Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bełchatów. Markthalle na placu Fryzyjskim czyli jak hali targowej nie zbudowano

Redakcja
Trudno dziś ocenić, jak wiele dzieliło Bełchatów od hali targowej z prawdziwego zdarzenia. Taką inwestycję planowano (i nie jest to żart) na przełomie 1939 i 1940 roku, a do dziś zachował się przecież projekt budowlany tego olbrzymiego obiektu. Gdzie miał stanąć i dlaczego tak się nie stało?

W grudniu 1939 roku Bełchatów był miastem smutnym, jak chyba nigdy wcześniej. Choć święta za pasem, próżno było wypatrywać tłumu handlujących na targach czy jarmarkach. Na Starym Rynku straszyły za to mury spalonych kamienic - domy po południowej i zachodniej stronie placu były zrujnowane po ostrzale we wrześniu 1939 roku. Nikt nie garnął się do tego, by ruiny rozbierać. Bo też trudno było oswoić się z tym, że w mieście rządzili Niemcy, że na ulicach pełno było żołnierzy w obcych mundurach. Trudno było żyć, jak gdyby nigdy nic, gdy przyszłość pozostawała niepewna.

Jakub Gerhardt, zimą 1939 roku burmistrz Bełchatowa, doskonale pamiętał, że jeszcze kilka miesięcy temu to miasto wyglądało zupełnie inaczej. Że wtedy Stary Rynek i Nowy Rynek tętniły życiem, że w dni targowe trudno było przecisnąć się między wozami, które zastawiały plac, że z gospody (czy też jak mówili ci bardziej bywali - restauracji) goście wysypywali się, bo trudno było się wszystkim pomieścić. Że bałagan panował wtedy w mieście taki, że trudno to było znieść. Ale właśnie w grudniu 1939 roku można było tylko za tym tęsknić.

Czy pastorowi Gerhardtowi brakowało tamtego Bełchatowa? Trudno zakładać, że ten piewca idei hitleryzmu tęsknił za przedwojennym polskim ustrojem. Ale do miasta, w którym mieszkał przez kilkanaście lat, przywiązał się. A skoro już przez pełnomocników swojego ukochanego wodza, Adolfa Hitlera, został mianowany gospodarzem Bełchatowa, to zależało mu na tym, żeby działo się tu jak najlepiej. Zależało mu, żeby pokazać, że niemiecki porządek może się objawić w sposób, który niedowiarkom otworzy oczy. I to właśnie najprawdopodobniej pastor Jakub Gerhard wpadł na pomysł, by wykorzystać fakt, że część Starego Rynku jest zrujnowana i że trzeba będzie w końcu ruin się pozbyć. Że można w ich miejsce wprowadzić ład i porządek i, jak byśmy dziś powiedzieli, „zrewitalizo-wać” Stary Rynek, czy też raczej plac Fryzyjski, bo właśnie na Friesenplatz przemianowano wówczas to miejsce.

Galeria handlowa jak się patrzy

Dokumentów potwierdzających ten fakt nie ma, ale wydaje się, że to właśnie ówczesny burmistrz Bełchatowa sprawił, iż w grudniu 1939 roku piotrkowskie biuro architektoniczne pracowało już nad planem hali targowej, która miała stanąć w południowej części Starego Rynku. Projekt tego budynku był gotowy w lipcu 1940 roku, a odnalazł go w zasobach Archiwum Państwowego w Piotrkowie Trybunalskim Witold Selerowicz. To właśnie dzięki niemu i dzięki temu, że opisał te plany w swojej książce „Miasto i ludzie IV. Bełchatów w latach okupacji niemieckiej” wiemy dziś, jak „murowana miejska hala targowa w Bełchatowie” (tak ja nazwano w projekcie) miała wyglądać.

Zachowany projekt liczy 16 stron formatu A4 i wynika z niego ewidentnie, że plany związane z budową hali były naprawdę ambitne. Budynek miał mieć 60 metrów długości i 29,3 metra szerokości. Hala miała stanąć w miejscu zbombardowanych kamienic i niezabudowanych placów (należały do beł-chatowskich Żydów, więc z punktu widzenia niemieckich władz kwestie własnościowe nie stanowiły problemu).

Latem 1940 roku, gdy plany były gotowe, prace porządkowe też już trwały w najlepsze. Jak obliczył Witold Selerowicz, po rozebraniu ruin, po południowej stronie Starego Rynku powstał obszerny, pusty plac o powierzchni około 1,5 ha. I to właśnie w tym miejscu miała stanąć hala. Obok samego budynku, po jego wschodniej i zachodniej stronie, miały powstać dwa miejsca, które dziś nazwalibyśmy parkingami. Każdy miał mieć wymiary ok. 34 metry na 34 metry. Zakładano zapewne, że tutaj w dni targowe będzie prowadzony drobny handel, np. przez chłopów z okolicznych wsi.

A jak hala miała wyglądać w środku? Opis jest imponujący. Do budynku wchodziłoby się z czterech stron. Frontony wejściowe byłyby wyniesione ponad dach hali, każde wejście byłoby zaopatrzone w maszty o wysokości 3 metrów. Na wschodnim i zachodnim frontonie miały się znaleźć napisy „Markthalle”.

Jak zaznacza Witold Sele-rowicz, od wschodu i zachodu można było wejść do hali bezpośrednio. Wejścia od południa i północy prowadziły najpierw do klatek schodowych. Te schody z kolei wiodły na piętro, gdzie były zaprojektowane dwa duże lokale, zapewne na pomieszczenia biurowe.

Na parterze planowano aż 48 sklepów i cztery toalety. Sklepy miały być ułożone w specyficzny sposób. Od strony południowej i północnej zaplanowano 20 sklepów, do których można było dostać od zewnątrz. Kolejnych dwadzieścia sklepów miało mieć wejścia od „środka” (żeby się do nich dostać, trzeba było wejść do budynku). Te „wewnętrzne” sklepiki były malutkie, miały około 9 metrów kwadratowych. „Zewnętrzne” były dużo większe, bo o powierzchni ok. 17 metrów kw. Ale największe były cztery lokale, zaprojektowane przy wejściach po wschodniej i zachodniej stronie - każde z tych pomieszczeń miało mieć 22 metry kw. Co ciekawe, pośrodku hali zaplanowano budowę fontanny o średnicy 5 metrów.

Na tym jednak nie koniec, bo jak zauważa Witold Selerowicz, plan sytuacyjny hali, który się zachował wskazuje, że na budowie samego obiektu zamierzenia „rewitalizacyjne” nie kończyły się. Przed budynkiem remizy strażackiej planowano bowiem stworzenie zieleńca z fontanną, po północnej i południowej stronie placu miały być natomiast wytyczone jezdnie, każda z dwoma chodnikami.

Została agawa

Dlaczego bełchatowska hala targowa skończyła swoją karierę na projekcie? Witold Selerowicz wskazuje, że w sierpniu 1942 roku namiestnik Rzeszy na Kraj Warty rozesłał okólnik dotyczący ograniczenia miejskich planów rozbudowy na tym terenie. Uzasadniał to „sytuacją wojny totalnej” i konieczności zaangażowania wszystkich sił na potrzeby armii. „Przygotowania i planowanie przyszłych zadań na okres pokojowy należy w sposób zasadniczy ograniczyć” - czytamy w tym samym okólniku. Temat budowy hali do końca wojny już nie powrócił.

Plotki czy wręcz potwierdzone informacje na temat planów dotyczących hali musiały za to dotrzeć do mieszkańców miasta, bo już po zakończeniu wojny, w PRL-owskiej rzeczywistości, temat powrócił. Gdy w 1948 roku radni miejscy opracowywali sześcioletni plan gospodarczy, budowę hali na placu Narutowicza wpisano jako zadanie do realizacji na 1950 rok. W 1951 roku budowa miała zostać zakończona. Jednak już sam plan, na tym samym posiedzeniu Miejskiej Rady Narodowej został skorygowany. Radni uznali bowiem, że „hala targowa nie jest koniecznie potrzebną” i budowę przesunięto na rok 1954. Ostatecznie z całych planów rewitalizacyjnch, zrealizowano tyle, że na placu Narutowicza urządzono skwer z fontanną. Sęk w tym, że wodociągu w mieście jeszcze nie było, więc nie było jak uruchomić nowego urządzenia. W miejsce fontanny ustawiono więc agawę - bohaterkę wielu bełchatowskich pocztówek. A kwestia hali została odłożona ad acta i raczej już nie powróci. Szkoda?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto