Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Betina, czy Nel? Historia małej suczki podzieliła niemal cały Bełchatów

Maciej Wiśniewski
Nel, czyli Betina. Historią yorka żyje dziś internet
Nel, czyli Betina. Historią yorka żyje dziś internet Maciej Wiśniewski
Historią małej Nel, która okazała się Betiną żyje niemal cały Bełchatów. Sprawa ciągnie się od sierpnia. Dwukrotnie poruszono w niej policję i prokuraturę, stanowisko zajmował prezydent miasta, a dziś sprawa rozbija się o łamanie konstytucji.

W sierpniu na internetowe ogłoszenie o znalezieniu małego yorka na ul. Jarzębinowej odpowiedziała bełchatowianka Edyta Lipowicz. Osoba, która znalazła psa nie mogła się nim zająć.

- Była wychudzona, miała skołtunioną sierść, kamień na zębach, pozawijane pazury, ale przede wszystkim ogromne guzy na brzuchu, z których sączyła się ropa - opowiada Edyta Lipowicz. Jak podkreśla, było to dla niej naturalne, że z miejsca zabrała psa do weterynarza. Nel, bo tak osoby, które podjęły się opieki nad psem nazwały suczkę, przeszła operację usunięcia macicy i jajników. „Zabieg ratujący życie” napisał w protokole weterynarz Przemysław Rybiński.

Tymczasem okazuje się, że Nel, to tak naprawdę Betina. Od 15 lat żyła kilka domów od miejsca, w którym została znaleziona. - Wyszła z domu przez uchylone drzwi, gdy rozmawiałam z koleżanką, nie zauważyłam tego, niemalże natychmiast zorientowaliśmy się, że Betiny nie ma, zaczęliśmy jej szukać - podkreśla Joanna Statkun, właścicielka psa. Rozpytano sąsiadów, w końcu zamieszczono ogłoszenie w internecie.

W klinice weterynaryjnej, gdzie przeprowadzono zabieg, wiek suczki oceniono na pięć lat. Ropomacicze, guzy, przepukliny, kamień na zębach, to wszystko wskazywało na zaniedbania, nie starego przecież psa. Tymczasem okazuje się, że Betina to już psia staruszka. W czerwcu skończy 16 lat. To dla yorka wiek bardzo sędziwy. - Pies był kochany, miał stworzony normalny dom, był członkiem naszej rodziny - mówi Joanna Statkun, z trudem tamując łzy.

Z tym opisem nie korespondują zdjęcia, które pokazuje Edyta Lipowicz. Widać na nich wyraźnie schorowanego yorka. Opiekująca się psem bełchatowianka zgłosiła się do Stowarzyszenia Ochrony Praw Zwierząt Jazgot. Dalej to ono prowadziło sprawę Nel. Ustanowiło dom tymczasowy dla psa u pani Iwony (nie chce podawać nazwiska, bo ostatecznie to ona usłyszała w sprawie zarzuty).

- Z tygodnia na tydzień widziałam, jak Nel się zmienia, staje się żywotna i radosna - mówi pani Iwona. - Gdy została znaleziona ważyła dwa kilo, przez ten czas gdy była u mnie, przybrała na wadze dwukrotnie - podkreśla.

Jazgot zgłosił sprawę na policję. W opinii stowarzyszenia zaniedbanie to forma znęcania się nad zwierzakiem. Policja pod nadzorem prokuratorskim odmówiła wszczęcia śledztwa. Opierano się m.in. na zeznaniach weterynarza, który operował psa. Ten sam chirurg, który w swojej opinii wykonał zabieg ratujący życie, na policji zeznał, że pies był w stanie dobrym.

- Jedno nie wyklucza drugiego - mówi Przemysław Rybiński. - Wycięcie macicy było konieczne, inaczej pies by zdechł, ale poza tym, jego stan był dobry, biorąc pod uwagę wiek. Ropomacicze często bywa ukryte, właścicielka mogła o nim nie wiedzieć - podkreśla weterynarz. - To był normalny, stary pies.

Joanna Statkun pokazuje książeczkę zdrowia psa, z której wynika, że Betina była leczona. Guzy u starzejącego się yorka pojawiły się w 2016 roku, ale jak mówi właścicielka nie wpływały na jego aktywność i nie powodowały bólu, a powiększać zaczęły się dopiero krótko przed zaginięciem. - Każdy zabieg związany z narkozą u psa w tym wieku niesie ryzyko, dlatego nie decydowaliśmy się np. na zdejmowanie kamienia na zębach, który i tak szybko nawraca - podkreśla Joanna Statkun.

Sprawa otarła się także o urząd miasta. Jazgot wystąpił do prezydent Bełchatowa o odebranie psa właścicielom. Jednak w toku postępowania administracyjnego w październiku magistrat odmówił odebrania psa i nakazał w trybie natychmiastowym zwrócić Betinę właścicielom. Jazgot odwołał się jeszcze do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które utrzymało w mocy decyzję władz miasta. Stowarzyszenie w styczniu nakazało pani Iwonie zwrócić suczkę właścicielom.

- To nie jest tak, że zgadzamy się z decyzjami organów, które zajmowały się sprawą, ale nie mamy możliwości dyskutowania z nimi - mówi Zofia Gutsche-Ciechanowska, prezes Jazgotu.

- Nie zgadzam się z tą decyzją, nie chciałam oddać Nel, bo nie ufam właścicielce, że będzie o nią dbać - stanowczo stawia sprawę pani Iwona. - Wiem, że łamię tym postanowienia uprawnionych organów, ale oprócz decyzji urzędników, jest jeszcze prawo moralne - dodaje.

W tym momencie pojawia się wątek związany z bełchatowską policją. 8 marca do pani Iwony zapukali dwaj funkcjonariusze, z prokuratorskim postanowieniem o przeszukaniu. Ostatecznie opiekująca się Nel bełchatowianka pojechała z policjantami na komendę. - Domagałam się przesłuchania w obecności adwokata, mam do tego prawo - podkreśla. Zadzwoniła po swoją prawniczkę, która wkrótce pojawiła się na dyżurce komendy. Ale policjanci nie chcieli jej wpuścić do środka.

- To jest rzecz niebywała, każdy ma prawo do domniemania niewinności i obrony - mówi mecenas Izabela Głąbicka-Sasin, adwokatka pani Iwony. - Moja klientka prosiła o obecność obrońcy już w momencie, gdy policjanci przyjechali do jej domu. Ja sama wielokrotnie żądałam widzenia z klientką na miejscu w komendzie, domagając się, aby dopuszczono mnie do czynności. Rozpoczęto przesłuchanie bez mojej obecności - zaznacza. - Pracuję w zawodzie od kilkunastu lat, broniłam w procesach o zbrodnie, czy handel narkotykami i nigdy dotąd policja, CBA, CBŚ, czy prokurator nie rozpoczynały czynności bez udziału obrońcy. To jest ewenement, zachowanie policji jest bardzo niewłaściwie. To jest złamanie praw obywatelskich.

Dopiero po ponad godzinie i po pisemnym żądaniu do komendanta prawniczkę wpuszczono do sali, gdzie była jej klientka. W obecności adwokatki pani Iwona usłyszała zarzut przywłaszczenia psa.

Izabela Głąbicka-Sasin zapowiada złożenie zażalenia i skargi na działanie policji. Tymczasem mł. insp. Tomasz Jędrzejczyk, zastępca komendanta powiatowego policji podkreśla, że czynność przesłuchanie podejrzanej odbyło się w obecności adwokat, która po jego zakończeniu nie zgłosiła żadnych uwag ani wniosków, a zarzut o przeprowadzeniu czynności bez jej udziału, nie ma jego zdaniem potwierdzenia w faktach. - Pani, która była w posiadaniu psa przyjechała z policjantami z własnej woli, bo chciała jak najdłużej być z psem. Na początku w komendzie była spokojna, dopiero wówczas, gdy dowiedziała się, że pies zostanie zgodnie z decyzją Samorządowego Kolegium Odwoławczego oraz prokuratury zwrócony prawowitej właścicielce, silnie się wzburzyła i działania policjantów zmierzały do jej uspokojenia - podkreśla komendant Jędrzejczyk. - Policja zgodnie z zasadą legalizmu musiała wykonać czynność odebrania psa. Natomiast czynności postawienia zarzutów przywłaszczenia psa i przesłuchania w charakterze podejrzanej były wykonane w obecności pani adwokat - zapewnia komendant.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto