazywanie pieniędzy do klubu. Nie jest jednak wykluczone, że przy opóźnieniach kolejnych rat sponsor znów zakręci kurek z pieniędzmi.

Co ciekawe, teoretycznie jest możliwe, że GKS wróci pod skrzydła PGE. Jak się dowiedzieliśmy, w umowie pomiędzy Parkiem, a PGE jest zapis, że w przypadku braku płatności akcje wracają do poprzedniego właściciela. To oczywiście możliwość tylko teoretyczna, bo władze PGE nie chcą łamać rozporządzenia ministra.

Na razie piłkarze nie odczuli problemów klubu, choć wiadomo, że w Bełchatowie z finansami nie jest różowo. Kibice na forach internetowych mają wiele pretensji do prezesa Marcina Szymczyka, choć akurat za finansową dycyplinę należy mu się pochwała.

Sytuacja sportowa bełchatowskiej drużyny jest fatalna. Zespół zajmuje ostatnie miejsce w tabeli, ale gorsze jest to, że gra źle. W czwartek trudno jest wytrzymać dziewięćdziesiąt minut obserwując grę bełchatowian. To szok, bo jeszcze rok temu PGE GKS był nazywany jedną z najbardziej widowiskowo grających drużyn w ekstraklasie.

Trener Kamil Kiereś stoi przed bardzo trudnym zadaniem i trudno znaleźć optymistów, którzy wierzą, że uda mu się podnieść zespół. Na razie ma wprawdzie poparcie władz klubu, bo Szymczyk deklaruje, że o zmianie trenera nie myśli, ale za chwilę może okazać się, że sytuacja jednak będzie wymagała zmian. Inna sprawa, że Kiereś nie ma łatwego zadania, bo letnie odejścia z klubu Mateusza Cetnarskiego i Macieja Małkowskiego mocno osłabiły zespół. A z nowych graczy trudno wskazać choćby jednego, który byłby poważnym wzmocnieniem. Do tego doszły liczne kontuzje i niemal w każdym tygodniu Kiereś traci jakiegoś piłkarza. Przy tak wielkiej liczbie urazów można się zastanawiać, czy nie popełniono błędu w przygotowaniach do sezonu.

W czwartek piłkarze PGE GKS wyjadą do Trójmiasta, bo w piątek o godz. 20.30 zagrają na PGE Arenie w Gdańsku z Lechią. Oba zespoły pogrążone są w kryzysie i oba bardzo potrzebują zwycięstwa. Własny stadion teoretycznie przemawia za Lechią, choć na nowym obiekcie gdańszczanie wygrali zaledwie raz. Po ostatnich porażkach w Pucharze Polski z Limanovią Limanowa i w lidze z Podbeskidziem Bielsko-Biała pozycja trenera Tomasza Kafaraskiego była bardzo mocno zagrożona. Jeśli nie wygra w piątek z GKS, będzie mógł już śmiało pakować walizki.