W ostatnich dniach lotem błyskawicy obiegła Tomaszów wiadomość, że władze powiatu chcą zlikwidować dwie stołówki działające przy I i II Liceum Ogólnokształcącym. Z przekazywanych informacji wynikało, że to szukanie oszczędności w szkołach, a mają one być pozyskane m. in. dzięki cięciom etatów administracyjnych. Pracę miały m.in. stracić kucharki, co oczywiście wiązało się z likwidacją stołówek.
Natychmiast zareagowali rodzice licealistów. Rodzice uczniów II LO wystosowali nawet protest do władz powiatu, w którym przekonują o potrzebie ciepłego posiłku, o atrakcyjnej jego cenie. - Jako rodzice pracujący odprowadzamy podatki, z których m.in. utrzymywane jest starostwo i szkoła. Ponieważ mamy bezpośredni udział w finansowaniu tych instytucji, chcemy mieć wpływ na jakość życia dzieci w szkole - piszą.
Jak zapewnia Piotr Kagankiewicz, starosta powiatu tomaszowskiego, o likwidacji stołówek nigdy nie było mowy.
- Była tylko rozmowa z dyrektorem II LO o tym, że dofinansowywane są posiłki dla nauczycieli, co może być naruszeniem dyscypliny finansowej. Moim zdaniem, temat ewentualnej likwidacji stołówek jest tematem zastępczym, by odciągnąć uwagę od sedna problemu.
Słowami starosty jest zdziwiona Jolanta Jarosz, wicedyrektor II LO (dyrektor jest na zwolnieniu).
- Przecież to naczelniczka wydziału oświaty w starostwie na początku roku szkolnego wyrażała zgodę na dofinansowanie obiadów dla nauczycieli - mówi dyrektorka i cytuje z podpisanego pisma, że stawka za wyżywienie dla młodzieży wynosi 3,9 i obejmuje sam wsad do kotła, a dla nauczycieli 5,70 zł i oprócz wsadu obejmuje jeszcze zużycie mediów. - Nauczyciele nie płacą za pracę kucharek, które i tak gotują dla młodzieży. Gdy otrzymywaliśmy to pismo, nikt nie kwestionował jego legalności.
Wszystko wskazuje jednak na to, że stołówki przy obu szkołach zostaną, ale nie będą już finansowane obiady dla nauczycieli - tak przynajmniej powiedział nam starosta.
Odważnej decyzji nie bały się władze Bełchatowa, które zdecydowały, że od początku tego roku szkolne kucharki zastąpią firmy cateringowe. Dzieci smaczne posiłki sobie chwalą, mniej są natomiast zadowoleni rodzice, którzy za obiad swoich pociech muszą płacić znacznie więcej niż dotychczas. Wcześniej płacili tylko za tzw. wsad do kotła ok. 2,8 zł. Resztę dopłacało miasto. Teraz za cały obiad muszą zapłacić rodzice od 5 do 6 zł. Władze miasta decyzję, która wzbudziła sporo kontrowersji, tłumaczyły tym, że w wielu szkołach z obiadów, do których dzieciom dopłacał magistrat, korzystali też zwykli mieszkańcy.
Zdaniem miasta obecna cena obiadów też nie jest zbyt wygórowana. Jednak fakty są takie, że w pierwszych miesiącach po wprowadzeniu zmian z obiadów korzystało mniej dzieci niż w roku ubiegłym, kiedy obowiązywały jeszcze stare ceny.
W Moszczenicy w powiecie piotrkowskim z kolei niedawno gruchnęła wieść, że władze gminy szykują drastyczne zmiany i dzieciom ze wszystkich szkół obiady dowozić będzie firma cateringowa. Kucharki więc miałyby utworzyć własną spółkę cateringową, albo iść na bruk.
Te informacje dementuje zastępca wójta Krzysztof Jędrzejczyk. - Od kilku już lat mamy w gminie trzy stołówki z kuchniami, które obsługują wszystkie szkoły poza tą w Jarostach, gdzie nie ma możliwości wydawania dzieciom obiadów - mówi Jędrzejczyk. - I tak pozostanie, nie ma planów ani decyzji, by to zmieniać. Były natomiast w szkołach prowadzone luźne rozmowy o tym, że coraz częściej obiady dla uczniów przejmują firmy cateringowe i propozycja dla pań kucharek, czy nie chciałyby takiej założyć.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?