Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Recenzja filmu „Mumia” [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Męska siła kruszeje pod groźnym spojrzeniem Ahmanet, a wcielająca się w księżniczkę Sofia Boutella zdaje się być jedyną osobą na planie, która uwierzyła, że chodzi o coś więcej niż zainkasowanie dolarów
Męska siła kruszeje pod groźnym spojrzeniem Ahmanet, a wcielająca się w księżniczkę Sofia Boutella zdaje się być jedyną osobą na planie, która uwierzyła, że chodzi o coś więcej niż zainkasowanie dolarów United International Pictures
W kinach „Mumia” z Tomem Cruise’em w roli głównej - początek nowej filmowej serii. Przeładowana nonsensem, przynudzająca i przegadana produkcja z solidnymi efektami.

W oczach się dwoi i troi od tych mumii - reprezentantom zła na ekranie nawet dosłownie przybywa źrenic wraz z tęczówką. Niestety, od powiększania się liczby soczewek nie przybywa w „Mumii” sensu. A właściwie - w ogóle on się nie pojawia.

Rozmach - to było jedno z głównych założeń autorów najnowszej wersji adaptacji tematu: klątwy starożytnego Egiptu objawione we współczesności. Rozmachnięto się jednak tak zdecydowanie, że od podmuchu musiały pospadać z biurka kartki ze scenariuszem i ostatecznie zaginąć w myślowym bałaganie. A skoro zawieruszyły się najlepsze dialogi i wątki, wygląda na to, że ekipa próbowała przypomnieć sobie, co też w tekście mogło być i z przywołanych fragmentów posklejała prawie dwugodzinną produkcję. Byle jak, bez polotu i bez sensu. Za to z rozmachem.

Koktajl pomysłów miksuje się już od pierwszych kadrów. Realizatorzy mieszają Egipt faraonów, kapłanów i pięknych córek królów z templariuszami, którzy na terenie Anglii skrywają swoje cmentarzysko z sarkofagami, a następnie tajemnice dawnej kultury spod piramid umieszczone zostają nad Zatoką Perską. Nad ogarniętym chaosem regionem czuwa oczywiście amerykańska armia, a wśród żołnierzy jest sierżant Nick Morton (Tom Cruise w najgorszej roli w karierze), który wespół z koleżką przedziera się na tereny pod ostrzałem rebeliantów i mniej lub bardziej dyskretnie „wchodzi w posiadanie” co cenniejszych zabytkowych wyrobów ludzkich rąk. Podczas jednej z takich akcji, z opresji musi ich wyratować lotnictwo, a lej po bombie zrzuconej na napastników odkrywa podziemny grobowiec, gdzie przed tysiącami lat umieszczono trumnę z żywcem zmumifikowaną księżniczką Ahmanet (Sofia Boutella). W tym momencie pojawia się również atrakcyjna pani archeolog (Annabelle Wallis), z którą zdążyło już połączyć Nicka - jak mówi przybyszka - „15 sekund bliskości”. Wojsko bierze sprawę w swoje ręce, a to kończy się przebudzeniem Ahmanet, która ma na sumieniu zamordowanie ojca, jego żony i ledwo co narodzonego synka oraz skumanie się z bogiem ciemności i wcieleniem zła - Setem. Teraz księżniczka, pod której groźnym wzrokiem kruszeje męska siła, odzyskawszy ludzką postać, będzie chciała uwolnić drania i razem z nim władać światem. By tego dokonać, musi dziabnąć sporym nożem (wzbogaconym odpowiednim klejnotem) w pierś przystojniaka - jakże konwencjonalny sposób wydłubywania tego, co ukryte... By ubarwić zamieszanie, na ekranie pojawi się gromada zombie - choć nie pożerających swych ofiar, tylko dających się im okrutnie okładać czym popadnie. Mało? No to jeszcze będzie walczący z odwiecznym złem Dr Henry Jekyll (Russell Crowe - do jakich to występów zmuszają duże wydatki), który oczywiście stacza wewnętrzną walkę (wspieraną farmakologią), by nie zamieniać się w Edka Hyde’a.

Historia nie składa się w opowieść logiczną, ale również nie jest zajmująca. Szukających rozrywki ucieszyć mogą solidne efekty specjalne (wrażenie robi sekwencja w zmierzającym ku ziemskiej katastrofie samolocie), jednak między eksplozjami i bitkami uczestniczymy w nudnym, pozbawionym zaskoczeń, przegadanym seansie. Żonglowanie elementami z rozmaitych filmowych gatunków skończyło się jedynie ich rozsypaniem niczym bierki na stole. Jeżeli w kilku scenach udaje się zbudować klimat, za chwilę bohaterowie zaczynają perorować i opowiadają takie rozdęte androny, że zaczynamy zazdrościć mumii uszu owiniętych tkaniną. Żarty mają stylistykę uderzania młotkiem w skałę, całość - lekkość weekendowicza po wieczorze z grillem zaprawionym piwem, a frajdy i emocji tu tyle, co podczas mierzenia szlaku migracji ślimaka.

Patrząc na aktorów można odnieść wrażenie, iż mało kto uwierzył w to przedsięwzięcie. To znaczy Tom Cruise wierzy w siebie i swoją wyjątkowość, zatem pozwala się fotografować ze wszystkich stron, będąc przekonanym, że to wystarczy. Crowe idzie tropem wyznaczonym przez realizatorów i usiłuje wcisnąć w przedsięwzięcie warstwę filozoficzną (rozłożoną następnie na wszystkich bohaterów), że w każdym z nas tkwią potwór i dobry człowiek, tylko od nas zależy, któremu z nich pozwolimy się uaktywnić. Nawet wprowadza trochę ożywienia, ale chyba raczej śpieszyło mu się do kasy, by przemknąć się przez produkcję i zainkasować to, co mu wyznaczono. Annabelle Wallis wygląda na zagubioną, jakby dopiero na planie zorientowała się, w co się wpakowała, w dodatku między nią a Cruise’em nie ma chemii, nie ma szans, by uwierzyć w łączący ich pociąg i uczucie. Jedyna Sofia Boutella zdaje się być oddaną „Mumii” i pozostawia najlepsze wrażenie, lecz w całym tym galimatiasie jest to jęk wołającego na egipskiej pustyni.

Film jest wstępem do serii obrazów mających tworzyć Dark Universe. Lękam się, co jeszcze pomysłodawcy cyklu zechcą dla nas odkopać...

OCENA: 2/6

Mumia,
USA, fantasy,
reż. Alex Kurtzman,
wyst. Tom Cruise, Russell Crowe, Annabelle Wallis

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto