Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marek Paw na irańskim szlaku rowerowym. Jak radzi sobie bełchatowianin? [ZDJĘCIA]

Adam Kieruzel
49-latek z Bełchatowa w przeciągu tygodnia przeżył wiele przygód. A to jeszcze nie koniec!
49-latek z Bełchatowa w przeciągu tygodnia przeżył wiele przygód. A to jeszcze nie koniec! Archiwum prywatne
Podróżnik z Bełchatowa bez wątpienia odczuł różnicę zmieniając terytorium z Armenii na Iran. Jak relacjonował pobyt w drugim z tych państw Marek Paw?

Jak już pisaliśmy, Marek Paw wyruszył w ubiegłym tygodniu na rowerową wyprawę po dawnej Persji. W dziesięć dni przejedzie około 1400 km.

TURAJ ZNAJDUJE SIĘ RELACJA Z PIERWSZYCH DNI PODRÓZY

Piątego dnia podróży do Armenii i Iranu Marek Paw cieszył się z tego, co go spotkało. Na początku nie mógł uwierzyć w to, co słyszał wcześniej o walucie w Iranie, ale przekonał się o tym "na własnej skórze".

- W wyniku amerykańskiej blokady i tak dalej galopuje tutaj ogromna inflacja - mówi bełchatowianin. - Poszedłem wymienić 50 dolarów. Według kursu z Polski powinienem dostać dwa miliony Riali, a dostałem ich sześć. Wychodziło więc na to, że dolary, które były przed momentem warte 190 zł, nagle kosztowały 570 złotych. Po zakupach w Iranie mogę stwierdzić, że wszystko jest tańsze niż w Polsce - wyjaśnia Marek Paw, który większość z zarobionych czterech milionów złotych przeznaczył na naprawę roweru, ponieważ za samą wymianę przerzutki mężczyzna chciał półtora miliona.

Bełchatowianin Marek Paw miał za sobą ciężką trasę, tym bardziej że na wyczerpaniu były zapasy suplementów, które zabrał ze sobą z Bełchatowa. Wszystkie cztery kontrole na granicy odbyły się bez problemu, a na jednej z nich podróżnik został sprawnie przepuszczony, ponieważ wspomniał o Robercie Lewandowskim, którego wszyscy w Iranie dobrze znają.

Trasa licząca 136 km do Tabriz była znów bardzo górzysta, a te powyżej 2000 m n.p.m. na bełchatowianinie nie robią już żadnego wrażenia. Ciekawostką jest też fakt, że kiedy panu Markowi brakowało już napojów i jechał tak przez dwie godziny, pomocny okazał się słoik miodu kupionego jeszcze w Armenii.

- Wbrew temu, co czytałam o tym kraju, egzekucjach, prześladowaniach i tak dalej, to nie widziałem tu nic takiego na ulicach. Normalne życie jak wszędzie tyle, że gwar dziesięć razy większy niż w Bełchatowie na bazarze - opowiada Marek Paw. - Kiedy nie mogłem znaleźć hotelu, to nagle zrobiło się zbiegowisko i ludzie prześcigali się w propozycjach pomocy. Ostatecznie jeden z mężczyzn zaprowadził mnie kilkaset metrów od hotelu i nie chciał za to ani jednej złotówki. Iran to kraj kontrastów, od luksusowych domów handlowych, po niesamowite targowiska i żebraków, a skończywszy na elegancko ubranych i świetnie wymalowanych kobietach - dodaje.

Szóstego dnia Marek Paw zdecydował się na odpoczynek i zwiedzanie w Tabriz, gdzie miał już na koncie po pięciu dniach przejechane 581 km.

Siódmego dnia bełchatowski podróżnik przejechał 134 km, aż do granicy z Nachiczewan. Tylko tyle dowiedzieliśmy się na temat przebiegu tych dwóch dni, ponieważ w Iranie był straszny problem z internetem i innymi urządzeniami wymagającymi połączenia sieciowego.

Ósmego dnia podróży Marek Paw nabił już na licznik 142 km, wracając do Armenii i miał na koncie łącznie 857 km.

- Siódmego dnia złapałem jakąś "klątwę Persa". Na ulicy nie jadłem nic, a w nocy i po drodze rozegrał się dramat, ale jest to zbyt drastyczne, aby mówić o szczegółach. Nigdy w życiu mój żołądek nie zafundował mi takich problemów - mówi. - Nie ma chyba nic gorszego niż zatrucie pokarmowe w Iranie.
A jak w Iranie mówią na Polskę? Lechistan... Nikt nie wie, co to Polska, ale Lewandowskiego zna każdy.
Jeżeli chodzi o Tebriz, to ogromne, czwarte co do wielkości miasto Iranu, gdzie Marek Paw zamieszkiwał centrum, a tam znajdował się jeden wielki bazar wielkości Bełchatowa. Na ulicy, gdzie znajdował się widok z okna, można było dostrzec mnóstwo sklepów z telefonami komórkowymi.

- Siadasz na ławce, to ktoś podchodzi i rozmawia ze mną, czekam na jedzenie, ktoś pyta, czy pomóc, kupuję loda, sprzedawca się kłania, jakbyś kupował samochód, kupuję owoc, to drugi dostaję gratis, bo jestem turystą, para siedzi w parku na kocu więc zaprasza mnie, abym zjadł z nimi, siadam przed sklepem na betonie, a sprzedawca podaje mi krzesełko, stoję chwilę w muzeum, to przewodnik podchodzi i zadaje pytania, załatwia mi transport i zawozi 50 km do świetnego miejsca, które nazywa się Kandovan, gdzie ludzie mieszkają w domach wydrążonych w skale - opowiada podróżnik. - Na stacji benzynowej jeden chłopiec wykonywał na rowerze różnego rodzaju akrobacje. Kupiłem mu loda, a cieszył się, jakby dziecko w Polsce dostało komputer lub drona. Ludzie ponadto dziwili się, kiedy widzieli nawigację Google w telefonie. Ponadto, kiedy byłem na stacji benzynowej, padał mocny deszcz, a więc pracownik zaprosił mnie do biura na herbatę, a po wyjściu stojąc przy ławce, otrzymuje ją po raz drugi. W banku, gdzie nie mogłem wypłacić pieniędzy, też częstowali mnie herbatą.

- W Tebriz było jak w ulu. Tysiące ludzi, nawoływania sprzedawców, ogromny, szalony ruch na ulicach. Do perfekcji opanowałem sztukę prześlizgiwania się pomiędzy samochodami, oczywiście pieszo, rower od wczoraj odpoczywał. Zresztą jazda tu nim po mieście to byłaby jawna próba samobójcza - śmieje się Marek Paw. - Nie oceniam Iranu, mojego 46 kraju na podróżniczym szlaku, a jedynie opisuję, co mnie spotkało - dodaje.

Po dniu odpoczynku czułem w końcu radość z jazdy na rowerze, bo nie tylko zregenerowałem sił, ale też po raz pierwszy był płaski etap, po dwupasmowej i bardzo ładnej drodze. To był pierwszy etap, na którym nie pchałem roweru - zaznacza 49-latek.

Ósmego dnia Marek Paw próbował postawić się na nogi, aby podróż dokończyć na siodełku roweru. Zdecydował, że zrobi to w Armenii, a nie Iranie. Według rad obsługi hotelu i apteki bełchatowianin zaczął się leczyć herbatą nana, tabletkami i ormiańską wódką. - Właściciel hotelu przekazał mi informację, że 70 procent Ormian pije samogon, a pozostałe 30 procent wódkę ze sklepów - mówi Marek Paw.

Teraz pora czekać na kolejne informacje od bełchatowianina, którego podróż dużymi krokami dobiega już końca. Trzymamy kciuki za kolejne kilometry przejechane przez 49-latka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto