W metrykę nikt mi nie zagląda... - rozmowa z Marcinem Szymczykiem, prezesem PGE GKS Bełchatów

PGE GKS rozpoczyna sezon w ekstraklasie. Pan debiutuje jako najmłodszy prezes w historii klubu, a może i całej ligi. Trema już jest?
Raczej nie, bo trochę czasu w klubie już spędziłem. W sumie to nie mogę się doczekać rozpoczęcia sezonu. Chcę zobaczyć, jakie będą efekty ciężkiej pracy ostatnich miesięcy.

Przed sezonem wiele osób przepowiadało wielką wyprzedaż GKS. Odeszło zaledwie kilku znaczących zawodników. W zamian ściągnięto głośne nazwiska, m.in. trenera Janasa czy Kamila Kosowskiego.
Nie ukrywam, że kluczem do sukcesu było ściągnięcie tak doświadczonego trenera. Trener Janas był pierwszym najważniejszym transferem. Rozmowy z kolejnymi zawodni-kami nie były łatwe, ale myślę, że udało się nam zbudować ciekawą drużynę.

Trener jest sporo starszy, podobnie niektórzy zawodnicy. Ma pan posłuch w klubie?
Tego nie zdobywa się krzykiem czy wrzaskami, ale ciężką pracą. Bo jeśli zawodnicy czy trener widzą, że prezes zostawia serce w pracy, to na metrykę nie patrzą. Nie ma tutaj znaczenia czy ktoś ma 20 czy 50 lat.

Mocno pan odchudził kadrę GKS. Z listy płac zniknęło wielu zawodników, którzy mało grali albo wcale...
Takie oszczędności były konieczne, bo budżet nam się uszczuplił. Kadra była trochę za szeroka. Liczę, że drużyna, którą mamy obecnie, w zupełności wystarczy.
Budżet udało się ledwo dopiąć, a doszła jeszcze sprawa z trenerem Orestem Lenczykiem, któremu klub musi zapłacić pół miliona złotych odszkodowania za zerwaną umowę.
Na pewno jest to problem dla budżetu, bo teraz w klubie każdą złotówkę oglądamy dwa razy, ale jakoś sobie poradzimy.

Co może obiecać pan kibicom?
Nie chcę wypowiadać się za zawodników, mogę tylko powiedzieć, że zrobię wszystko, aby kibice mogli oglądać mecze na wysokim poziomie.