Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sąd: Prokurent firmy składującej odpady w Zelowie przyczynił się do pożaru

Ewa Drzazga
Sześć lat po groźnym pożarze, do którego doszło w Zelowie na terenie firmy składującej i przetwarzającej odpady jest wreszcie jasne, że ogień pojawił się tam przez ludzkie zaniedbanie. Sąd Rejonowy w Bełchatowie uznał, że to prokurent spółki przyczynił się do tego zdarzenia. Został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, ma również zapłacić dosyć wysoką grzywnę.

Krzysztof G. był w 2012 roku prokurentem firmy, która w Zelowie od 2010 roku składowała odpady. Od łódzkiego przedsiębiorstwa Mistral - Elast (w procesie właściciel nieruchomości występował jako oskarżyciel posiłkowy) firma reprezentowana przez Krzysztofa G. wynajmowała hale produkcyjne. Przedstawiciele Mistrala jeszcze przed pożarem z 2012 roku alarmowali, że działalność firmy składującej odpady przy ul. Żeromskiego, czyli niemal w ścisłym centrum miasta, może zakończyć się nieszczęściem.

Na potwierdzenie tego, że mieli absolutną rację, przyszło czekać niedługo bo do nocy z 4 na 5 września 2012 roku. To właśnie wówczas w hali, w której firma Krzysztofa G. składowała odpady, wybuchł pożar. W akcji gaśniczej uczestniczyło aż 35 jednostek straży pożarnej. Na szczęście choć ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie, nic nie stało się trójce pracowników jednego z sąsiednich zakładów. Później biegli ocenili, że to właśnie dla ich życia pożar stanowił zagrożenie.

Straty materialne były ogromne. Ale, paradoksalnie, poniosła je nie firma, w której doszło do pożaru, a właściciel nieruchomości. Szkody oszacowano w sumie na 5,5 mln zł, przy czym odszkodowanie, jakie Mistral - Elast otrzymał po pożarze, wyniosło zaledwie 335 tys. zł.

Postępowanie, w ramach którego miano ustalić, kto jest odpowiedzialny za to zdarzenie, szło jak po grudzie. Prokuratorskie śledztwo dwa razy umarzano, zanim w ramach trzeciego postępowania, udało się komuś postawić zarzuty. Bo koniec końców śledztwo wykazało nieprawidłowości.

Kluczowe dla losów tego postępowania było ustalenie, że w firmie składowano i niszczono wyroby tytoniowe i alkohol, choć spółka nie miała na to pozwolenia (taka działalność nie była wymieniona w dokumencie, jakie dla spółki Krzysztofa G. wystawiło beł-chatowskie starostwo zezwalając na działalność firmy w Zelowie). Tymczasem do hal przy ul. Żeromskiego trafiały produkty zarekwirowane wcześniej przez Izbę Celną i przeznaczone do utylizacji. Spółka G. miała na ich niszczenie podpisaną oficjalną umowę.

Jak się okazało, właśnie w dniu pożaru na rozdrobnione odpady wylano kilkaset litrów alkoholu etylowego, bo tak go utylizowano. Według ustaleń biegłego w zakładzie nie istniały systemy wietrzenia, a feralnego dnia nasączone paliwo pozostało w hali magazynowej. W zakładzie nie istniały systemy wietrzenia. W efekcie (to również wnioski wyciągnięte w ekspertyzie biegłych), doszło do samozagrzewania się i w konsekwencji do samozapalenia zmielonych odpadów składowanych w hali na pryzmie.

Ale z punktu widzenia tego postępowania i kodeksu karnego najistotniejsze było jeszcze coś innego: kilka miesięcy przed pożarem strażacy nakazali sporządzenie instrukcji bezpieczeństwa pożarowego dla firmy, której prokurentem był G. Właśnie on miał odpowiedzialnemu za instrukcję strażakowi udzielić informacji. Na ich podstawie miała następnie powstać sama instrukcja. Tyle, że Krzysztof G. nie napomknął nawet osobie przygotowującej ten dokument, że w firmie składowane są odpady niebezpieczne i że właśnie w związku z tym może tam dojść do ich samozagrzewania się i zamozapłonu.

Uchybienie miało ciąg dalszy, bo przez to, że w instrukcji nie znalazły się wytyczne na wypadek takiego zdarzenia, nie określono również, w jaki sposób zapobiegać samozagrzewaniu. W efekcie w halach wynajmowanych przez firmę składowane były m.in. takie odpady, na które spółka nie miała pozwoleń, przy czym przechowywano je w pomieszczeniach nieprzystosowanych i w sposób zagrażający zdrowiu i życiu ludzi. I następstwem tych właśnie zaniedbań, zdaniem śledczych, był ogromny pożar w nocy z 3 na 4 września.

Właśnie te ustalenia były podstawą do oskarżenia prokurenta firmy, Krzysztofa G. o nieumyślne sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu ludzi oraz mieniu w wielkim rozmiarach.

Ostatecznie Krzysztof G. na ławie oskarżonych Sądu Rejonowego w Bełchatowie zasiadł w 2017 roku, czyli dopiero pięć lat po samym pożarze. Materiały, jakie zgromadzono w toku tego postępowania, liczą już ponad 20 tomów. Sam Krzysztof G. nie przyznał się do zarzucanego mu czynu, ale nie potrafił jednocześnie przedstawić takiej wersji wydarzeń, która byłaby wiarygodna dla sądu.

Ostatecznie Sąd Rejonowy w Bełchatowie uznał, że Krzysztof G. ponosi pełną odpowiedzialność za sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa w postaci pożaru, zagrażającego mieniu dużej wartości oraz zdrowiu lub życiu ludzi. Prokurenta skazano na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata. W związku z tym, że Krzysztof G. nadal zajmuje się działalnością gospodarczą, związaną z utylizacją odpadów komunalnych, orzekający w tej sprawie sędzia Sądu Rejonowego w Bełchatowie, Bartłomiej Niedzielski, uznał za właściwie wydanie wobec G. trzyletniego zakazu prowadzenia działalności tego typu. Prokurent ma również zapłacić relatywnie wysoką, bo wynoszącą 32 tys. zł grzywnę.

Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto