Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dlaczego Monika Misiak nie żyje? Czy lekarze popełnili błąd?

Ewa Drzazga
Monika Misiak nie żyje. Jej rodzice chcą, by prokuratura sprawdziła, czy to przez błąd lekarzy
Monika Misiak nie żyje. Jej rodzice chcą, by prokuratura sprawdziła, czy to przez błąd lekarzy Ewa Drzazga
Monika Misiak nie żyje. Czy lekarze z Bełchatowa popełnili błąd? 20-latka z Ruśca, zmarła kilkanaście godzin po tym, gdy odmówiono jej przyjęcia na oddział kardiologiczny bełchatowskiego szpitala. Przyczyna: niewydolność oddechowo-krążeniowa. Czy lekarze zawinili? To bada prokuratura

Monika nie była hipochondryczką. Nigdy nie chorowała. Od roku częściej wspominała tylko, że tak trudno jej się oddycha. Gdy przyjeżdżała do domu na weekendy, często śmiała się, że ma kompleks uczelnianych schodów, bo na wydziale trzeba ich codziennie tyle pokonać, a ona za każdym razem tak się zmęczy.

Podejrzewano, że może to ,,zasługa" tarczycy, więc poszła do endokrynologa. Lekarz przepisał jej lekarstwa, ale zastrzegł, że to nie tabletka-cud, że tak od razu to nie przejdzie. Ale poprawy nie było właściwie żadnej. Lekarz rodzinny wystawił skierowanie do szpitala.

Monika Misiak nie żyje. Jak do tego doszło?

- To rozegrało się tak szybko... W czwartek, 14 lutego rano, jeszcze przed godziną 9, byliśmy u lekarza rodzinnego, a w południe pojechaliśmy z nią na izbę przyjęć - opowiada ojciec Moniki. - Ale kardiolog, który przyszedł ją przebadać, uznał, że to pewnie kłopoty z tarczycą - drżącym głosem relacjonuje Grzegorz Misiak, ojciec Moniki. - I zaznaczył, że on tu, jako kardiolog, żadnej patologii nie widzi. Nie stwierdził patologii, która kwalifikowałaby do leczenia na oddziale kardiologicznym, tak napisał w odmowie przyjęcia do szpitala - powtarza lekarską formułkę zrozpaczony ojciec.

Po południu Monika miała już zasinienie wokół ust i obrzmiałe nogi. Czuła się coraz gorzej, słaniała się na nogach. Endokrynolog, do którego pojechali, nie miał wątpliwości, że to nie tarczyca. Podejrzewał problemy z sercem.
Monika znów trafiła na szpitalną izbę przyjęć. Tym razem trzeba ją było wnieść na rękach.

Rodzice dziewczyny wcale nie kryją, że o pomoc poprosili znajomego lekarza, który miał tego dnia właśnie dyżur. I wreszcie Monika doczekała się echa serca i konsultacji na oddziale wewnętrznym.
Ostatecznie trafiła na nefrologię, rano miała być przewieziona do Łodzi.

Ale o godz. 3.40 doszło do zatrzymania akcji serca. Godzinę później rodziców zawiadomiono, że Monika Misiak nie żyje.

Sekcja wykazała, że Monika Misiak nie żyje w wyniku niewydolności oddechowo-krążeniowej. Niewydolność zastawek, powiększone serce... To nie była wada wrodzona serca, ale schorzenie musiało już od pewnego czasu postępować. - Wystarczyło ją zbadać, zdiagnozować ten przypadek - załamują ręce rodzice dziewczyny. - Czy tak trudno uwierzyć, że dwudziestolatka może być chora na serce?

Monika Misiak nie żyje. Co na to szpital i prokuratura?

Teraz sprawą zainteresowali Prokuraturę Rejonową w Bełchatowie.

- Postępowanie na razie zostało zawieszone, czekamy na opinie biegłych - mówi Danuta Grzybowska, zastępca prokuratora rejonowego w Bełchatowie zaznacza, że ustalają, dlaczego Monika Misiak nie żyje.

Biegły ma m.in. orzec, czy któryś z lekarzy bełchatowskiego szpitala popełnił błąd w sztuce lekarskiej, stawiając nieprawidłową diagnozę, czy też nie podejmując takich czynności, które mogłyby zapobiec zgonowi. Sprawdzone zostanie, czy odmowa przyjęcia do szpitala mogła się przyczynić do śmierci dziewczyny.

O tym, że mimo tego, iż Monika Misiak nie żyje, jego podwładni zrobili jednak, co do nich należy, przekonany jest Mirosław Leszczyński, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Bełchatowie.

- Nie chciałbym wypowiadać się na temat tej sprawy, jest ona przedmiotem dociekań prokuratury - mówi Mirosław Leszczyński, dyrektor szpitala. - Nie sądzę jednak, by personel szpitala popełnił w tym przypadku jakiś błąd.
Jak mówi, sprawdzili, czy w tym przypadku wszystko przebiegało tak, jak powinno i czy faktycznie nikomu nie można niczego zarzucić.

- Są w medycynie rzeczy, którym nie możemy zapobiec, być może był to właśnie taki przypadek - dodaje Mirosław Leszczyński. - A czy ktoś był tu winny, czy niewinny, o tym niech rozstrzygną śledczy - mówi.

Monika Misiak nie żyje. Co dalej?

Dziś, jak podkreśla ojciec Moniki, nie chodzi o odwet, chęć zemsty, czy o to, by postawić na swoim. Najważniejsze, by już nigdy nikt nie znalazł się w takiej sytuacji jak Monika. I by nikt nie przeżył takiej tragedii, jak oni. - Nie mogę przeboleć tego, że tak naprawdę wystarczyło zlecić specjalistyczne badania - Grzegorz Misiak z niedowierzaniem kręci głową.

- Chcemy, żeby było jasne, czy ktoś tu popełnił błąd, a jeśli tak, to kto był winny. Może jeśli prokuratura wskaże tę osobę, to następnym razem ten czy też inny specjalista w tym szpitalu zastanowi się, zanim odeśle kogoś z kwitkiem do domu. Tak nie można traktować pacjentów. Nasza Monika powinna żyć - dodaje.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto