Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdziekolwiek jesteście. Od tak dawna...

Ewa Drzazga
Krystyna Szafran, córka zaginionej przed miesiącem 79-letniej Kazimiery Zaremby z Bełchatowa. wciąż nie traci nadziei, że dowie się czegoś o losie matki. I że będą to dobre wieści
Krystyna Szafran, córka zaginionej przed miesiącem 79-letniej Kazimiery Zaremby z Bełchatowa. wciąż nie traci nadziei, że dowie się czegoś o losie matki. I że będą to dobre wieści Ewa Drzazga
Co roku policjanci z Bełchatowa i Piotrkowa odnotowują po kilkadziesiąt przypadków zaginięć. Z reguły ,,zguby" odnajdują się po kilku dniach. Ale co roku kilka rodzin zaginionych nie może cieszyć się szczęśliwym zakończeniem. Niepewność, co dzieje się z bliskimi, czasami trwa kilka czy kilkanaście lat

Najgorsze jest domyślanie się, co też teraz może się z nimi dziać. Czy stracili pamięć i mieszkają gdzieś kątem u kogoś? Czy nie marzną gdzieś wśród bezdomnych? Czy nie stali się ofiarą jakiejś przypadkowej zbrodni? Co dzieje się z osobami, które zaginęły miesiąc, rok, dziesięć lat temu? Jak radzą sobie ich rodziny, dla których każdy dzwonek do drzwi może oznaczać koniec nadziei lub zakończenie koszmaru.

- Wie pani, dla mnie nie ma spokojnej nocy ani dnia, nie mogę jeść, nie mogę spać, najgorsze jest to wyobrażanie sobie, że marznie gdzieś, że się boi, że cierpi, że może sama nie wie, co się jej stało - mówi roztrzęsiona Krystyna Szafran, córka Kazimiery Zaremby, 79-letniej bełchatowianki, która miesiąc temu pojechała na parafialną pielgrzymkę do Wilna. I zniknęła. Zupełnie jak kamfora.

Jej córka w tym roku nie poszła 1 listopada na cmentarz.

- Nie mogłam, nie byłam w stanie - mówi Krystyna Szafran. - Tak sobie myślę, za co ją to spotkało? Za co nas to spotkało? Takie cierpienie. Jak to się skończy?

Pani Kazimiera w sobotnie popołudnie, 29 września, tuż po mszy w kaplicy ostrobramskiej poszła kupić kartki. Tak przynajmniej wynika z relacji uczestników pielgrzymki. Więcej jej nie widzieli. Widziano ją za to na nagraniach wileńskiego monitoringu z 29 i z 30 września. Te wcześniejsze pokazują panią Kazimierę w ścisłym centrum miasta. Później kamery zauważyły ją już w pewnej odległości od miejsca, w którym się zgubiła. Na nagraniach widać było przerażoną, kompletnie zagubioną starszą kobietę w ciemnozielonym berecie i płaszczu.

- Myślę, że gdyby w tych pierwszych godzinach staranniej jej szukano, to przecież by się znalazła - załamuje ręce córka zaginionej. - To nie malutkie dziecko, które się schowa w załomek muru. Jak daleko mogła w ciągu godziny odejść osoba w jej wieku...

W Wilnie szuka jej policja, szuka detektyw wynajęty przez rodzinę. Na ulicach rozlepiono plakaty, księża i środowiska polonijne działają. Na miejscu krewni zaginionej pytali o jej los jasnowidzów. Ci zapewniają, że żyje, że jest w jakimś miejscu podobnym do domu starców. Ale przecież takie zakłady i szpitale już w Wilnie sprawdzali i to nie raz. Jeden z jasnowidzów powiedział, że przez pół roku nie będzie wiadomości o zaginionej. Ale że żyje. Można jeszcze wierzyć w takie słowa?

- Mówią, że nadzieja ostatnia umiera - mówi córka zaginionej. - Ja też ją mam. Ale czasami myślę, że najgorsza pewność byłaby lepsza od tego wyczekiwania na jakikolwiek sygnał. Bo nikt się nie odzywa.

Tej nadziei nie tracą też bełchatowscy policjanci.

- Wiem, że jeszcze dziś (czyli w środę - przyp. red.) koledzy z sekcji kryminalnej sprawdzali i weryfikowali kolejne informacje, dotyczące pani Kazimiery - podkreśla Sławomir Szymański, rzecznik bełchatowskiej policji. - Nie mogę zdradzić, o co chodziło, bo to przecież działania operacyjne, ale my naprawdę ciągle nad tą sprawą pracujemy.

Jak się okazuje, czasami beznadziejne na pierwszy rzut oka przypadki miewają szczęśliwe zakończenia. Przynajmniej połowicznie. Przykład? Przez kilka lat w rejestrach bełchatowskiej policji jako zaginiony figurował młody mężczyzna. Wreszcie po kilku latach znaleziono go. Służy w Legii Cudzoziemskiej. Był w Afryce, teraz szkoli rekrutów we Francji. Nie chciał, by mówić rodzinie o jego nowym życiu. Bliscy wiedzą o nim jedynie, że ich krewny ma się dobrze i jest bezpieczny. Do ojczyzny raczej nie wróci. Polskie prawo nie zezwala na służbę w armii innego kraju. Póki ów mężczyzna przebywa za granicą, żadne represje ze strony polskich organów ścigania mu nie grożą. Gdyby wrócił, jego położenie mogłoby się okazać zgoła niewesołe.

- W sumie tylko w tym roku mieliśmy 37 zgłoszonych zaginięć - mówi Sławomir Szymański. - Mam tu na myśli nawet takie zgłoszenia, w których zaginiony odnajduje się np. kilku dniach czy nawet dnia następnego. Spośród nich znaleźliśmy 35 osób. Wśród tych, których wciąż szukamy, jest pani Zaręba oraz Konrad Bogacewicz.

Bogacewicz w 2007 roku wyjechał do Hiszpanii. Do końca 2009 roku utrzymywał kontakt z rodziną, potem on się urwał.

Szymański nie wyklucza, że w tym ostatnim wypadku mogą (choć wcale nie muszą) mieć do czynienia ze świadomym zerwaniem kontaktu z bliskimi. Bo gdy analizować powody zaginięć, to takich wypadków jest sporo. Na 35 odnalezionych w tym roku osób co siódma sama świadomie zdecydowała się na opuszczenie domu. Sześć spośród odnalezionych osób zniknęło, bo przegrały w walce z nałogiem, czy to alkoholowym, czy też uzależnieniem od narkotyków. Odnajdywano ich po kilku, czy kilkunastu dniach. Czasami rzeczywistość wyglądała tak, że mąż zamartwiał się o żonę, która nagle zniknęła z domu. Po kilku dniach okazywało się, że spędziła ten czas w melinie w sąsiedniej miejscowości.

Z kolei w czterech przypadkach powodem zniknięcia z domu była choroba psychiczna zaginionego. W pięciu przypadkach zaginionych odnaleziono poza granicami kraju. Wyjechali z Polski z własnej i nieprzymuszonej woli.

W Piotrkowie i powiecie piotrkowskim w ubiegłym roku zaginęło 26 osób, w tym 11 nieletnich. Ci w wieku od kilku do kilkunastu lat byli odnajdywani po kilku godzinach, czy kilku dniach.

- Policja nie czeka z wszczęciem poszukiwań. Kryminalni rozpytują rodzinę, znajomych, a komendant ogłasza alarm dla jednostki i poszukiwaniem zajmują się służby patrolowe - mówi Ewa Drożdż z biura prasowego KMP w Piotrkowie. - Kiedy ginie dziecko, albo mamy informację, że życie zaginionej osoby dorosłej może być zagrożone, w poszukiwania włączane są m.in. straż leśna, ochotnicza straż pożarna.

Pomagają mieszkańcy, może być wykorzystany helikopter z kamerą termowizyjną, jak to było np. w październiku ubiegłego roku, kiedy zaginął 3,5-letni Dawidek, czy w listopadzie, kiedy szczęśliwym finałem zakończyło się zaginięcie 86-letniej mieszkanki gm. Czarnocin.
Chłopiec, przypomnijmy, odnalazł się po nocy spędzonej w lesie. Na jego trop naprowadził myśliwego pies.

Zaginieni w większości są odnajdywani przez policję, ale też odnajdują się u znajomych, wracają sami.

Tak było w przypadku 22-latka z Gorzkowic, który zaginął w czerwcu tego roku i przez 3 tygodnie nie nawiązywał kontaktu z rodziną i nie dawał znaku życia. Mężczyzna wyszedł z domu 18 czerwca i ślad po nim zaginął. Rodzina zgłosiła zaginięcie na komisariacie w Gorzkowicach, a funkcjonariusze rozesłali komunikat do innych posterunków. Rysopis 22-latka pojawił się w mediach, a rodzina rozpoczęła poszukiwania.

Po ukazaniu się informacji na jednym z portali internetowych policja dostała anonimowe zgłoszenie, że poszukiwany mężczyzna widziany był w Warszawie. Szczęśliwym trafem patrol policji wypatrzył mieszkańca Gorzkowic na jednej z warszawskich ulic. Okazało się, że jest cały i zdrowy.

Są jednak historie, które nawet od kilkunastu lat nie mogą znaleźć szczęśliwego finału.

- To była środa targowa, jak dziś. Wracaliśmy z mężem od miasta, minęliśmy się z nią. Szła w stronę targu w czarnym płaszczu, białym szaliku - wspomina Helena Strojna, bratowa zaginionej w grudniu 1999 roku Bożenny Strojnej.

Kobieta miała wtedy 57 lat. W domu zostawiła włączony telewizor. Od tamtej pory wszelki ślad po niej zaginął.

- Przeszukane były okolice Pilicy, były komunikaty, ale nic, żadnego śladu. Raz bodajże tylko były zwłoki znalezione na cmentarzu, synów wzywali do rozpoznania, ale to nie była ona - mówi pani Helena dodając, że po tylu latach mało kto wierzy, że kobieta się odnajdzie. - Synowie mieszkają w Łodzi, już nawet kontaktu nie mamy.

Zdjęcie Bożenny Strojnej można odnaleźć wraz z wszystkimi informacjami na stronie internetowej fundacji Itaka. Podobnie, jak Tadeusza Zacierki w Piotrkowa, który w dniu zaginięcia miał 49 lat. Zaginiony piotrkowianin był też jednym z bohaterów programu telewizyjnego "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie".

- We wrześniu minęło już 12 lat. Wyjrzałam jeszcze za nim przez okno w kuchni - zamyśla się na chwilę Tusnelda Zacierka z Piotrkowa. Jej drugi syn mieszka we Francji i kobieta odczuwa czasami samotność.

- Z jednej strony czasami myślę, że być może on już nie żyje, był chory, ale kiedy tak myślę, to okropne jest to, że nie ma żadnego śladu, nie odnaleziono ciała - mówi piotrkowianka, u której jeszcze jakieś dwa lata temu był policjant w związku z odnalezieniem zwłok mężczyzny w podobnym wieku pod Siedlcami. Nie był to jednak syn pani Tusneldy.

W związku z problemami formalnymi rodzina niedawno wystąpiła o sądowne uznanie Tadeusza Zacierki za zmarłego. Kobieta jednak nie zamierza symbolicznie pochować syna.
- W Święto Zmarłych nie mam gdzie lampki zapalić, ale grobu nie zrobię... chyba wciąż nie mogę pogodzić się z myślą, że on nie żyje - mówi kobieta.

Współpraca tyka, kr

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto