Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oburzeni na manifestację i na oburzonych

Ewa Drzazga
Kilkadziesiąt osób przyszło na plac Narutowicza manifestować swoje niezadowolenie z polityki prezydenta i magistratu. Uczestnicy mówią o sobie, że są mieszkańcami miasta. Prezydent Marek Chrzanowski mieszkańców w nich nie widzi. Mówi, że to obecni lub przyszli politycy albo... przestępcy

Emocji nie brakowało. Kilkudziesięciu uczestników manifestacji, która przeszła ulicami Bełchatowa, skandowało hasła, mające pokazać, że nie są zadowoleni z polityki ekipy prezydenta Marka Chrzanowskiego. Każdy z nich trzymał w ręku żółty kartonik. Chcieli go pokazać prezydentowi. Ale prezydent do manifestantów nie wyszedł. Mówi, że w tym czasie robił to, do czego został wybrany, czyli służył mieszkańcom. We wtorki od godz. 15 ma w magistracie przyjęcia interesantów. I to z nimi rozwiązywał prawdziwe problemy.

Ci, którzy przyszli manifestować, nazywali siebie "oburzonymi". I dlatego, tak zupełnie nieformalnie, tę grupę, która zebrała się na placu Narutowicza, nazywało się "Ruchem oburzonych". Tyle, że ich postawa, a w zasadzie przedsięwzięcie, które zorganizowali, też wywołało nie lada oburzenie. Oburzenie prezydenta Chrzanowskiego.
- Do kogo miałem wyjść? - pytał retorycznie prezydent na konferencji prasowej, zorganizowanej dzień po demonstracji. To wtedy podsumował swoje refleksje i opinie na temat całego przedsięwzięcia. - Do garstki członków Sojuszu Lewicy Demokratycznej, z którymi przynajmniej raz w miesiącu spotykam się m.in. na sesjach rady miasta, którzy nie mają do zaproponowania nic prócz populistycznych haseł.

Właśnie z takich ludzi, zdaniem prezydenta, składała się grupa osób, które na protest przyszły. Oprócz nich było też kilka takich z kryminalną przeszłością. Ich działania, pozbawione, zdaniem Chrzanowskiego, merytorycznych podstaw, jedynie zaszkodziły wizerunkowi miasta. Bo media przez pokazanie manifestacji wykreowały fałszywy obraz bełchatowskiej rzeczywistości.

Najwięcej zaś szkód narobiły publikacje w "Polsce Dzienniku Łódzkim". Dociekania na temat tego, kto i dlaczego inspirował materiały dotyczące planowanej manifestacji, były jednym z głównych punktów prezydenckiej konferencji.
- Żadne argumenty nie zostały przedstawione - mówi z kolei Marek Chrzanowski o zarzutach, czy też "pseudozarzutach" manifestantów. Bo, jego zdaniem, sprawy, o których mówili manifestanci, to kwestie niebyłe, przebrzmiałe i nieaktualne.

I prezydent wymienia. Opłaty za przedszkola dla większości rodziców są niższe niż były przed wprowadzeniem nowych stawek. Sprawę dopłat do prywatnych żłobków udało się, jak mówi, rozwiązać. Stołówki, mimo wprowadznienia cateringu, funkcjonują.
Podczas manifestacji padł zarzut, że prezydent nie jest skłonny do dialogu z mieszkańcami.
- A na jakiej podstawie można twierdzić, że ci, którzy byli tu wczoraj jako organizatorzy tej manifestacji, są przedstawicielami mieszkańców? - odpowiada pytaniem Marek Chrzanowski.
- Zawsze jestem otwarty na rozmowy z osobami, które mają do zaproponowania konstruktywne rozwiązania -mówi prezydent. - Zapraszam do dyskusji, nie do pyskówki.

Jego zdaniem z punktu widzenia organizatorów protest zakończył się wielką klapą. - Sensacji nie było - mówi prezydent.
Faktycznie, liczba uczestników manifestacji nie rzuciła na kolana. Było ich kilkudziesięciu. Ci, którzy obserwowali protest z boku, mówią, że 60-70 osób. Ci, którzy szli w szeregach manifestujących, mówią o ponad setce. Z wysokości okien magistratu widać było, że przyszło o wiele mniej, bo jedynie "trzydzieści kilka" osób.
- Jestem rozczarowana postawą prezydenta - mówi Edyta Korytek, organizatorka protestu. - Miałam nadzieję, że wyjdzie do nas. Że zaproszeniem mediów na manifestację zniszczyliśmy wizerunek Bełchatowa? Pan prezydent wcześniej dużo bardziej mu zaszkodził swoimi decyzjami.

Edyta Korytek przyznaje, że nie spodziewała się tłumów na manifestacji. Mówi, że liczyła się z tym, że ludzie boją się przyjść na taki protest. Są wystraszeni, bo boją się, czy potem nie będą mieli kłopotów w pracy, czy kiedy przyjdą załatwić jakąś sprawę do urzędu, nie usłyszą rzuconego z przekąsem "jak jesteś taki niezadowolony, to niech ci teraz Korytkowa pomoże"...

Czytaj dalej na następnej stronie...
- Tak właśnie u nas jest - mówi.

Jednak nie tylko prezydent Chrzanowski jest zdania, że organizatorka manifestacji już teraz przygotowuje się do kariery politycznej. Protest miałby być dla niej najlepszą trampoliną. - A o stówę założę się, że w wyborach będzie startowała na radną - mówił jeden z krytyków protestu. - Teraz to wszystko jej jest potrzebne, żeby sobie wyrobić nazwisko.

- To jest niesamowite, że tylu jest ludzi, którym nie przychodzi do głowy, że można coś robić i nie próbować przy tym ubić własnego interesu - kręci głową Edyta Korytek. - Teraz jestem nazywana nową twarzą SLD. W październiku, gdy przygotowywaliśmy z rodzicami demonstrację w sprawie wysokich opłat za przedszkola, byłam tubą dla polityków Prawa i Sprawiedliwości. Proponowałabym tym, którzy mnie oskarżają o to, że załatwiam swoje i czyjeś polityczne interesy, by zdecydowali się, której stronie mam służyć! Jak można dyskutować z czymś takim? - denerwuje się kobieta.

Faktem jednak pozostaje, że na manifestacji lokalni politycy opozycyjni się pojawili i głośno skandowali hasła wymierzone w prezydenta. Ale pojawiło się też sporo osób, które przyszły, choć, jak mówią, w wyborach startować nie będą i nigdy nie startowały.
- Nie obchodzi mnie, kto idzie za mną czy przede mną - mówiła jedna z uczestniczek protestu. - Mnie się po prostu nie podoba to, co robią rządzący w naszym mieście. I chcę teraz to powiedzieć.
- Jak ktoś nie chce uwierzyć, że nie jest tak wspaniały, jak mu się zdaje, to nie uwierzy - mówi inny uczestnik manifestacji. - Chrzanowski popełnił trochę błędów, tylko się do tego przyznać nie potrafi. To, że będzie udawał, że nas tu nie było, to co to zmieni? Ludzie mają swój rozum!

Tyle, że jak wynika ze słów prezydenta Marka Chrzanowskiego, on bezstronności przynajmniej części manifestantów, dać wiary mimo wszystko nie potrafi.
Podobnie wiceprezydent Dariusz Matyśkiewicz. Ich zdaniem, zwykłych mieszkańców na placu Narutowicza, a potem na przed magistratem, siedzibą prokuratury i komendą policji w ogóle nie było. Byli jedynie zaangażowani politycznie i tacy, którzy kiedyś weszli w kolizję z prawem, nazywani na prezydenckiej konferencji przestępcami lub kryminalistami. A ich jedynym, prawdziwym celem było, zdaniem Marka Chrzanowskiego, poniżenie osoby prezydenta.

- Bo po to była przyniesiona kukła i hasła - mówi prezydent Bełchatowa nawiązując do kukły, którą protestujący przywieźli na taczce pod magistrat. I trudno było oprzeć się wrażeniu, że Marek Chrzanowski, choć tego nie przyznał, najwyraźniej, mimo wszystko poczuł się dotknięty. Choć, jak od razu zaznaczył , jest osobą publiczną, więc na podobne ataki musi być przygotowany.

I choć, zdaniem organizatorów manifestacji, prezydent na wysokości zadania nie stanął, to oni usatysfakcjonowani mogą być czymś innym.
- Policjanci tym razem spisali się na medal- mówi Edyta Korytek. - Faktycznie teraz przyjechali zadbać o bezpieczeństwo manifestujących, a nie na interwencję, jak to miało miejsce w październiku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto