Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pierwsza kobieta, która będzie wójtem gminy Kluki. Jakie plany ma Renata Kaczmarkiewicz?

Ewa Drzazga
Renata Kaczmarkiewicz mieszka w Roździnie, zaprosiła nas do swojego domu
Renata Kaczmarkiewicz mieszka w Roździnie, zaprosiła nas do swojego domu Ewa Drzazga
Ma 45 lat, jest mamą dwóch synów i szczęśliwą żoną, choć mąż czasami żartuje, że gminie poświęca najwięcej czasu. Śpiewa w kościelnym chórze, lubi filmy fantastyczne i potrafi popłakać się ze wzruszenia podczas uroczystości patriotycznych. Kim jest Renata Kaczmarkiewicz, pierwsza w historii kobieta, która będzie wójtem gminy Kluki?

Gdy 4 listopada, tuż przed północą, było już jasne, że to Renata Kaczmarkiewicz wygrała drugą turę wyborów, zaczął dzwonić telefon. Przestał w poniedziałek, około godz. 14. Odbierała każdy telefon, oddzwaniała do tych, którzy próbowali jej gratulować, gdy było „zajęte”.

- To była ta jedyna noc w trakcie tej kampanii, podczas której nie spałam - przyznaje Renata Kaczmarkiewicz. Emocje kłębiły się: przeważało szczęście, zaskoczenie, było trochę obawy o to, czy faktycznie podoła. Bo kobiety na stanowisku wójta gminy Kluki jeszcze w historii nie było. Jak społeczność, która przywykła do patriarchalnego ładu przyjmie fakt, że teraz „baba” będzie decydować? Jak ona sama poradzi sobie z odpowiedzialnością za samorząd?

Właściwy moment

Wychowała się w Roździnie. Gdy była mała, nie miała sprecyzowanych planów co do tego, kim chce być, gdy dorośnie. Potem, już w szkole, pojawiło się nieśmiałe pragnienie, żeby pracować w samorządzie. Ale dorosłe życie potoczyło się inaczej. Wspólnie z mężem zaczęli prowadzić gospodarstwo rolne. Duże. Takie z unijnymi programami pomocowymi.

- Doskonale wiem, jak się pracuje w gospodarstwie i ile to sił kosztuje - mówi Renata Kaczmarkiewicz. Dodaje, że to doświadczenie, które może jej tylko w przyszłości pomóc. Ale choć gospodarstwo pochłaniało wszystkie siły, zysków z tego nie było. - Realia są takie, że w naszych warunkach produkcja okazała się nieopłacalna. Na początku roku postanowiliśmy ją zlikwidować, gdy tylko zakończyliśmy zobowiązania związane z unijnymi projektami - opowiada. Także w tym roku zdecydowała o zamknięciu sklepu, który od lat prowadziła w Roździnie. Zaczęła pracę „na etacie” w bełchatowskim szpitalu, a jakby życiowych rewolucji było mało, wystartowała w wyborach na wójta.

- Od 2010 roku byłam radną, tak się złożyło, że w opozycji do działań wójta - przyznaje. Jak mówi, nie wynikało to z tego, że postanowiła być permanentnie na „nie”. Po prostu widziała, jakie działania w urzędzie szwankują, nie była też przekonana o słuszności wielu decyzji, np. w zakresie inwestycji. Renata Kaczmarkiewicz przyznaje, że pierwsza propozycja, by sama startowała na wójta, padła już w 2014 roku. - Wtedy miałam jednak poczucie, że to jeszcze za wcześnie - opowiada. To poczucie towarzyszyło jej długo. - Tak naprawdę dopiero wiosną tego roku przyszedł taki dzień, że obudziłam się i wiedziałam, że jestem gotowa, do podjęcia tego wyzwania, że to właściwy moment - przyznaje Renata Kaczmarkiewicz. Ogromu pracy, tej fizycznej, się nie boi. - Własne gospodarstwo, czy praca w sklepie to była gotowość właściwie przez całą dobę, od wczesnego świtu do nocy, więc gorzej chyba nie będzie - żartuje.

Kobieta więcej widzi. I dobrze

Tyle, że wójtowanie także będzie zajęciem całodobowym. Czas na to, żeby śpiewać w kościelnym chórze (a Renata Kaczmarkiewicz sopranem jest tam od lat) pewnie znajdzie, ale czy latem będzie jeszcze mieć chwilę (a w zasadzie wiele chwil), by upleść dożynkowy wieniec na parafialne i gminne dożynki (zajmuje się tym bodaj czy nie od 2002 roku!)? Albo żeby zająć się ogrodem, który uwielbia? Bo że nie będzie czasu na uzupełnianie Kroniki Roździna, którą od paru lat prowadzi, albo na oglądanie filmów fantastycznych, które bardzo lubi, to w zasadzie przesądzone.

- Wolnego czasu na pewno będzie mniej, ale jestem osobą zorganizowaną i konsekwentną, więc na pewno podołam - mówi Renata Kaczmarkiewicz. Podkreśla, że to właśnie mąż najbardziej dopingował ją w kampanijnych działaniach, bo wiedział, że praca w samorządzie to jej marzenie, że dobrze się w tym sprawdzi i że to najzwyczajniej w świecie „jej żywioł”. Oprócz tego była cała grupa znajomych i przyjaciół, na których mogła liczyć. I którzy teraz też na pewno nie zostawią jej w potrzebie.

- Ten pierwszy okres może być faktycznie trochę trudniejszy, ale jestem dobrej myśli - Renata Kaczmarkiewicz zamierza „po swojemu” poukładać pracę urzędników. Żadnej rewolucji nie przygotowuje, ale, jak przyznaje, trzeba trochę zmienić sposób myślenia, dać większą samodzielność kierownikom.

- Chciałabym urzędnikom wszczepić takie przekonanie, że ich praca to służba na rzecz mieszkańców - mówi. I od razu zaznacza, że wie, iż to patetycznie brzmi, ale przecież urząd jest dla ludzi, a nie odwrotnie. I że jeśli ktoś przychodzi z problemem, to trzeba go po prostu w miarę możliwości rozwiązać. - Kobiety chyba mają nieco inne spojrzenie na wiele spraw, czy to organizacyjnych, czy tych związanych z inwestycjami. Widzimy chyba trochę więcej niż mężczyźni i myślę, że to będzie mój atut - mówi Kaczmarkiewicz.

Podobnie, jak otwartość i empatia. Już w trakcie kampanii przekonała się, że ten „kobiecy punkt widzenia” po przedyskutowaniu i przedstawieniu racji, w wielu wypadkach okazywał się być bardzo przekonujący. Sztukę kompromisu zamierza też stosować w radzie, bo już wiadomo, że na początek nie będzie miała za sobą większości.

- Jestem dobrej myśli, liczę, że przekonam radnych do wspólnego działania- mówi. - Lubię i potrafię rozmawiać z ludźmi i po zaprzysiężeniu nie zamierzam się zmieniać, nie będę się zamykać w gabinecie - deklaruje. Kwestia otwartości na rozmowy i porozumienie ma dotyczyć nie tylko relacji mieszkaniec - urzędnik. - Współpraca z innymi samorządami, czy to z powiatowym, czy z sąsiednimi gminami, to także mój cel - mówi nawiązując do tego, że w ostatnich latach były przypadki, gdy na terenie gminy Kluki nie udawało się wybudować np. nowych odcinków dróg czy chodników właśnie ze względu na to, że szwankowała komunikacja między gminą a powiatem. Kaczmarkiewicz chce też w miarę możliwości sięgać po dotacje, czy to unijne, czy rządowe. - To powinno być realizowane w dużo większym zakresie, niż było do tej pory - zaznacza.

Bo rzeczywistości się nie zaczaruje. Na inwestycje w budżecie gminy można zabezpieczyć około 2 mln zł i tego nikt nie przeskoczy. - Tymczasem musimy postawić na budowę nowych odcinków dróg i remonty istniejących, to w naszych warunkach konieczność. Podobnie, jak budowa oczyszczalni ścieków w Klukach - mówi o doraźnych problemach, z którymi za chwilę będzie musiała się zmierzyć.

Czeka ją jeszcze jedno wyzwanie, z którym wiążą się ciche obawy.

- Choć sprawiam wrażenie „twardej kobiety”, łatwo się wzruszam - mówi. Uroczystości patriotyczne, podniosłe chwile, jakieś chwytające za serce opowieści wystarczą, by musiała dyskretnie ocierać łzy. - I to może być największe wyzwanie, żeby te łezki, które nie chcą mnie słuchać, powstrzymać mówi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto