Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Karetki w prywatne ręce

Ewa Drzazga, współpraca greg
Wszystko wskazuje na to, że zespoły z bełchatowskiego szpitala będą do pacjentów jeździć tylko do stycznia
Wszystko wskazuje na to, że zespoły z bełchatowskiego szpitala będą do pacjentów jeździć tylko do stycznia Ewa Drzazga
Od stycznia pogotowie ratunkowe w Bełchatowie przejmie prywatna firma. Jej szef mówi, że będzie dobrze. Ale wątpliwości nie brakuje. Tak jak osób, które mogą zostać bez pracy.

Ratowników na etatach dwudziestu sześciu, sześciu ratowników na kontraktach, pięć pielęgniarek, drugie tyle dyspozytorek, trzech lekarzy. I dwudziestu kierowców, formalnie pracowników Kolumny Transportu Sanitarnego. To pierwsze ofiary tego, że od nowego roku to nie bełchatowski szpital będzie odpowiadał za pogotowie ratunkowe w okolicach Bełchatowa. Większość z nich zostanie bez pracy. Ale to nie jedyna wątpliwość związana z tym, że za pogotowie będzie odpowiadać prywatna firma.

Centrum Medyczne Riemer z Grodziska Mazowieckiego pogotowiem ratunkowym na terenie powiatu będzie się zajmować przez najbliższe pięć lat. Tak brzmi werdykt po przetargu, który rozstrzygnął Narodowy Fundusz Zdrowia.
- Od wyników złożyliśmy odwołanie - mówi Robert Kornacki, rzecznik Szpitala Wojewódzkiego w Bełchatowie. - Poczekajmy na ostateczne rozstrzygnięcia.
Ale specjalnych złudzeń nikt w szpitalu sobie nie robi. Tu straty są nie tylko finansowe (przez to, że placówka nie zakontraktuje usług, koło nosa przejdą jej ok. 4 mln zł). W grę wchodzą także wymówienia. Bo co zrobić z niemal 50 osobami, które pracowały dla pogotowia na usługach szpitala? Albo z kierowcami, którzy byli zatrudnieni przez jeszcze inny podmiot? Niektórzy pracują tu od kilku lat. Ale są i tacy, którzy z karetką związani są właściwie całe życie.
- Ja w ratownictwie pracuję już od 20 lat - mówi pielęgniarka jeżdżąca w karetce. - Wszystkie szkolenia, dokształcanie, najczęściej za własne pieniądze, szły w tym kierunku, by pracować w zespole ratowniczym. Co innego mogę robić?

Jeszcze wciąż z niedowierzaniem głowami kręcą ratownicy.
- To jest małe środowisko, jest ograniczona pula miejsc pracy - mówi jeden z nich. - Zobaczymy, trzeba będzie szukać - dodaje.
W szpitalu z wręczaniem wymówień czekają na ostateczne rozstrzygnięcia w kwestii przetargu. Bo a nóż zdarzy się cud i NFZ zmieni zdanie?
- Część personelu pogotowia zostanie zagospodarowana na innych oddziałach - mówi Robert Kornacki.
Mówi się, że dla ratowników byłaby np. praca na psychiatrii. Ale przecież dla wszystkich się miejsca nie znajdą.
- Dla około 40 procent może być ciężko o pracę - dodaje rzecznik szpitala.

Tyle, że już raczej przesądzone jest to, że w szpitalu nikt pracy nie będzie szukał dla kierowców, bo oni formalnie w tej placówce nie są zatrudnieni.
- Wydaje się logiczne, że kierowców naszych karetek powinno chcieć przejąć CM Riemer - stwierdza Robert Kornacki dodając, że szefowie szpitala byli niemal przekonani, że firma, która przejmie pogotowie, powinna wyciągnąć ręce po "starych" kierowców. W końcu znają teren, są doświadczeni. Tak by przynajmniej podpowiadała, zdaniem Kornackiego, logika.

Ale, jak się okazuje, firma która rozpoczyna dopiero działania w Bełchatowie, kierowców już ma. - Rozpoczęliśmy rekrutację pracowników, potrzebować będziemy ratowników - mówi Grzegorz Riemer, właściciel Centrum Medycznego Riemer. - Kierowcy? Mamy już swoich. Są z terenu województwa łódzkiego. Kupiliśmy dla Bełchatowa cztery nowe karetki.
W sumie załoga bełchatowskiego oddziału CM Riemer będzie liczyła ok. 50 osób. Stacjonować będą przy ulicy Przemysłowej. Minimalna obsada ratowników to ok. 40 osób. Ile zostanie przyjętych w trakcie naboru, to zależy od kwalifikacji kandydatów, bo ci przejdą ostrą selekcję. Będą musieli się popisać wiedzą praktyczną i teoretyczną. Grzegorz Riemer mówi, że już dzień po tym, gdy ogłoszenie o rekrutacji ukazało się w prasie, mieli około 30 zgłoszeń, więc nie spodziewa się problemów ze skompletowaniem kadry.

Ale czy kierowcy "z terenu województwa łódzkiego" nie będą mieli kłopotów z odnalezieniem domów w maleńkich wioskach, jeśli stamtąd przyjdzie zgłoszenie?
- Będą mieli system GPS, trafią bez problemu - Grzegorz Riemer jest optymistą. - Naprawdę, dla pacjenta nic się nie zmieni. Byliśmy już w takiej sytuacji, przejmowaliśmy nowe rejony. Wiemy, jak postępować.

Ale ci, którzy już w karetkach jeżdżą, mówią, ż GPS owszem, przyda się, ale w mieście. Gdy trzeba się będzie wyprawić np. do Fajnowa w gm. Rusiec, albo do rozsianych między polami wiosek za Drużbicami, nie ma takiego satelity z systemem naprowadzania, który by rzeczywistość ogarnął.
- Ta nowa sytuacja może się odbić nie tylko na nas, czyli pracownikach, ale i na pacjentach - podkreśla Jowita Walas, Przewodnicząca Komisji Zakładowej Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego. - Znamy ten teren, jego topografię. Dojeżdżamy do potrzebujących w osiem minut na terenie miasta i w kwadrans poza miastem. Czy firma z zewnątrz będzie wiedziała, gdzie jechać do pacjentów ?
- Martwi nas ta sytuacja - mówi Szczepan Chrzęst, starosta bełchatowski. - Zostało bardzo mało czasu, a nie mieliśmy jeszcze żadnego kontaktu z CM Riemer. Może to kwestia tego, że wyniki przetargu są wciąż nieprawomocne, ale przecież potem nie zdążą opanować sytuacji!

Starosta ma na myśli fakt, że Riemer może mieć trudności z koordynacją własnych karetek z systemem Centrum Powiadamiania Ratunkowego, które doposażane było z pieniędzy powiatu. Grzegorz Riemer w rozmowie z nami przekonuje, że to kwestia dobrej woli i przepięcia numerów telefonów. Ale i Chrzęst, i Wojciech Jeleń, zastępca komendanta Państwowej Straży Pożarnej, podkreślają, że takie proste to nie jest i optymizmu nie podzielają.
- Potrzebne są uzgodnienia, podpisanie porozumień, dogranie spraw formalnych - mówi Wojciech Jeleń. - System rejestracji rozmów, dowodzenia, łączności z karetkami, to wszystko jest sprzężone ze szpitalem. Kilka dni na zmiany takiej organizacji to za mało!

Podobnie wątpliwości budzi to, jak dograć kwestie porozumienia nowego centrum np. z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym. W innych sprawach to szereg dokumentów, które trzeba podpisać, m.in. ze starostwem, strażą, czy szpitalem (chodzi przecież o wykorzystanie przyszpitalnego lotniska).
- Mnie niepokoi jeszcze coś innego - dodaje Jerzy Ogłuszka, dyrektor ds. medycznych bełchatowskiego szpitala. - Teraz lekarze czy ratownicy z karetki są w ciągłym kontakcie z danymi oddziałami w szpitalu. W razie nagłej potrzeby uprzedzają, jaka jest sytuacja, co przygotować. To jest zrozumiałe samo przez się, ten kontakt był oczywisty.

Jak to będzie w praktyce po 1 stycznia nikt dziś się powiedzieć nie podejmuje.
- Na miłość Boską! - dodaje dyrektor Ogłuszka. - Przecież to chodzi o tego chorego człowieka, a nie o to, czyj zespół jedzie w karetce!

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto