Panią Krystynę, która mieszka w domu w Bełchatowie, odwiedził młody mężczyzna. Powiedział, że jeśli ma piec na węgiel, ekogroszek czy instalację gazową, to powinna mieć w domu detektor dymu i gazu. Jest zima, w życiu różnie się może zdarzyć, a taki czujnik uratuje jej życie. Albo i całej rodzinie. A on może takie urządzenie sprzedać i zamontować. Więc starsza pani zgodziła się na montaż. Podpisała umowę, dała zaliczkę.
Niby wszystko zgodnie z prawem, ale czujnik z umowy kosztował 390 zł! Gdy bełchatowia-nka zorientowała się, że takie samo urządzenie może kupić w sklepie za 100, a maksymalnie za 150 zł, chciała z umowy zrezygnować. I wtedy zaczęły się kłopoty.
Piotr Porzeżyński, powiatowy rzecznik konsumentów w Bełchatowie mówi, że ma sygnały o takich przypadkach. W dwóch pomaga właśnie wyplątać się z zawartych w ten sposób umów. Bo, jak zaznacza rzecznik, w samej formie sprzedaży nie ma nic niezgodnego z prawem . Zastrzeżenia budzą szczegóły umowy (jest tam np. mowa o zadatku, który przepada, jeśli ktoś zechce zrezygnować z umowy. W przypadku transakcji zawartych w ten sposób, czyli poza lokalem sprzedawcy, taka klauzula nie ma racji bytu). No i fakt, że urządzenie które można bez problemu kupić za 100 zł, u przedstawiciela firmy kosztuje cztery razy tyle.
Sygnały o firmie sprzedającej czujki za 400 zł mieli też bełchatowscy strażacy. - Była u nas starsza pani, mieszkanka jednej z miejscowości na terenie powiatu - opowiada Wojciech Maciejewski, rzecznik bełchatowskiej komendy Państwowej Straży Pożarnej. - Była przestraszona całą sytuacją. Okazało się, że wpłaciła im zaliczkę 30 zł, ale potem ze sprzętem nikt się już nie pokazał. Mówiła, że przedstawiciel firmy jeździł od domu do domu, przy namawianiu odwoływał się do naszej akcji promującej montowanie czujek - dodaje.
Maciejewski zaznacza, że strażacy z taką sprzedażą nie mają nic wspólnego. Cena, za jaką oferowano urządzenia jest mocno wygórowana. - Najlepsze czujki, takie, które my rozdajemy np. w naszych konkursach, mogą kosztować maksymalnie 150 -180 zł - zaznacza.
Starszej pani poradzono, by zawiadomiła o nieuczciwej firmie policję. Takie zawiadomienie jednak nie wpłynęło. - Apelujemy do osób, które miały do czynienia z takimi sytuacjami, by nas o tym powiadomiły - mówi Sławomir Szymański, rzecznik bełchatowskiej policji.
Co zrobić, jeśli ktoś już taką umowę podpisał? Piotr Porze-żyński już się przekonał, że z tą firmą łatwo nie będzie. Na odstąpienie od umowy każdy ma 14 dni. W tym czasie trzeba do firmy wysłać pisemną rezygnację, za potwierdzeniem odbioru. W biurze rzecznika pomogą sformułować taki dokument.
- Kłopot w tym, że firma na pisma przesłane do tej pory przez dwie osoby, które do nas się zgłosiły, nie odpowiada - mówi powiatowy rzecznik konsumentów. - Działamy dalej w tej sprawie. W jednym wypadku pani wpłaciła niemal całą kwotę, ponad 300 zł - zaznacza.
Porzeżyński namawia też, by w wypadku akwizytorów nie działać pochopnie. Dokładnie przeczytać umowę i, przede wszystkim, nie zgadzać się na wpłacanie żadnych zaliczek.
- Odzyskanie pieniędzy może się potem okazać trudne - dodaje rzecznik konsumentów.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Polski samolot musiał nagle lądować na Islandii. Nerwowa sytuacja na pokładzie
- Gwiazdy „Pulp Fiction” na 30. rocznicy premiery filmu. Niektórych zabrakło
- Kokosanka pingwinem roku. Ptak z gdańskiego zoo bije rekordy popularności
- Sto dni do rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Co mówią mieszkańcy Paryża?