Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bełchatów. W przeddzień niepodległości, jeszcze żywi, czyli krótka historia jednego zdjęcia

Ewa Drzazga
Archiwum Muzeum Regionalnego w Bełchatowie
Było ich ponad 30. W maciejówkach, cywilnych kurtkach przepasanych na legionową modę pasami, uzbrojeni w to, co kto miał pod ręką. Stali przed pałacem Hellwigów, świadomi doniosłości chwili i obecności fotografa również. Jeszcze żywi. Dwa lata później kilkunastu z nich poległo na frontach wojny polsko-bolszewickiej.

To jedna z najbardziej znanych i jednocześnie najbardziej tajemniczych archiwalnych bełchatowskich fotografii. Na pewno wiadomo tyle, że grupę peowiaków uwieczniono 11 listopada 1918 roku przed pałacem Hellwigów. Tak zresztą głosi podpis na odwrocie zdjęcia. O jakiej porze powstało? W jakich okolicznościach? Mamy tylko domysły.

Pierwsza sekcja Polskiej Organizacji Wojskowej powstała w Bełchatowie na przełomie 1915 i 1916 roku. Liczyła 23 osoby, większość spośród nich jednocześnie była członkami ochotniczej straży pożarnej. Przyjmuje się, że właśnie pod szyldem strażackich struktur można było realizować ćwiczenia czy spotkania. Liderem bełchatowskiego POW był wówczas Jan Ubysz. To właśnie w jego majątku położonym w okolicach dzisiejszego osiedla Olsztyńskiego, peowiacy organizowali zalecane przez organizację ćwiczenia bojowe. Podobno podobne spotkania odbywały się też w parku Hellwigów. Nie przez przypadek, bo Stefan Hellwig, syn właściciela majątku, też był członkiem POW.

23 członków w początkach POW to, w bełchatowskich realiach, sporo. Ale nic dziwnego, że mężczyźni się garnęli. O Legionach i peowiakach musiało się mówić sporo. W końcu w Piotrkowie był punkt werbunkowy, w Rozprzy tworzyły się 4 i 6 Pułk Legionów Polskich, a w Gomunicach był szpital dla ozdrowieńców. Miejscowi śledzili też losy bełchatowian, którzy do Legionów już przed 1918 rokiem się zaciągnęli, jak Ludwik Dybek, Janusz Kępalski, Zdzisław Framusiński czy Stefan Wólkiewicz, o którym wiadomo, że w właśnie w 1918 roku zginął gdzieś na froncie, a mimo poszukiwań rodziny nigdy nie udało się ustalić, gdzie poległ.

W oczekiwaniu na prawdziwy sprawdzian bojowy, pod Bełchatowem peowiacy organizowali ćwiczenia z wykorzystaniem drewnianych atrap karabinów. Wiadomo, że jednym z instruktorów, którzy przyjeżdżali tu na szkolenia, był Stefan Starzyński, 20 lat później bohaterski prezydent Warszawy.

Ćwiczenia terenowe nie były tylko „zabawą dużych chłopców”. W praktyce miały się przydać na początku listopada 1918 roku, podczas akcji dywersyjnych. Najsłynniejszą była ta z 9 listopada, gdy peowiacy podpalili młyn i młockarnię w majątku Wielopole. Właściciele tych dóbr byli oskarżani o kradzieże zboża z okolicznych wiosek. Prawdziwa próba przyszła dwa dni później. Polska była już właściwie pewna. Z miasta trzeba było się „tylko” pozbyć obcych mundurów. Na fali entuzjazmu postanowiono na nic nie czekać...

Tamtej listopadowej niedzieli

Wiadomo, że 11 listopada 1918 roku przypadał w niedzielę. Po mszy świętej, nie wszyscy rozeszli się do domów. Członkowie bełchatowskiej komórki POW razem ze strażakami prosto z kościoła udali się na posterunek żandarmerii. Daleko nie mieli, mieścił się przy ówczesnej ul. Dworskiej (dzisiejsza ul. Pileckiego). Na miejscu zastali komendanta Orłowskiego i siedmiu żandarmów. Żandarmi w austriackich mundurach oporu nie stawiali. Rekwizycja broni poszła błyskawicznie.

Można domniemywać, że nabożeństwo, po którym rozbrajano posterunek, to suma. Akcja mogła więc zostać przeprowadzona około godz. 14. Czy bezpośrednio po niej peowiacy przeszli pod pałac Hellwigów, by stanąć do apelu? Możliwe. Pewne jest że zdjęcie wykonano najpóźniej tuż po godz. 16. Musiało tak być, bo 11 listopada słońce zachodzi o 15.58, a nawet jeśli wziąć pod uwagę, że w 1918 roku nie zmieniano czasu na zimowy, to przy jesiennej szarudze około godz. 17 musiał już panować zmrok. Wszystkie te ustalenia biorą jednak w łeb, jeśli msza, po której zaplanowano akcję, nie została odprawiona w południe, a np. o godz. 9.

Przyjmijmy jednak, że peowiacy udali się przed pałac Hellwiga po południu, niedługo po rozbrojeniu posterunku. Stanęli do apelu, ale z jakiej okazji? Czy odczytano jakiś manifest, okólnik, rozkaz rozesłany do terenowych oddziałów POW? Czy widoczny po prawej stronie mężczyzna w kożuszku „stylizowanym” na wojskowy płaszcz składał meldunek przedstawicielowi władz wojskowych? A może „tylko” szefowi bełcha-towskich struktur, komendantowi Janowi Ubyszowi? Czy widoczni w tle mężczyźni na koniach to wojskowi, czy przedstawiciele lokalnego ziemiaństwa (czyli w praktyce właściciele okolicznych folwarków)?

Na te pytania na razie odpowiedzi nie znamy. Podobnie nierozstrzygnięta pozostaje kwestia sztandaru, który trzyma mężczyzna z pierwszego rzędu. Pewne elementy wskazują, że mógł być to proporzec Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży z charakterystyczną głownią w kształcie sokoła. Co się z tym sztandarem stało, nie wiadomo. Być może ciągle jeszcze znajduje się w którejś z bełchatowskich parafii. Choć równie dobrze mogło być i tak, że proporzec przygotowano na potrzeby chwili, żeby Orzeł Biały powiewał nad szeregami polskiej formacji w odradzającej się ojczyźnie.

Właśnie ten entuzjazm i, mimo wszystko, prowizorka, były charakterystyczne dla tamtych dni. Mężczyźni na zdjęciu nie mają mundurów. Ich cywilne kurtki tylko wyglądają jak wojskowe ubrania. Łączą ich maciejówki, noszone na wzór Józefa Piłsudskiego, który musiał być ich bohaterem w tamtych dniach. Ale jeden ma na głowie zwykłą „papachę”, inny strażacką, białą czapkę. Uzbrojenie to też zupełna dowolność - broń krótka, długa, biała - wszystko było dobrze widziane. Austriackie rewolwery, które da się rozpoznać na zdjęciu pewnie świeżo odebrano żandarmom.

Kto wykonał to zdjęcie, nie wiadomo. Mężczyźni, których uwieczniono, byli świadomi obecności fotografa, niektórzy zerkają w jego kierunku. Czy przechowywano je w domu Kępalskich (choć sam Janusz Kępalski nie brał udziału w tym apelu)? Czy może u Hellwigów, Miętkiewiczów, Ubyszów czy Kosteleckich? Nie wiemy.

Tak samo, tylko sto lat później

Członkowie bełchatowskiej Grupy Rekonstrukcyjnej im. 84 Pułku Strzelców Poleskich dla uczczenia 100 lat Niepodległości przymierzają się do nietypowego wyzwania. Chcą przeddawnym dworem Hellwigów, odtworzyć scenę ze słynnego bełchatow-skiego zdjęcia. Potrzeba do tego około 30-40 mężczyzn, każdy, kto chciałby wziąć udział w tej nietypowej rekonstrukcji, będzie mile widziany. Warunek jest jeden - trzeba przybyć w ubraniu, które maksymalnie będzie przypominać to widoczne na fotografii. Bo zdjęcie, takie samo jak to sprzed stu lat, też zostanie wykonane.

Osoby, które chcą przyłączyć się do tego przedsięwzięcia, powinny kontaktować się z Rafałem Jędrzejczakiem w muzeum (e-mail: [email protected], lub tel. 44 633 11 33).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto