Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ogromne straty po nawałnicy: pozrywane dachy, połamane słupy i powalone drzewa

Karolina Wojna, współpraca emd, greg
Dariusz Śmigielski
Widzieli szary słup niesionego przez wiatr piachu i deszczu. Widoczność była tak zła, że w Piotrkowie na skrzyżowaniu kierowcy stanęli jak jeden mąż na awaryjnych - nie dało się pojechać dalej. Gdy wszystko się uspokoiło, zobaczyli coś, czego nie chcieliby oglądać w najgorszych snach - domy bez dachów, potężne drzewa powyrywane z korzeniami, słupy energetyczne połamane jak zapałki

Antonielów (gm. Łęki Szlacheckie), Szczepanowice (gm. Gorzkowice), Mzurki, Rokszyce (gm. Wola Krzysztoporska), ulice Wojska Polskiego i Twardosławicka w Piotrkowie, Twardosławice, Szydłów Kolonia, Kamocin i Papieże w gminie Grabica, Gościmowice i Kosów w gminie Moszczenica. W środę po południu przez te miejscowości przeszła nawałnica, jaką dotąd mieszkańcy widzieli tylko w telewizji. Po kolei pustoszyła gospodarstwa znajdujące się na jej trasie.

W środę straż pożarna mówiła o zgłoszeniach do 11 zerwanych i uszkodzonych dachów budynków mieszkalnych i 13 dachów na zabudowaniach gospodarczych. W czwartek w samej tylko Grabicy doliczono się 24 uszkodzonych budynków.
Na papierze to tylko liczby, w rzeczywistości to ludzkie tragedie, których ogrom trudno opisać.
- Osiemdziesiąt siedem lat żyję i jeszcze czegoś takiego nie przeżyłam - drżącym głosem mówi Kazimiera Patała z Papieży i pomarszczoną, spracowaną dłonią przeciera przeszklone łzami oczy.

Łzy napływają same, gdy tylko się wejdzie na zdewastowane przez żywioł podwórko. Nieduży dom z czerwonej cegły nie ma dachu - spadł, gdy w budynek uderzył dach porwany ze stodoły sąsiadów z naprzeciwka. Siła uderzenia była tak potężna, że prawdopodobnie naruszyła konstrukcję domu pani Kazimiery - w czerwonym murze widać wyraźne wyrwy.

Obok domu i w ogródku przed nim gruzowisko - to ściana poddasza, spadła cała, a huk był taki, jakby świat się kończył. Na samym podwórku, gdy dom bez dachu i kupa cegieł zostają za plecami, można odnieść mylne wrażenie, że tu nic się nie stało. Wystarczy jednak przejść kawałek dalej, za dwa zaparkowane samochody - o ironio nietknięte przez wiatr i niesione przez niego kamienie. W dachu drewnianej i krytej strzechą stodoły smętnie sterczą potężne belki z konstrukcji dachu sąsiadów zza drogi, Adamusów. Wiatr wbił je jak strzały.
- To całe szczęście, że nie uderzyły w dom, przecież gdyby wbiły się np. w okno, to by kogoś z nas zabiły - mówi Agnieszka Kusy, narzeczona wnuczka pani Kazimiery. Młodzi nie płaczą, nie załamują rąk, tylko szybko sprzątają bałagan.

Po drugiej strony drogi, u Adamusów kilka godzin po nawałnicy też nikt nie stał bezczynnie. Fragmenty murów dosłownie rozebranej przez wiatr stodoły były zabezpieczane przed deszczem, każdy uwijał się jak przy żniwach. To tu od pioruna padła krowa, to stąd żywioł zabrał dach stodoły i rzucił nim na dom Patałów.
- Pomoc sąsiedzka jest nieoceniona - mów Aneta Adamus krzątając się po zagraconym podwórku. Samą nawałnicę przeczekała w domu, jak opowiada, to były chwile, podczas których za oknami zrobiło się szaro.
- A potem, jak wszystko opadło, patrzymy, a tu nie ma stodoły... W telewizji to wygląda inaczej, ale na swojej skórze, to wygląda... - urywa.

Obok kolejne zniszczone gospodarstwo. Anna Nieśmiałek pokazując szkody przypomina wydarzenia z 1997 roku. Wtedy dach spadł z budynku gospodarczego. Teraz wiatr zniszczył dom.
W czwartek we wszystkich 19 poszkodowanych gospodarstwach w czterech wsiach gminy Grabica trwało szacowanie szkód. Na podstawie zarządzenia wójt Edwardy Wójcik, która zaraz w środę wieczorem objeżdżała gminę, w teren ruszyła komisja sporządzająca dokładne protokoły strat. Na ich podstawie gmina ma wspomóc poszkodowanych oraz wystąpić do wojewody o zasiłki do 6 tys. zł.
W Piotrkowie w czwartek rano po wichurze było praktycznie posprzątane. Nawałnica ominęła centrum - tu tylko połamane gałęzie i położone na chodnikach delikatne jarzębiny przypominały o środowych wydarzeniach.

Zupełnie inny krajobraz był w rejonie ulic Wojska Polskiego i Twardosławickiej, gdzie żywioł zerwał dwa dachy i wyrwał z korzeniami kilkanaście potężnych drzew. Przewrócone na posesje, pozrywały linie energetyczne pozbawiając całe osiedla prądu.
- To była chwila, na szczęście nam zniszczyło tylko ogrodzenie - mówi Bożena Wężyk z ul. Wojska Polskiego, wskazując na potężny żeliwny płot zgnieciony w taki sposób, jakby był z plastiku. Tu wiatr uderzył z taką siłą, że wzdłuż ulicy połamał kilkanaście betonowych słupów energetycznych.
- Wszystko jest sukcesywnie porządkowane, drzewa są usuwane, a Zakład Energetyczny ma przywrócić elektryczność do godz. 22 - mówił w czwartek Marek Domański, kierownik referatu zarządzania kryzysowego i obrony w Piotrkowie.

Zobacz zdjęcia:

W Bełchatowie na szczęście tylko powiało grozą. Gdy nad miastem rozpętała się burza, a ściana deszczu przesłaniała widok, na kilkanaście minut przestały działać telefony komórkowe. Dwie godziny później strażacy mieli za sobą już ok. 30 wyjazdów do zalanych piwnic.
W samym Bełchatowie najbardziej ucierpiało osiedle Dolnośląskie, gdzie wodę trzeba było pompować z piwnic restauracji czy z budynku dawnego "Czardasza". Zalało też budynki m.in. przy ul. Warszawskiej, Pomorskiej, Wspólnej, Grota Roweckiego, 1 Maja czy Piłsudskiego. Wodę trzeba było odpompować z piwnic hotelu Wodnik na Słoku. Sporo roboty mieli też ochotnicy w gm. Kleszczów czy Zelów, ale nie było przypadków uszkodzenia domów.
Piorun za to uderzył w dwa budynki, w dom przy. ul. Czyżewskiego w Bełchatowie oraz w w stodołę w Ciszy (gm. Kluki).

W mieście przez kilkanaście minut kierowcy mieli kłopoty z przejechaniem m.in. przez rondo Andersa czy z przedarciem się przez rondo na os. Binków. W chwili najbardziej obfitych opadów w niektórych miejscach z brzegów wystąpiła Rakówka, m.in. w parku miejskim przy dworku Olszewskich.

Chwile grozy przeżyli też szefowie zakładów Humax, produkującego telewizory. Dużo wody zebrało się przy stacji transformatorowej zasilającej zakłady. Obawiano się, że może zostać zalana, więc profilaktycznie ją wyłączono. Tu też skończyło się na strachu, nie było zakłóceń w produkcji, bo zakłady skończyły pracę o godz. 15, czyli tuż przed burzą.
- Na całe szczęście skończyło się tylko na strachu, bo potężna nawałnica przeszła bokiem nie czyniąc poważniejszych szkód na terenie miasta nie licząc podtopień - mówi Dariusz Matyśkiewicz, wiceprezydent Bełchatowa.

Czytaj także:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto