18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

11 lutego kończy się kara Mariuszowi Trynkiewiczowi. Jak doszło do zbrodni?

Karolina Wojna
Mariusz Trynkiewicz podczas wizji lokalnej w lesie wierzejskim
Mariusz Trynkiewicz podczas wizji lokalnej w lesie wierzejskim Dariusz Śmigielski
Zawsze kochałem dzieci, wydarzyła się rzecz straszna, do dziś niewytłumaczalna - to słowa Mariusza Trynkiewicza. 11 lutego kończy odsiadkę.

Pierwszy zginął 13-letni Wojtek Pryczek. Został zwabiony do mieszkania przy ul. Działkowej pod pretekstem zapisania się do sekcji strzeleckiej i uczestnictwa w obozie wypoczynkowym. Syn salowej ze szpitala przy ul. Rakowskiej najpierw został nakłoniony do własnoręcznego napisania kartki do matki - żeby się nie niepokoiła. Potem został uduszony. W ustach miał gąbkę. Był 4 lipca 1988 roku. Nikt w Piotrkowie nie przypuszczał, że to będzie bardzo długie lato. Ciało chłopca, owinięte w koc i tekturowe pudło zostało wywiezione do lasu i przykryte chrustem.

14 lipca kartka z dziecięcym pismem Wojtka dotarła do adresatki. "Kochana mamusiu, jestem w bezpiecznym miejscu z ogłoszenia i zarabiam trochę pieniędzy i niedługo wrócę - Wojtek". O ile kartka działała uspokajająco, kilka dni później Zofia Pryczek dostała kolejny list - anonim z żądaniem okupu. Bo syn "zdecydował się przystąpić do sekty". Zgodnie z instrukcją 50 tys. miała złożyć przy grzybku w pobliżu strzelnicy na Wierzejach. Po pieniądze nikt się nie zgłosił.

29 lipca w tym samym mieszkaniu przy ul. Działkowej, ryglowanym na kilka zamków, z wypisanym na drzwiach cytatem z piosenki Rogera Watersa, zostali zabici 12-letni Krzyś Kaczmarek i Artur Krawczyński oraz 11-letni Tomek Łojek. Zginęli od ciosów finką myśliwską. Krzyś był zraniony w okolice skroni, miał rany szyi i karku, trzy rany w okolicy łopatkowej i inne, które stały się "przyczyną gwałtownej śmierci". Tomek miał rany kłute w linii pachowej do płuca, rany opłucnej, brzucha i rany powyżej małżowiny usznej. Artur był dźgany w klatkę piersiową, żebra, obojczyk. Ich ciała owinięte w poszewki, ręczniki, tektury, tkaniny bawełniane i flanelowe, prześcieradło i folię, powiązane sznurkiem zabójca zniósł do blokowej piwnicy, a potem wywiózł do lasu wierzejskiego. Tam w nocy z 3 na 4 sierpnia podpalił ciała chłopców.

Wszystko stało się podczas przepustki w odbywaniu kary przez Trynkiewicza, skazanego za przetrzymywanie i dotykanie nieletnich chłopców. Decyzja o zgodzie na przepustkę została wydana przez Wojskowy Sąd Garnizonowy 1 kwietnia 1988 roku. 1 sierpnia1988, już po dokonaniu zbrodni, wpłynął wniosek o dalszą przerwę.

Trójka kolegów, którzy 29 lipca wybrali się na Bugaj, była szukana od ok. godziny 15, gdy nie wrócili na obiad. Krzyś i Tomek mieszkali przy tej samej ulicy, Artur przyjechał rano z ojcem na ul. Bystrą do ciotki. Poszukiwania trwały do nocy. Rozpytywano w Piotrkowie i nad Zalewem Sulejowskim. Szukano m.in. mężczyzny w kapeluszu z dużym rondem.
- Zatrzymano wtedy księdza, który przyjechał na pogrzeb - wspomina Jerzy Szymański, dziś na emeryturze, wtedy aktywny milicjant z Sulejowa.

To on, dzień po znalezieniu ciał chłopców, 6 sierpnia, gdy w całym mieście zapanowała psychoza strachu, wytypował na potencjalnego sprawcę Mariusza Trynkiewicza.

Młody nauczyciel przewinął się przez ręce sulejowskiej policji, gdy w 1987 roku zabierał do letniego domu we Włodzimierzowie młodych chłopców i przetrzymywał ich tam w plastikowych workach na głowie, które ograniczały widoczność. Został ujęty przez mieszkańców, ludzie, jak wspomina Szymański, niechętnie mówili o jego praktykach.

- Wtedy prowadził we Włodzimierzowie kółko fotograficzne - wspomina Szymański.
Worki na głowach mieli też zabici chłopcy. Notatkę sporządzoną przez Szymańskiego do Piotrkowa na motorze wiózł Jan Dziemdziora, wtedy szef Szymańskiego.

Małgorzata Ronc, w tym czasie zastępca prokuratora rejonowego w Piotrkowie, która doprowadziła do skazania Trynkiewicza na karę śmierci, pamięta, że 5 sierpnia, gdy pojawiła się informacja o znalezieniu ciał trzech poszukiwanych chłopców, zabrała się za porządkowanie kuchni. Przerwał jej dzwonek do drzwi. - Nie było wtedy telefonów. Radiowozy przyjeżdżały pod dom - opowiada.

Kilka dni poprzedzających makabryczne odkrycie przez szukającego grzybów Edwarda Ślęzaka, zresztą najpierw podejrzanego o dokonanie zbrodni, dla milicjantów były wyścigiem z czasem. W momencie odkrycia zwłok zapanowała prawdziwa psychoza strachu. Brany był pod uwagę m.in. motyw satanistyczny. Jak wspomina prokurator Ronc, w śledztwie niepotwierdzony.

Zdaniem specjalistów, co znalazło odzwierciedlenie w wyroku sądu, Trynkiewicz dopuścił się mordu z lubieżności. Sam później, w nagraniu reportażu Magdaleny Majewskiej dla łódzkiej TVP, już z zakładu karnego, spokojnym, wyważonym głosem mówi, że nie było motywu. Do kamery uśmiecha się łagodnie, mówi dużo i chętnie. Teraz, od lat milczy i zakazuje służbie więziennej udzielania jakichkolwiek informacji na swój temat.

- Mówi tak, bo to jest dla niego niewygodne - ucina krótko prokurator Małgorzata Ronc i bez trudu w podręcznych aktach sprzed ćwierć wieku znajduje cytat z jego wyjaśnień, w którym zabójca opisuje moment, gdy sięgnął po nóż: "Poczułem wówczas niepokój, lęk, uzmysłowiłem sobie, że mogę mieć ponownie nieprzyjemności, że przetrzymuję nieletnich w domu".

Proces Mariusza Trynkiewicza ruszył w Piotrkowie 12 września 1989 roku. Składowi sędziowskiemu przewodniczył sędzia Marian Baliński. Pierwszego dnia ludzie niemal szturmowali budynek sądu, dlatego na salę rozpraw wpuszczano za okazaniem specjalnych kart wstępu.

Wyrok zapadł 29 września.
Trynkiewicz został uznany winnym zarzucanych mu czynów i za zabójstwo każdego z chłopców skazany na karę śmierci i utratę praw publicznych na zawsze.
Dodatkowo sąd skazał go - na 2 lata więzienia i 10 miesięcy pozbawienia praw publicznych- za dopuszczenie się czynu lubieżnego na 13-letnim Mariuszu W. Za przywłaszczenie sobie zegarka Krzysztofa Kaczmarka sąd wymierzył karę 1 roku i 6 miesięcy więzienia i 80 tys. zł grzywny. (Trynkiewicz zabrał czarny zegarek elektroniczny z niebieską tarczą i czarnym paskiem podczas owijania zwłok chłopca).
Łącznie w stosunku do oskarżonego została wymierzona kara śmierci i pozbawienie praw publicznych na zawsze.

Amnestia
21 lutego 1990 roku Sąd Najwyższy w Warszawie zamienił Mariuszowi Trynkiewiczowi karę śmierci na 25 lat pozbawienia wolności i 10 lat pozbawienia praw publicznych.Skazany ma wyjść na wolność 11 lutego 2014 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto