Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Albert Hellwig, burmistrz Bełchatowa, który pisał do starosty: "Mnie usuwać nie potrzeba"

Ewa Drzazga
Archiwum Muzeum Regionalnego w Bełchatowie
Gdy 20 kwietnia 1926 roku Albert Hellwig obejmował obowiązki burmistrza Bełchatowa, nie spodziewał się, że raptem rok i dwa miesiące wystarczą mu, by na dobre obrzydzić sobie polityczną działalność. I że bezradny wobec pustki w kasie, będzie musiał prywatnymi wekslami pokrywać miejskie wydatki.

"Wszystko tu wyliczone nie jest chęcią wykazania własnego talentu, pragnę tylko dowieść, że jakkolwiek pożądanem by było należenie do Rady więcej ludzi inteligentnych, to jednak ta Rada jaka jest, może się szczycić tem, że podczas jej kadencji, w tak ciężkich warunkach, tyle zrobiła (obojętnie czyimi rękoma) jak w żadnej innej mieścinie kraju i do rozwiązania jej (...) konkretnego powodu nie ma” - pisał 23 czerwca 1927 roku burmistrz Bełchatowa, Albert Hellwig.

Pismo kierował do starosty piotrkowskiego, który zaledwie kilka dni wcześniej rozwiązał bełchatowską radę miasta „z powodu szkodliwej dla gospodarki miejskiej jej działalności”. Po „lustracji” gospodarki miasta inspektorzy starostwa wypunktowali błędy młodego samorządu (rada miejska działała w Bełchatowie raptem od kwietnia 1925 roku).
Burmistrz Hellwig był urażony i zraniony w swojej dumie. Przez ostatnie półtora roku nie raz i nie dwa wykładał prywatne pieniądze, żeby instytucje, które w mieście już pozakładano, w ogóle mogły dalej funkcjonować. Ale tych starań teraz nikt nie doceniał, a dobre chęci przemysłowca - burmistrza przeszły niezauważone.

„Mnie usuwać nie potrzeba (...) w każdej chwili mogę odejść”

- pisał do starosty prosząc jedynie, by (jeśli ma dojść do rozwiązania rady) przesłano mu wcześniej taką informację. Chciał sam zrezygnować ze stanowiska.

Burmistrz Hellwig. Mniejsze zło

Albert Hellwig nie musiał „bawić się w politykę”. Fakt, że w 1925 roku zdecydował się na start w wyborach samorządowych, można tłumaczyć na dwa sposoby. Możliwe, że 69-letni przemysłowiec, którego sytuacja finansowa była już stabilna i którego od dawna zaliczano do lokalnego „patrycjatu”, zapragnął poświęcić się działalności społecznej. Już wcześniej angażował się w działalność kół, czy stowarzyszeń (był jednym z założycieli straży ogniowej czy kasy zapomogowo-pożyczkowej). Być może rola rajcy była dla niego wyzwaniem. A może myślał, że uda się dzięki temu wcielić w życie jakieś nowe przedsięwzięcia. Albo że uda się zrobić z Bełchatowa prawdziwe miasto?

ZOBACZ RÓWNIEŻ: BURMISTRZ BEŁCHATOWA, KONSTANTY MIĘTKIEWICZ, ARESZTOWANY

Jego przesłanki pozostaną już tajemnicą, ale można zakładać, że już pierwszy rok zasiadania w radzie miasta musiał Hellwiga mocno rozczarować. Żadne stronnictwo nie miało większości, ewidentne podziały na tle narodowościowym i politycznym uniemożliwiały konstruktywne obrady. Na sesjach dochodziło do kłótni (z rękoczynami włącznie), a zachowania niektórych samorządowców można było eufemistycznie określić jako „zawstydzające”.

Dodatkowo burmistrz Ludwik Bryłka i wiceburmistrz Konstanty Miętkiewicz toczyli ze sobą niemal otwartą wojnę. W końcu radni zarząd miasta odwołali i 20 kwietnia 1926 roku mieli powołać nowy. Ponieważ nadal żadne z ugrupowań nie miało większości, trudno było przedstawić kandydata, który mógł liczyć na realne poparcie. Ostatecznie zgłoszono dwie kandydatury: Alberta Hellwiga i Józefa Szmidta. Ten drugi, jako członek odwołanego zarządu, był właściwie bez szans w głosowaniu. Kandydatura Hellwiga spotkała się z kolei z ostrym sprzeciwem radnych PPS i Bundu.
I choć sposoby dyskusji preferowane przez ówczesnych lewicowych radnych były (i są) nie do przyjęcia, to przecież dziś obiektywnie trzeba przyznać, że w ich argumentacji było trochę racji.
Wytykali Hellwigowi, że „ma rachunki z magistratem” (był właścicielem elektrowni dostarczającej energii na potrzeby miasta) i właśnie dlatego nie powinien kandydować. I opuścili salę obrad. Pod ich nieobecność Albert Hellwig został wybrany burmistrzem.

Kilka godzin dyskusji, zero uchwał. I tak siedem razy

Czy Albert Hellwig zgodziłby się kandydować na burmistrza, gdyby wiedział, co stanie się 14 miesięcy później? Wątpliwe. Już w marcu 1927 roku starosta piotrkowski zarządził „lustrację magistratu” i całej gospodarki miasta Bełchatowa.
Sprawozdanie liczyło 13 stron, a kontrolerzy nie zostawili suchej nitki na radnych. Najlepszym podsumowaniem ich działalności był akapit o 21 zwołanych posiedzeniach rady, spośród których na siedmiu nie powzięto żadnych uchwał, choć trwały one po kilka godzin.
Czym zatem zajmowali się rajcy? Otóż własnymi wnioskami nagłymi, dyskusjami i kłótniami. Zarząd miasta, którego szefem był burmistrz Hellwig, też nie działał tak, jak trzeba. Bałagan w sprawach personalnych, chaos w księgowości i brak uchwalonego budżetu (co było już zasługą tak radnych, jak i zarządu). Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze nieprawidłowości w funkcjonowaniu miejskich „spółek” - jak dziś byśmy je nazwali. Wówczas chodziło o rzeźnię, elektrownię, betoniarnię i łaźnię.

CZYTAJ TEŻ: ZNISZCZENIA WOJENNE W BEŁCHATOWIE I OKOLICACH W 1939 ROKU

W rzeźni wytknięto przerost zatrudnienia. Elektrownia formalnie była własnością miasta, ale budynek i część urządzeń należały do burmistrza, z którym magistrat nie miał żadnej pisemnej umowy. Również miejska sieć energetyczna była własnością Alberta Hellwiga, któremu z kasy miasta wypłacano miesięczny czynsz. Betoniarnia działała w budynkach należących do burmistrza, a po tym co w niej produkowano nie było śladu w księgach rachunkowych. Oprócz, oczywiście, wypłat dla majstra, który dostawał pieniądze za każdą wytworzoną płytę. I na koniec łaźnia. Ta dopiero była organizowana, więc inspektorzy nie mieli czego badać, choć wytknęli, że urządzona została (oczywiście) w budynkach należących do Alberta Hellwiga, po sąsiedzku z elektrownią.

W sprawozdaniu były zalecenia pokontrolne. Ale jednocześnie z nim do starosty przesłano wniosek o rozwiązanie bełchatowskiej rady miasta i o zarządzenie nowych wyborów. „Rada w obecnym składzie nie jest zdolna do należytego funkcjonowania” - pisano. A rozwiązanie rady automatycznie oznaczało odwołanie zarządu. Burmistrza również.

Czy Albert Hellwig kierował się własnym interesem tak zarządzając przedsiębiorstwami miejskimi? Raczej nie. Choć był biznesmenem, to przecież wydaje się, że po prostu robił co mógł, żeby wszystko jakoś działało. A że nie miał za sobą rady ani wystarczającej sumy miejskiej w kasie, szedł czasami na skróty, tak jak by to zrobił w przypadku prywatnego przedsiębiorstwa

Tłumaczył się zresztą w piśmie przesłanym do starosty. Rozżalony i rozgoryczony, nie mógł pogodzić się z tym, że nikt o jego wysiłkach nie powiedział dobrego słowa. O radzie pisał, że „sprawy wyzyskania miasta na cele stronnictw były na pierwszym, a gospodarcze na ostatnim planie”. Dowodził:

„Jeżeli więc, pomimo takiego składu ojców miasta, tyle stworzyć zdołałem, to jest to wyłącznie moją zasługą. (...) Rada „zadysponowała sobie elektrownię i rzeźnię, lecz z jakich funduszów (...), dla ojców było obojętne” - pisał burmistrz do starosty.

Hellwig wylał całą gorycz. Pisał, że wszystkie materiały do budowy rzeźni dostał od mieszkańców na kredyt, a długi szybko udało się spłacić z dochodów przedsiębiorstwa. Pisał, jak wystawiał własne weksle na kilka tysięcy złotych (miejskich nikt nie chciał brać), żeby zapłacić majstrom za pracę przy budowie.

Burmistrz wskazywał, że podejmując się urządzenia elektrowni, od razu zobowiązał się do tego, że odsprzeda ją miastu. „Nie mając żadnej gotówki, natomiast kredyt wszędzie, na zawołanie elektrownie uruchomiłem” - chwalił się staroście. Dowodził, że betoniarnię urządził w piwnicach browaru, bo przecież „dojrzewający” pod gołym niebem wyrób nie byłby trwały. A łaźnia? Ludzie narzekali, że nie mają się gdzie kąpać. „Urządziłem w browarze łaźnię i wanny” - w tym burmistrz też nie widział nic nadzwyczajnego. Jednocześnie podkreślał, że osobiście nadzorował układanie chodników i betonów, a spać chodził grubo po północy, bo sam czuwał nad pracą maszyn w elektrowni.

W tym samym piśmie Albert Hellwig podkreślał, że radni „pod presją ogółu mieszkańców” (choć chyba raczej zagrożeni odwołaniem) wojny między sobą już nie prowadzą i pomagają w pracy dla dobra miasta. Na wcześniejszych wyborach, dowodził burmistrz, miasto może nic nie zyskać, a tylko zaprzepaszczone zostanie to, co już udało się zrobić.

Starosta nie dał się przekonać. Burmistrzowi umożliwiono złożenie rezygnacji (tak, jak chciał). Nowe wybory odbyły się 4 września 1927 roku. Już bez Alberta Hellwiga, który polityce powiedział „dziękuję”.

Genezę i rezultat przedterminowych wyborów do Rady Miejskiej w 1927 roku Witold Selerowicz opisał w trzecim tomie swoich szkiców historycznych o Bełchatowie pt. „Miasto i ludzie”.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto