Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Konstanty Miętkiewicz, przedwojenny burmistrz o „domowem wykształceniu” od firm brał rabaty i ... budował willę

Ewa Drzazga
Dla bełchatowian Konstanty Miętkiewicz musiał uosabiać stołeczny szyk. Przyjechał tu z Warszawy przed 1925 rokiem
Dla bełchatowian Konstanty Miętkiewicz musiał uosabiać stołeczny szyk. Przyjechał tu z Warszawy przed 1925 rokiem Archiwum Muzeum Regionalnego w Bełchatowie
To był skandal, którym bełchatowianie żyli przez ponad rok. Burmistrz został aresztowany, a potem skazany za malwersacje. „Karygodne wyczyny burmistrza miasta Bełchatowa” - donosiły prasowe nagłówki. Było o czym pisać miesiącami.

Oficjalnie najpierw był dwutygodniowy urlop burmistrza Konstantego Miętkiewicza - od 19 listopada 1937 roku. Członkowie magistratu (formalnie należeli do niego burmistrz, wiceburmistrz i ławnicy) przyjęli do wiadomości, że jest urlopowany, żadnej dyskusji na ten temat nie było. Ale po dwóch tygodniach burmistrz nadal nie pojawił się w pracy. 2 grudnia „magistrat przyjął do wiadomości zawieszenie w urzędowaniu burmistrza, p. Miętkiewicza Konstantego”. Od razu powierzono to stanowisko dotychczasowemu zastępcy burmistrza - Stanisławowi Millerowi. I tyle. W oficjalnych sprawozdaniach wydarzenia, o których przecież w mieście musiało dudnić, były nieobecne.

Jeśli ktoś spodziewa się, że na posiedzeniach rady miejskiej (na których przecież radni potrafili wyciągać sobie sprawy sprzed kilkunastu lat) ktoś mówił o kłopotach z burmistrzem - grubo się myli. Od 10 lipca, gdy radni przyjęli roczne sprawozdanie rachunkowe za stan miasta, do 11 grudnia 1937 roku rada miasta nie obradowała ani raz. Posiedzenie we wrześniu co prawda zwołano, ale przyszło na nie tylko ośmiu radnych. Quorum nie było, więc nie radzono. Dopiero 11 grudnia rada przyjęła do wiadomości zmiany na stanowisku burmistrza - bez dyskusji, albo bez odnotowania jej w oficjalnym protokole. O sprawie Konstantego Miętkiewicza, który przecież burmistrzem miasta był od 1927 toku, trudno było jednak zapomnieć. Tym bardziej, że szeroko komentowały ją lokalne gazety. No i od piętrowej, nowo wybudowanej willi burmistrza, ciężko było oderwać wzrok.

Dla dobra śledztwa

„Aresztowanie burmistrza - malwersanta” ogłaszał 3 grudnia 1937 roku „Dziennik Piotrkowski”. Donoszono o „karygodnych wyczynach burmistrza miasta Bełchatowa”, które „zaprowadziły głowę samorządu bełchatowskiego” na „twardą ławę oskarżonych”. Szczegółów nie podawano, zasłaniając się dobrem śledztwa. Wspomniano za to o tym, że informacje na temat „kombinacyj” burmistrza docierały do Piotrkowa od dłuższego czasu, ale że był on człowiekiem ustosunkowanym, udawało mu się je tuszować.

Donoszono o „karygodnych wyczynach burmistrza miasta Bełchatowa”, które „zaprowadziły głowę samorządu bełchatowskiego” na „twardą ławę oskarżonych”. Szczegółów nie podawano, zasłaniając się dobrem śledztwa

Czy tak faktycznie było, nie wiadomo. Trudno jednak zaprzeczyć, że startujący z list Związku Ludowo - Narodowego Konstanty Miętkiewicz biedy nie cierpiał chyba nigdy. Urodził się w 1892 roku w Bełchatowie, rodzice wysłali go na naukę do Szkoły Handlowej Aleksandra Rontalera w Warszawie. Skończył tam cztery klasy. Co ciekawe, przed sądem przyznawał się jedynie do „domowego wykształcenia”, ale mogła to być jedynie linia obrony.

W Warszawie rozpoczął swoją zawodową karierę - do 1916 roku pracował w handlu, potem do 1922 roku w Komisji Aprowizacyjnej jako sekretarz. W Bełchatowie musiał pojawić się niedługo potem, bo po wyborach w 1925 roku wystawiono już jego kandydaturę na wiceburmistrza. W 1927 roku, gdy został burmistrzem, był już właścicielem tkalni. Kilka lat później jego żona prowadziła jedyny w mieście sklep z artykułami elektrotechnicznymi. Brat burmistrza był właścicielem restauracji w Bełchatowie, siostra - żoną piotrkowskiego aptekarza.

Ciekawe, że tuż po aresztowaniu jedyny podany do publicznej wiadomości przykład przewinienia, jakiego miał się dopuścić, dotyczył tego, że pomagał wyrabiać pozwolenia na emigrację do Palestyny dla Żydów w wieku przedpoborowym (dzięki temu unikali służby w wojsku).

Pisano, że burmistrz był kimś w rodzaju „radcy prawnego” stowarzyszenia emigracyjnego z Bełchatowa. Ale ci, którzy szykowali się na grubą aferę z (być może) wywiadem w tle, musieli zadowolić się bardziej pospolitymi „sprawkami”.

Pożyczałem, gdzie się da

Podobno po zatrzymaniu Miętkiewicza mało kto w Bełchatowie wierzył, że spotkają go jakieś sankcje. A jednak. Proces karny Konstantego Miętkiewicza przed Sądem Okręgowym w Piotrkowie Tryb. rozpoczął się 28 października. Zaplanowano kilka posiedzeń, bo do przesłuchania było ponad 40 świadków! Burmistrz na tym etapie nie oszczędzał, wynajął jednego z najlepszych piotrkowskich adwokatów, Wacława Walosińskiego (związany ze środowiskiem piłsudczyków organizator BBWR w Piotrkowie). Mecenas Walosiński przed sądem nie kwestionował , że burmistrz dopuszczał się nieprawidłowości. Linia obrony skupiała się jednak na tym, że nie były to przestępstwa karne, a tylko nieprawidłowości buchalteryjne.

Tymczasem prokurator Sztembartt oskarżał burmistrza o malwersacje finansowe. Mówiono, że suma nadużyć sięga 19 tys. zł. Jak do nich dochodziło? O tym mówili już świadkowie. W tym groni znaleźli się tak bełchatowscy radni, urzędnicy, jak i właściciele punktów usługowych. Zeznawała nawet żona oskarżonego.

Okazało się, że nadużycia były możliwe dzięki temu, że tak naprawdę nikt głębiej nie wnikał w to, jak prowadzone są księgi rachunkowe magistratu. I tak Miętkiewicz tłumaczył, że ze względu na ciągłe pustki w kasie magistratu, musiał pożyczać, gdzie się da, żeby opłacać bieżące potrzeby. I faktycznie - o zaciąganych przez burmistrza pożyczkach mówiło przed sądem kilku świadków i były to prywatne osoby. Zeznawali, że pożyczali burmistrzowi, ale na co szły te pieniądze, nie wiedzieli. Z miejskiej kasy mieli za to wypłacane odsetki od tych należności. I, co najlepsze, te odsetki były miejskich księgach uwzględniane, ale wpisywaniem pożyczonych kwot nikt sobie głowy nie zawracał. Nie było też notowane, na jakie miejskie potrzeby zostały przeznaczone. Kłopotem okazało się też rozliczenie sumy, którą miasto otrzymało i miało przekazać dla Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet. 2,5 tys. zł, które organizacja powinna otrzymać, zostało tak rozpisane w księgach organizacji, że w końcu nikt nie był w stanie stwierdzić, czy Związek pieniądze dostał, czy nie.

Była też sprawa Lewka Młota, ukaranego przez sąd grzywną i osadzonego w bełchatowskim areszcie do czasu jej uiszczenia. Miał zapłacić 1200 zł kary, na początek wpłacił 300 zł, resztę rozpisał w wekslach z których część wykupił. Ale choć burmistrz pieniądze otrzymał, to nie przekazał ich od razu do starostwa. Tłumaczył, że zrobił to z opóźnieniem, bo czekał, że Młot wpłaci całą grzywnę.

Pojawiła się też kwestia rozliczeń robót, wykonanych przy budowie szkoły. Miętkiewiczowi wytknięto, że majstrowi budowlanemu zapłacił pienię-dymi, które otrzymał na opłacenie kwater dla wojska. Burmistrzowi wytykano, że na opłacenie robotników budujących szkołę, a własną willę był w stanie wybudować za gotówkę i bez zbędnej zwłoki, choć, jak mówił, pensji burmistrzowskiej w tym czasie nie pobierał.

Burmistrz miał na sumieniu inne przewinienia. Otóż od firm, które świadczyły usługi na rzecz miasta, otrzymywał rabaty i prowizje. Jeden ze świadków opowiadał, że pojechał z Miętkiewiczem do firmy z Łodzi, żeby kupić pas skórzany dla elektrowni. W zamian za zakup w tym właśnie punkcie, otrzymał od dostawcy prowizję. Burmistrz miał też otrzymywać regularne „rabaty” od spółki Elibor, sprzedającej ropę i oliwę. W akcie oskarżenia pojawiła się też kwestia, że miejska elektrownia zaopatrywała się w materiały w sklepie żony burmistrza - innego wszak w mieście nie było.

Konstanty Miętkiewicz do nadużyć się nie przyznawał. Stał na stanowisku, że kierował się dobrem miasta - kasa była pusta, a on robił co mógł, żeby nie paraliżować pracy magistratu i nie blokować inwestycji.

Mecenas Walosiński przez dwie godziny dowodził sędziom, że jego klient popełnił jedynie przestępstwo buchalteryjne, za które powinien co najwyżej ponieść odpowiedzialność dyscyplinarną.

Nic to jednak nie dało. Wyrok był surowy: dwa lata więzienia, 500 zł grzywny i 3 lata pozbawienia praw obywatelskich. Miętkiewicza uznano winnym siedmiu przypadków malwersacji finansowych. Apelacja obrońcy została odrzucona.

Burmistrza Miętkiewicza w więzieniu zastała wojna, już po wkroczeniu Niemców wyszedł na wolność. Po wojnie wrócił do Bełchatowa. Lata okupacji zatarły pamięć o jego „prowizjach”, działał przy odbudowie bełchatowskiej „Centrali Handlowej”. A kamienicy nie stracił . Jak ustalił Jerzy Strachocki, tuż przed wybuchem wojny Miętkiewicz stał się jedynym właścicielem tej nieruchomości. Willa Miętkiewicza, bo tak mówiono przez lata o tym budynku, istniała jeszcze kilkanaście lat temu. Dziś nie ma już po niej śladu.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto